Bogota bogata w teatr

Do Kolumbii zabrał mnie Teatr Ósmego Dnia. Po 22 godzinach lotu (przesiadka we Frankfurcie i Caracas) ląduję w Bogocie. Jestem chyba pierwszym polskim recenzentem na Iberoamerykańskim Festiwalu Teatralnym. Jako Kolumb krytyki polskiej postanawiam prowadzić dziennik.

02.05.2004

Czyta się kilka minut

Poniedziałek

Na 9. edycji festiwalu w Bogocie obowiązuje hasło “Un Mundo Para Ver", czyli “Świat do zobaczenia". Firmowany przez aktorkę Fanny Mikey blisko trzytygodniowy przegląd ma od początku formułę biennale. Kolumbijczycy chwalą się, że jest to największy festiwal obu Ameryk, że przyjechało nań 45 zespołów z 33 krajów, razem 1200 artystów z całego świata. Teatry tańca, sceny dramatyczne, teatry uliczne, minifestiwal przedstawień dla dzieci, koncerty muzyczne. Po dwanaście-czternaście prezentacji dziennie.

Przyjechałem na sam koniec, to znaczy, że nie zobaczę już teatrów latynoskich: z Meksyku, Chile, Argentyny, Kostaryki i Wenezueli. Oprócz produkcji gospodarzy czekają mnie jednak przedziwnie dobrane przedstawienia europejskie. Popatrzę na teatr Europy oczami Latynosów. Zamiast spotkania z egzotyką, będę musiał zrozumieć, dlaczego to my jesteśmy tu egzotyczni. Co publiczność kolumbijska wie o teatrze europejskim, co im się w nas podoba?

W hotelu dostaję pokój 804. Kilka miesięcy temu, po sąsiedzku w numerze 803 mieszkał heroinowy “muł" z Polski. Zgodnie z poleceniem mocodawców przed odlotem do kraju połknął kondomy z heroiną, ale zapomniał, że nie wolno wtedy zjeść śniadania. Pękł mu żołądek. Na wszelki wypadek nic nie jem.

Organizatorzy radzą nie robić nic na własną rękę. W Bogocie codziennością są porwania, napady, kieszonkowcy. Pod prysznicem zamiast dwóch znajduję trzy porcelanowe pokrętła. Ciekawe, dlaczego jednakowe?

Wtorek

Gringo pod prysznicem! Środkowy kurek otwiera zimną wodę, prawy ją zamyka. Lewa gałka chyba nie działa. Kręcę, kręcę i nic. Trudno - trzeba iść na pierwszy spektakl. Centrum Bogoty: sklepy dla nowobogackich toną wśród pchlego targu. Na każdym skrzyżowaniu grupka wojskowych: zagubieni w wielkim, ośmiomilionowym mieście indiańscy rekruci.

“100 minut" Tomaža Pandura to produkcja festiwalu w Lublanie i Pandur Theatre. Słoweński reżyser zajmuje w swoim kraju pozycję mniej więcej taką, jaką u nas mają Jarzyna i Warlikowski. Sięga po rozsławioną przez grupę Laibach estetykę Neue Slowenische Kunst, jego “100 minut" to wariacja na temat “Braci Karamazow". Reżyser krąży raczej wokół powieści, niż ją adaptuje. Przejmuje jedynie kilku bohaterów i kilka scen: rozmowę przy koniaczku, monolog Iwana, wątek Gruszy.

Lizawieta Smierdiaszcza i stary Karamazow to jedna postać, ojco-matka grana przez starą półnagą baletnicę. Bracia są niemal identyczni. Zawsze działają grupowo. To muskularni blondyni, anielscy mordercy w wojskowych butach i płaszczach, apostołowie gwałtu. Kaci i oprawcy, reszta bohaterów to ich ofiary: będą stały długo przy zamykającej scenę ścianie do treningu wspinaczki wysokogórskiej jak ludzie czekający na rozstrzelanie.

Słoweńskie przedstawienie wypełniają wynaturzone marzenia o sile, ćwiczenia w okrucieństwie. Pandur epatuje zestawieniem elementów gejowskich i faszystowskich. Neurotyczny i chorobliwie blady Iwan zostaje ukrzyżowany na scenie. Wściekłym gestem próbuje objąć chory, zarażony nienawiścią świat. Nie chce go jednak zbawić, ale zarazić perfidią i perwersją. Miłość Dymitra i Gruszy objawia się jako tortura. Skowyt bólu jest miłosną pieśnią. Akt seksualny kochanków będzie przypominał zadawanie ciosów w podbrzusze. Ostrze siekiery wbija się w drewno jak w głodne miłości ciało.

Kolumbijska publiczność wydaje się być przytłoczona gęstą fakturą spektaklu, uderzeniami muzyki i obrazów wyświetlanych z projektora. Ale i przerażona adekwatnością wizji Słoweńców. W zmilitaryzowanym kraju, szarpanym wojną domową, rywalizacją ugrupowań partyzanckich i rebelianckich, gdzie każdy obiekt państwowy strzeżony jest przez wojsko, a patrol wojskowy bije do nieprzytomności pałkami schwytanego w tłumie złodzieja, “faszystowscy" “Bracia Karamazow" ze Słowenii brzmią złowieszczo.

Środa

Środkowa gałka ani drgnie. Odetkała się prawa, ale też z zimną wodą.

W Bogocie mało kto mówi po angielsku. Uczę się hiszpańskiego: Hotel Bacata por favor. Gracias. Maniana. Quanto es? Buenos Dias. Dzięki znajomości tych słów i zdolności do rozszyfrowania brzmienia liczebników udało mi się przeżyć.

Festiwal jest trudny w obsłudze. Nic nie zaczyna się punktualnie, opóźnienia spektakli wynoszą kilkadziesiąt minut. Może dlatego, że miejsca prezentacji są porozrzucane po całym gigantycznym mieście. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki organizatorzy wrzeszczą na protestujących widzów, wybierają z tłumu delikwentów i gorączkowo coś im perswadują. Mam wrażenie, że publiczność jest w jakimś sensie przeciwko nim: bo bilety drogie (średnio po 60 tysięcy pesos). Na szczęście teatr uliczny jest bardziej demokratyczny: oprócz poznańskich Ósemek w Bogocie gra katalońska Xarxa i portugalski Teatro Ka.

Kolejny Słoweniec Matiaž Pograjc (Teatro Mladinsko z Lublany) pokazuje w teatrze Colsubsidio “Marata/Sade" utrzymanego w konwencji “Opery za 3 grosze". Publiczność, podobnie jak w przypadku pokazywanego nieco wcześniej litewskiego “Rewizora" Rimasa Tuminasa, reaguje na aluzje polityczne. Kiedy sanitariusze z domu wariatów przebrani za groteskowe policyjne oddziały porządkowe pacyfikują rewoltę markiza i jego kompanów, publiczność zrywa się do gwizdów i oklasków. Ona takie sceny zna z autopsji.

W nocy zza hotelowego okna słyszę strzały. W Bogocie życie jest ciekawsze i straszniejsze niż teatr.

Czwartek

Kurek z prawej coraz bardziej mnie irytuje.

Po południu wybieram się do miasteczka teatralnego. Corferias Ciudád Teatro to zamieniony w przestrzeń festiwalową teren stołecznych pawilonów wystawowych. W ośmiu halach i hangarach sześć scen teatralnych, muzeum, salon z gadżetami festiwalowymi, muszla koncertowa i kilka restauracji. Tu można obejrzeć na wideo spektakle z lat poprzednich, zapoznać się z historią festiwalu, kupić książki o teatrze. To najbezpieczniejsze miejsce w mieście. Przy wejściu każdego starannie obszukują. Pytają, czy nie wnosisz broni, narkotyków, alkoholu.

Oglądam kanadyjski “Circus Inferno" Daredevil Opera Company, jeden z największych przebojów kasowych festiwalu, uroczo naiwny powrót do czasów burlesek i wodewili czasów Chaplina. Z pawilonu 4 przechodzę do pawilonu 6 na rock operę. W pawilonie 2 kupuję koszulkę z logo festiwalu. Na głównym placu Ciudád Teatro słucham koncertu muzyki klasycznej.

Pawilon 8 to miejsce prezentacji spektaklu rumuńskiego Teatro Bulandra. Znany w Polsce z kontrowersyjnych “Trzech sióstr" Alexandru Darie wyreżyserował “Anatomię Tytusa. Upadek Rzymu" Heinera Müllera. Przedstawieniu bliżej do dzikości i okrucieństwa szekspirowskiego pierwowzoru niż do zamysłu niemieckiego dramaturga. Darie przenosi akcję na arenę do walki kogutów. Bohaterowie w antycznych i barbarzyńskich kostiumach skaczą sobie do gardła, odcinają kończyny, tłamszą i depczą. Jest w tym spektaklu złość i nienawiść. Po raz kolejny Kolumbijczycy niemal jak kibice dopingują aktorów. Entuzjazm wzbudzają hektolitry rozlanej na arenie krwi, kolejne akty przemocy. Albo nie biorą tej konwencji serio, albo...

Piątek

Kręcę gałką lewą i prawą równocześnie. Woda pozostaje zimna.

Procesja wielkopiątkowa. Ulicami bogotańskiej starówki wierni niosą figurę Chrystusa Upadającego. Na ulicach handlarze dewocjonaliami. Psy i żandarmeria w każdym kościele. W tłumie jest miejsce i na żarliwą wiarę, i na postawy obrazoburcze. Kiedy ksiądz pyta: Kto nas zbawił? Kto zmartwychwstanie? wołamy “Cristos!" i wznosimy w górę zaciśniętą pięść. W Kolumbii władza, teatr i religia wchodzą w swoje kompetencje. W Polsce żaden ludyczny festiwal nie mógłby się odbyć w Wielki Piątek. Tu samba i rumba, koncerty i tańce do rana.

Sobota

Pod prysznicem nie dotykam środkowego kurka. Ale teraz i z prawego nic nie leci. Permanentnie zimna woda. Napadli na Niemców z Thalia Theater. Ktoś z zespołu w stanie silnej psychozy nie opuszcza pokoju hotelowego.

Wtapiam się w tłum. Hiszpański Teatro del Temple gra opowieść o młodzieńczych latach Buńuela, Lorki i Dalego. Reżyseruje Carlos Martina. Męczący, nudny teatr, ale ciekawy problem. Młodzi surrealiści, szukający absurdalnego waloru świata w zderzeniu z wojną domową, z frankistami. Rzecz o zdradzie ideałów i przyjaźni. Tylko Lorca ginie za to, w co wierzył. Buńuel i Dali wyjeżdżają.

Widownia wybucha śmiechem na widok postaci kardynała. Inny, tym razem prawdziwy kardynał Bogoty nie zgadza się na sobotni spektakl, bo zakłóci czuwanie paschalne. Otwiera drzwi katedry na Placu Boliwara w chwili, kiedy miał się zacząć włoski “Upadek aniołów". Wchodzimy do świątyni. Organizatorzy wołając przez megafon przenoszą widowisko na późną noc.

“La caída de los ángeles" Kant Piccola Cooperativa jest niemal mistycznym freskiem o stworzeniu świata, pochwale Boga i upadku aniołów. Reżyser Nanni Maimone, dystyngowany starszy pan wyglądający jak angielski dżentelmen z minionego stulecia: broda, kapelusz, tweed, pumpy, serwuje nam niewiarygodnie piękne i wysmakowane projekcje symbolicznych obrazów na kurtynie wodnej. W jednej ze scen zatroskane oblicze Stwórcy zawisa w powietrzu i nagle spada wraz z wodą na ziemię. Jakby powiał wiatr i Boga już nie było. Spektakl Maimone jest poetycki, jego rozbuchana wizualność przywołuje skojarzenia z widowiskiem barokowym. Zawieszone na linach anioły w bieli i czerwieni tańczą w powietrzu 10 metrów nad naszą głową. Ogniste krople zrzucane z gmachu parlamentu to strącenie aniołów: sam szatan schodzi po dachu. Przez ciemne nocne niebo z jarzącym się w oddali kościołem na górującej nad miastem górze Montserrat płyną kolorowe piłki i okręt.

“Caida de los angelés" powstało na zamówienie festiwalu i jest perfekcyjnym wykorzystaniem przestrzeni Starej Bogoty. Widz ma wrażenie, że w przedsięwzięciu bierze udział sama natura. Każdy kamień i chmura nasącza się poezją, muzyką i teatrem.

Niedziela

Zmieniam pokój na 802. Pod prysznicem witają mnie znajome trzy kurki.

Na koniec festiwalu Rosjanie z Chekhov Festival: “Wieczór Trzech Króli" wyreżyserowany gościnnie przez Irlandczyka Declana Donnelana z Cheek by Jowl. Reżyser rozpisał sztukę Szekspira na samych mężczyzn. Nie jest to jednak przedstawienie gejowskie, ale próba rekonstrukcji konwencji teatru elżbietańskiego z dodatkiem pasteli i bieli Czechowa, a także rosyjskich z ducha scen rodzajowych. Świetnie gra Żenia Cygancew (Antonio) i Andriej Kuziczew jako Viola. Aktorzy perfekcyjnie udają kobiety, budują zwiewne sceniczne obrazy, ale raz po raz do spektaklu wdziera się klimat komedii bulwarowej. Oj, nie ma dyrektor Mikey dobrego rozeznania w rosyjskim teatrze. Za często ulega stereotypom: jak Polska, to zaangażowany teatr uliczny, jak Niemcy, to przeczytana po nowemu klasyka, jak Rosjanie, to sceny z wódką Stoliczną.

Poniedziałek

W parku Bolivara demontujemy “Arkę" Ósemek. Odpinam linki. Pakujemy kontener. Wojsko zniknęło z ulic i przeniosło się tutaj, żeby musztrować rekrutów. Plac, na którym przez 5 dni teatr z Polski opowiadał o potrzebie wewnętrznej wolności, zamienia się w przestrzeń defilad.

Wszyscy tłumaczą mi, do czego służą gałki pod prysznicem.

Wtorek

Urwałem środkową gałkę na pamiątkę. Tuż po zakończeniu festiwalu na Bogotę spadła tropikalna ulewa. Deszcz zalał przedmieścia. Zmył z ludzi i miasta pamięć o europejskim teatrze, wszystko wróciło do dawnego leniwego rytmu. Kolumbijczycy mają z europejskimi teatrami ten sam problem, co ja z gałkami pod prysznicem. Co z tego, że są, skoro nie wiadomo, co z nimi zrobić. Wracam.

Un mundo para ver (“Świat do zobaczenia"), 9. Iberoamerykański Festiwal Teatralny w Bogocie, 26 marca - 11 kwietnia 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2004