Bociany tu już nie przylecą

Spór o ziemię w mazurskich Nartach rozdrapał dawne rany. Jakby emigracja późnych przesiedleńców do Niemiec była zatrutym ziarnem, które wykiełkowało dopiero teraz.

19.07.2011

Czyta się kilka minut

Agnes Trawny przed spornym domem w Nartach, lipiec 2011 r. / fot. Michał Olszewski /
Agnes Trawny przed spornym domem w Nartach, lipiec 2011 r. / fot. Michał Olszewski /

Sprawa Agnes Trawny to najgłośniejszy przypadek sporu o mienie tzw. późnych przesiedleńców, czyli właścicieli terenów na "Ziemiach Odzyskanych", którzy w latach 70. i 80. wyjechali do Republiki Federalnej Niemiec.

Szacuje się, że tylko z Warmii i Mazur wyjechało wówczas niemal 200 tys. osób, które mieszkały tu przed II wojną światową i były wówczas obywatelami Niemiec, a po 1945 r. zostały uznane przez władze PRL za Polaków - i dlatego nie zostały objęte przymusowym wysiedleniem ludności niemieckiej - ale 30-40 lat później, gdy możliwe stały się legalne wyjazdy z PRL do RFN, uznały się za Niemców i podjęły starania o wyjazd; podobne zjawisko dotyczyło Górnego Śląska (wedle zachodnioniemieckiego prawa obywatelstwo RFN przysługiwało im automatycznie, jako byłym obywatelom III Rzeszy lub jako ich potomkom).

Teraz, po latach, mogą się ubiegać o odzyskanie utraconych ziem z kilku powodów: część z nich uległa oficjalnemu szantażowi, oddając własność w zamian za paszport. Wygaszanie obywatelstwa przeprowadzano niezgodnie z konstytucją PRL, a polscy urzędnicy często nie dopełniali formalności prawnych związanych z przejęciem ziem na poczet Skarbu Państwa. Część wyjeżdżających nie zrzekła się majątku w sposób, który miałby rangę decyzji administracyjnej.

Istnieje jeszcze jeden zapis prawny, istotny w sprawie Agnes Trawny i budzący najwięcej kontrowersji: dekret o majątkach opuszczonych z 1946 r. i ustawa regulująca przejmowanie opuszczonych nieruchomości z 1961 r. W myśl zapisów majątek mógłby przejść automatycznie na rzecz Skarbu Państwa, gdyby do Niemiec wyjechał Emil Rogalla - ojciec Agnes Trawny. Prawo to nie dotyczy jednak jego spadkobierców.

W tej chwili na terenie województwa warmińsko-mazurskiego toczy się ok. 50 podobnych spraw. MOL

Spotkana na przechadzce wokół odzyskanej posiadłości słynna Agnes Trawny nie wygląda jak krwiożercza forpoczta Niemców, którzy lada chwila zaczną wracać na Mazury po swoje ziemie.

Wśród pokrzyw, chwastów, zdziczałych krzewów, ruin, połamanych płotów, bud zbitych z kawałków drewna i folii, Trawny wygląda raczej jak osoba rozpaczliwie zdziwiona. Najwyraźniej nie dowierza własnym oczom. Siwa jak gołąb kobieta, w jasnych spodniach i skromnej bluzce, z rękami splecionymi na kości krzyżowej, zagląda przez wybitą szybę do dawnego chlewa, nogą roztrąca to, co pozostało ze stodoły, sprawdza, czy gnijące w trawie deski do czegoś jeszcze się przydadzą, ciągnie za kawał plastiku, a on rozpada się w rękach. Chodzi po odzyskanej połówce domu, przez ponad 30 lat zamieszkałej przez Głowackich - rodzinę robotników leśnych, oglądając to, co po nich zostało: mapę wilgoci na łazienkowym suficie, poroże koziołka, stare linoleum, kominek, drewnianą rybę, zapomniany klucz.

Jest więc zdziwienie, ale jest też i wielki niesmak, widoczny na ogorzałej twarzy. ­­- Jak można było? Co tu się stało? Ja nicz nie rozumiem, nie rozumiem, przecież jak my wyjeżdżali, wszystko zostało w najlepszym porządku. Byliśmy wzorowe gospodarze, a zostały śmieci. Jak można było tak wszystko na marnację puścić? ­- pyta Agnes Trawny.

Gdyby te pytania zadawał Polak, sprawa byłaby skomplikowana. Naukowcy powiedzieliby, że nowi mieszkańcy z pewnością nie czują się do końca u siebie, urzędnik podpowiedziałby, że posiadłość należy do Lasów Państwowych, mieszkańcy tłumaczyliby, że pieniędzy ledwo wystarcza na najpotrzebniejsze rzeczy.

Ponieważ jednak pytania wychodzą od kobiety z obywatelstwem niemieckim, sprawa się upraszcza. Wiadomo przecież, że obywatel Niemiec takich pytań w Polsce zadawać nie ma prawa, nawet jeśli spędził tu większość życia, mówi dobrze po polsku, a na okolicznych polach do dzisiaj potrafi pokazać, gdzie najlepiej rośnie pszenica, a gdzie gryka. Nie ma to znaczenia.

Agnes Trawny, lat 74, obywatelka niemiecka, która odzyskała rodzinną posiadłość w mazurskiej miejscowości Narty, umacnia mit złego Niemca, który chce puścić dobrych, choć biednych Polaków z torbami. Od przejęcia całej posiadłości dzieli ją tylko krok. Połowa domu już pusta, bo Głowaccy się wyprowadzili. 10 lipca minął termin eksmisji rodziny Moskalików, którzy zajmują drugą połowę domu.

Zatrute ziarno

Ale Moskalikowie na razie nigdzie się nie wybierają.

W czasie gdy Agnes Trawny z założonymi rękami spaceruje za płotem, oni siedzą przed domem, pod parasolem Coca-Coli, przy rozchwierutanym plastikowym stoliczku, w typowo mazurskim pomieszaniu piękna i dobrze zakorzenionego nieładu. Przed oczami mają czerwień dachówek i cegieł zabudowań gospodarczych, która miesza się z soczystą zielenią mazurskiego lata. Brzezina delikatnie szeleści, szczebioczą jaskółki. Ze ścian domu odpada tynk. Sień ocieplili kolorowymi zgrzewkami po wodzie mineralnej, wiatę na samochód zbudowali z drewna i plastikowych banerów. Do mieszkania nie zapraszają, nie ma czego oglądać. Od kilku lat, przyznają, odpuścili, ściany czarne, bo malować nie ma sensu. Niech się zawali.

Jadwiga - głowa rodziny - twarda, mazurska kobieta, Edek - jej mąż, emerytowany pracownik Lasów Państwowych, ich synowa Krystyna, czasem zajrzy teść jednego z synów. Całą historię opowiadają sobie po raz kolejny, szczegół po szczególe.

Oni też nie rozumieją wszystkiego i to chyba jedyne, co łączy ich z Niemką. Przez 25 lat słyszeli, że ich dom należy do Lasów Państwowych, teraz należy do kogo innego. Jak to możliwe? Nie rozumieją też, dlaczego według sądu Agnes Trawny utraciła ziemię niezgodnie z prawem, skoro w Niemczech otrzymała za utraconą ziemię pieniądze? Albo jeszcze inne pytanie, które nie wybrzmiewa bezpośrednio, ale unosi się pod parasolem z Coca-Colą: skoro w tej chwili płacą 85 zł czynszu za 70-metrowe mieszkanie, dlaczego mają szukać mieszkania, które będzie 10 razy droższe?

Mają natomiast pewność, że Agnes Trawny, z domu Rogalla (tradycyjne nazwisko mazurskich autochtonów), jest kobietą nieczułą i bez serca, bo gdyby było inaczej, w ostateczności sprzedałaby im ten dom. Nie wierzą też w jej sentyment do ojcowizny. Wierzą w twardy rachunek ekonomiczny. Jeśli tak kochała tę ziemię, dlaczego przez 13 lat starała się o wyjazd, a potem zmieniła obywatelstwo?

Wszystko to sprawia, że Moskalikowie czują się w prawie, by o Niemce mówić w jak najgorszych słowach. Powiedzmy wprost, tak jak się mówi w Nartach: powinna wyp... do siebie, a polską ziemię zostawić w spokoju.

Poza tym o Agnes Trawny można w okolicy usłyszeć:

Że w 1977 r. wywiozła do Niemiec 11 wagonów dobytku, w tym kury, konie, krowy.

Że wyrwała nawet rury ze studni.

Że jej syn to prawdziwy Hitler.

Że otrzymała potężne odszkodowanie.

I w końcu, że zatruła ziarno, które zostało w spichlerzu.

Czego oni chcą?

10 lipca minął termin eksmisji Moskalików. Od kiedy w 2009 r. stało się wiadome, że Trawny odzyska prawo do domu, wokół zaniedbanego domostwa krążą nie tylko dziennikarze, ale również urzędnicy, poszukując prób rozwiązania sytuacji.

Warmińsko-mazurski urząd wojewódzki złożył Moskalikom dotychczas 12 propozycji lokali zastępczych, w tym również, przyznajmy, tak egzotyczne jak w położonym 100 km od Nart Kętrzynie czy odległym o 120 km Górowie Iławieckim. Rodzina wszystkie odrzuciła.

Głowaccy wyprowadzili się pod Szczytno, do jednego z mieszkań oferowanych przez urząd wojewódzki.

Wójt gminy Krzysztof Otulakowski: - Muszę ważyć słowa. Ale muszę też powiedzieć, że Moskalikowie są roszczeniowi. Nie chcę mówić, kto i kiedy popełnił błąd w sprawie tej rodziny, bo że popełniono kiedyś błędy, to pewne. Nie będę komentował wyroku sądu, który w końcu zrzucił odpowiedzialność w tej sprawie na gminę. Lepiej szukać dróg wyjścia z tej sytuacji. Wyrok jest wyrokiem, mieliśmy obowiązek znaleźć dla nich mieszkanie, więc znaleźliśmy, na rok, bo w orzeczeniu wyraźnie powiedziano, że to na określony czas. Znaleźliśmy w gminie dwa mniejsze mieszkania - nie zgodzili się. Znaleźliśmy jedno większe - słyszę, że jest złe, bo okna nieszczelne i grzyb. To prawda, jest grzyb, bo kawał zimy lokal stał pusty i czekał na nowych mieszkańców. Skarżą się, że pokoje przechodnie, jak to w starych kamienicach. Czego oni chcą? Z mojego rozeznania wynika, że to normalna, sprawnie funkcjonująca rodzina, dlatego dajemy im mieszkanie na rok, żeby mogli się otrząsnąć i znaleźć stancję. Ja nie mam innych możliwości. Proszę podejść kilka kroków za budynek banku. Mieszka tam kobieta, która samotnie wychowuje pięcioro dzieci, szóste w drodze. Właśnie dostała wypowiedzenie, a jeśli w najbliższym czasie nie znajdzie mieszkania, opieka społeczna zabierze jej dzieci. To jest rzeczywisty problem.

W Nartach i pobliskim Jedwabnie (siedzibie gminy) ludzie źle mówią nie tylko o Trawny. Nieoficjalnie można usłyszeć też wiele o Moskalikach.

Podobno przewróciło im się w głowie, bo tylu propozycji, co oni, nie dostał w gminie żaden potrzebujący.

Podobno są inni, w trudniejszej sytuacji, a sprawa otwiera niebezpieczny precedens - skoro jedna rodzina może przebierać w propozycjach jak w ulęgałkach, co powiedzieć innym rodzinom poszukującym lokali socjalnych?

Podobno to nieprzejednana postawa Moskalików doprowadziła do tego, że poszło na noże.

Agnes Trawny: - Gdyby przyszli do mnie, powiedzieli po ludzku: "pani, potrzebujemy więcej czasu", ja bym im podłużyła, podpisałoby się umowę, czemu nie? Czekałam tyle, to i jeszcze poczekam, niech nie idą do tego mieszkania z grzybem. Ale oni ze mną nie gadają, tylko klną albo płaczą.

Krystyna Moskalik: - Chytra jest, nie? My podpiszemy umowę, że zostajemy na określony czas, a ona nam naliczy od razu wyższy czynsz. I jaki to jest interes?

To nasza ziemia

Jeśli zapytać Moskalików, kto przez te lata zaoferował im realną pomoc, odpowiedzą bez wahania: Prawo i Sprawiedliwość. Nie tylko dlatego, że na schodach domu Jarosław Kaczyński zorganizował konferencję prasową, podczas której opowiadał o zagrożeniu niemieckim. Politycy PiS zrobili też zrzutkę na koszty procesu, zebrało się 25 tys. zł, parlamentarzyści z regionu obiecali wprowadzić ustawę blokującą roszczenia zamieszkałych w Niemczech Mazurów wobec polskiego Skarbu Państwa. Plany pokrzyżowała porażka w wyborach parlamentarnych z 2007 r. Opozycyjny PiS zajął się innymi sprawami, konflikt w Nartach zszedł na dalszy plan.

Byli też inni: w gorącym roku 2007 politycy LPR zatknęli na domu biało-czerwoną flagę, zapewniając, że nie dopuszczą do eksmisji.

Wymachując sztandarem narodowym, politycy zapominali jednak dodać, że ten spór jest również, a może przede wszystkim, rozdrapywaniem starych sąsiedzkich ran, a emigracja mazurskich autochtonów z lat 70. i 80. była zatrutym ziarnem, które kiełkuje dopiero teraz. Nie tylko dlatego, że istnieje nić fizycznego podobieństwa między Jadwigą Moskalik a Agnes Trawny. Jak by nie naginać faktów, nie sposób powiedzieć, że Trawny przychodzi znikąd. Mieszkała w Nartach 40 lat, urodziła się w tym domu, w Polsce przyszła na świat piątka jej dzieci, ojciec był powszechnie szanowanym gospodarzem. Moskalikowie potrafią nawet wskazać palcem, gdzie leży prawdziwa ojcowizna Trawny, bo przecież nie tu, tylko niżej, naprzeciwko niejakiego Kijka, a tę ziemię kupili od takiego Dominika. Agnes z Głowackim chodziła do szkoły, a już po wyjeździe przyjeżdżali regularnie do Nart na wakacje. Jej mąż, który według Moskalików teraz przewraca się w grobie, bo nigdy nie dopuściłby do tej sytuacji, zachodził do Głowackich wędzić ryby. Podobno w trakcie urlopów najbardziej lubił spacerować wzdłuż drogi i obserwować z oddalenia dom.

Ile lat trzeba spędzić w jednym miejscu, by powiedzieć o sobie: "jestem stąd"? Czy Moskalikowie "są stąd"? Jadwiga Moskalik przyjechała na Mazury z rodzicami spod Przasnysza. Pracowała w masarni, potem w klubie książki i prasy. Gdy praca się skończyła, wzięła do uprawy 3 hektary, żeby zarobić na emeryturę. Jej dzieci rodziły się tutaj. - To jest nasza ziemia, mój mąż spędził w tym domu całe swoje życie. Rodzina wkładała pieniądze w remonty, płaciła podatki - mówi Krystyna Moskalik - Teraz słyszę, że mamy komuś ustąpić, bo mieszkał tu wcześniej.

A Agnes Trawny? Kiedy wyjeżdżała, jej dzieci mówiły wyłącznie po polsku. - Jestem Mazurką z dziada pradziada, a mimo to w Polsce traktowano mnie jak Niemkę, a w Niemczech przez długi czas jak Polkę - wspomina. - Ale nigdy nie żałowałam tej decyzji. Tam było lepsze życie dla dzieci i dla nas. Jak wyjeżdżaliśmy, tutaj o pralkę walczyło się całymi miesiącami, a kosztowała fortunę. W Niemczech po miesiącu pracy po prostu mogłam iść do sklepu i ją kupić.

Jak twierdzi, nie było żadnych wagonów ze skarbami, zatrutego ziarna w spichlerzu ani potężnego odszkodowania. Owszem, otrzymała w Niemczech pieniądze - 14 tysięcy marek. Twierdzi jednak, że nie było to odszkodowanie, a tzw. świadczenie wyrównawcze, którego nie wypłacano w skali 1:1.

Po co więc wraca po tylu latach w dawne strony?

Odpowiedź jest prosta: po pieniądze.

- Mam niską emeryturę. Chcę coś zostawić dzieciom - tłumaczy, spoglądając na budynki. Budynki, dodaje, trzeba będzie zburzyć, wszystkie, bo do niczego już się nie nadają. Ma do tego prawo.

Krystyna Moskalik: - No właśnie, zburzyć. Jak to: zburzyć dom, w którym człowiek się urodził?

Po co palić dywan w ogniu?

Agnes Trawny ma potwierdzone przez sąd prawo do swojej dawnej ziemi. Ale trudno się też dziwić irytacji Moskalików, którzy fakultetów prawnych nie pokończyli, a słowo urzędnika biorą za dobrą monetę. Weźmy dwa domki letniskowe, postawione obok domu. Nadleśnictwo wydało zgodę, synowie przywieźli cegłę, cement, peszle i zabrali się do budowy, nie dojdziemy, czy wyłącznie dla siebie, czy dla letników. Kiedy skończyli, w Nartach pojawiła się komisja z nadzoru budowlanego w Szczytnie, twierdząc, że doszło do samowoli budowlanej, w związku z czym domki trzeba rozebrać. Decyzja miała rygor natychmiastowej wykonalności, w innym przypadku rodzinie groziła kara ponad 10 tys. zł.

Moskalikowie zakasali więc rękawy i zburzyli domki.

Komisja przyjechała jeszcze raz, ale uznała, że rozbiórka nie została przeprowadzona do końca, pozostały bowiem resztki ścian.

Moskalikowie ruszyli do roboty jeszcze raz. Zrównali domki z ziemią, a żeby nie było wątpliwości, że rozbiórka została zakończona, na pozostałościach jednego z budynków rozpalili wielkie ognisko, w którym spłonęły resztki wyposażenia. Teraz w polu straszą porozrzucane cegły, resztki karton-gipsu, osmalone blachy, w popiele błyszczą kapsle po piwie.

Agnes Trawny nie rozumiała i nie rozumie, skąd ten dym w niebo.

- Czy oni nie mogli wywieźć śmieci na wysypisko? Po co palić dywan w ogniu? - zastanawia się do dzisiaj.

Krystyna Moskalik nie wie, jak potoczą się ich losy i gdzie zamieszkają. Ma natomiast pewność, że Trawny w Nartach szczęścia nie znajdzie. Zemści się na niej wszystko.

Mają już żelazny dowód: na stronę Głowackich przestały przylatywać bociany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2011