Boskie Buenos

"Oczekuje cudu" - podsumowywały z wyprzedzeniem okładki kolorowych pisemek, przedstawiając trenera Maradonę w pozie męczennika. Zwycięstwo albo śmierć. Mecz o wszystko. Spotkanie ostatniej szansy. Jako Polak, jestem od dzieciństwa absolutnie przyzwyczajony do tych określeń, wręcz na nie impregnowany, natomiast gdzie jak gdzie, ale w Argentynie to szok. Szok trwał przez pierwsze czterdzieści pięć bezbramkowo bezbarwnych minut. Zająłem się kontemplacją zajmujących jedną trzecią ekranu, pojawiających się co kilka minut reklam. Polecano głównie środki przeciwbólowe, i nie dziwota, zważywszy na to, co działo się na pozostałej części ekranu.

13.10.2009

Czyta się kilka minut

Na początku drugiej połowy biało-niebiescy geniusze zdobyli gola. Wtedy zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Przestałem dobrze widzieć. Najpierw pomyślałem, że to anomalia związana ze zmianą strefy czasowej, odmiennym rodzajem flory bakteryjnej itp. Ale nie - przyczyna, dla której obraz meczu staje się coraz bardziej rozmazany, była natury obiektywnej. Obiektywy były regularnie zalewane niemal horyzontalnymi strugami wody, gdyż natura zdecydowała się dodać swoje trzy pesos do desperackiego południowoamerykańskiego widowiska. Od czasu do czasu w ramach transmisji telewizyjnej było widać strzępy akcji: piłkę zatrzymującą się w najbardziej ekscentrycznych kierunkach, dryblerów zaskoczonych brakiem kontaktu z podłożem, bramkarzy czujnie pływających od słupka do słupka - z wiatrem i pod wiatr. Mecz zrobił się wręcz niesamowicie żywiołowy.

Kiedy Peruwiańczycy wyrównali pod koniec meczu - boski Diego w strugach deszczu bezsilnie kopnął bidon. Maradona na pewno płakał, ale któż był w stanie to dostrzec? I wtedy, w doliczonym czasie gry, w wichrze chaosu podtopionego pola karnego, nadludzkim natężeniem siły woli, Martin Palermo przepchnął piłkę przez ścianę wody. Za ścianą była pusta bramka dzielnych Peruwiańczyków. Cud doszedł do skutku. Buenos krzyczy: goooooooooooooooooooooooool!

Argentyna trenera Maradony dostanie kolejną ostatnią szansę. Wyrok odroczono. Boliwijski arbiter gwizdnął po raz ostatni. Znaczy - możemy ruszać na próbę. Nurkujemy w ulewie wzdłuż Avenida Corrientes. Momentalnie bosko mokrzy, ślizgając się po podwodnych chodnikach dwunastomilionowej metropolii, liczymy chlapnięcia stóp w kałużach: raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa raz dwa!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2009