Bitwę o Donbas wygra silniejszy

„Zielone ludziki” z bronią i wozami pancernymi. Zajęte budynki administracji. Proklamacja „Republiki Donieckiej”. Flagi rosyjskie. Oto sytuacja na wschodniej Ukrainie. Kto za tym stoi?

21.04.2014

Czyta się kilka minut

Żołnierze ukraińscy pod Kramatorskiem w obwodzie donieckim; 16 kwietnia 2014 r. / Fot. Pochuyev Mikhail / ITAR-TASS / FORUM
Żołnierze ukraińscy pod Kramatorskiem w obwodzie donieckim; 16 kwietnia 2014 r. / Fot. Pochuyev Mikhail / ITAR-TASS / FORUM

Gdy pięć miesięcy temu, pod koniec listopada 2013 r., spontanicznie zaczął się Euromajdan, nikt nie mógł przewidzieć, czym to się skończy. Byliśmy świadkami eskalacji. Zginęli ludzie, ale Majdan wygrał. A przynajmniej tak się wydawało.

Ale potem w ruch puszczony został scenariusz krymski. Nie nowy, raczej wyciągnięty z szuflady. Już w pierwszej połowie lat 90. na Krymie było i referendum, i działania miejscowych elit skierowane na secesję. Ale wtedy zabrakło interwencji Rosji i separatyzm pokonano, bezkrwawo. Teraz mieliśmy do czynienia z interwencją rosyjskiej armii, w postaci tzw. zielonych ludzików: nieoznakowanych, świetnie wyposażonych żołnierzy. Przeprowadzono „referendum”, Putin ogłosił aneksję. Krym de iure pozostaje częścią Ukrainy, de facto jest stracony.

Szybko jednak okazało się, że działania Rosji nie ograniczają się do Krymu.

GRU i „ochotnicy”

Jeszcze wzrok Europy skierowany był na Krym, gdy pojawiły się informacje o separatystach we wschodnich i południowych obwodach (województwach). Chodziło zresztą nie tylko o obwód doniecki, łuhański czy charkowski. Separatyści zaczęli przenikać też na terytorium obwodu chersońskiego; także tam, na Arabackiej Striełce, zjawiły się zielone ludziki; ich oddziały weszły ok. 10 km w głąb ukraińskiego terytorium. Nazywali siebie „krymską samoobroną”, choć – patrząc na ich broń i profesjonalne nawyki – można sądzić, że były to rosyjskie siły specjalne.

Dziś kwestia pochodzenia uzbrojonych „bojowników” dotyczy również obwodu donieckiego. Tu wzięli oni pod kontrolę 150-tysięczne miasto Sławiańsk. Od początku pojawiały się informacje o rosyjskich żołnie­rzach biorących udział w tej operacji. Sami „bojownicy” twierdzili, że pochodzą z Donbasu. Tymczasem doszło do zabawnego (jeśli można tak to ująć) wycieku informacji, gdy ich komendant w rozmowie z dziennikarzami, odpowiadając na pytanie o pochodzenie obecnych w Sławiańsku „bojowników”, ugryzł się w język, mówiąc: „Jesteśmy ochotnikami krymsk...”. „Krymskie” pochodzenie potwierdzali też w rozmowach zwykli „bojownicy”.

Dmytro Tymczuk, szef ukraińskiego Centrum Badań Wojskowo-Politycznych, twierdzi, że w bojowej części operacji na wschodzie Ukrainy biorą udział żołnierze sił specjalnych GRU (rosyjskiego wywiadu wojskowego). Równocześnie przerzucono tu „bojowników” z Krymu.

Aneksja czy „tylko” anarchia?

Ale wśród uzbrojonych „bojowników” są też miejscowi. Tymczuk uważa, że są oni kontrolowani przez ludzi „jednego z największych oligarchów” oraz przez ludzi „byłego przywódcy grup kryminalnych, a dziś deputowanego”. Nazwiska nie padły, ale w pierwszym wypadku chodzi bez wątpienia o Rinata Achmetowa, a w drugim zapewne o Jurija Iwaniuszczenkę, który w światku kryminalnym miał być znany pod pseudonimem „Jura Jenakijewski”.

Także dziennikarze z Doniecka wskazują, że – patrząc na separatyzm na wschodzie Ukrainy – powinno się brać pod uwagę nie tylko czynnik rosyjski, ale także działania, motywacje i cele lokalnych elit biznesowo-politycznych.

Wszelako bez wątpienia za wieloma działaniami separatystów stoi Rosja. Ukraińscy eksperci uważają, że głównym jej celem jest destabilizacja Ukrainy, przed którą wybory prezydenckie, rozpisane na 25 maja. Zarazem nadal nie jest wykluczona bezpośrednia interwencja: inwazja armii rosyjskiej na wschodnie regiony. W takim wypadku potrzebny byłby jakiś pretekst, a tym może być anarchia w regionie, liczne ofiary i apele separatystów do Rosji o „zapewnienie bezpieczeństwa ludności rosyjskojęzycznej”.

Jednak ukraińscy obserwatorzy raczej wykluczają dziś możliwość aneksji wschodnich obwodów Ukrainy do Rosji – jak miało to miejsce w przypadku Krymu. Rosji potrzebny jest raczej niestabilny region, poprzez który będzie mogła wpływać na politykę Kijowa. Nie ma bowiem wątpliwości, że gra toczy się nie tylko o Donbas, ale o zwasalizowanie całego kraju.

Kto ciągnie za sznurki

Dziennikarze z Doniecka mówią, że za kulisami działań separatystów aktywny jest najbogatszy Ukrainiec: 47-letni Rinat Achmetow, którego majątek w 2013 r. szanowano na ponad 15 mld dolarów. Jego cel jest prosty: utrzymanie wpływów w Donbasie i pokazanie nowej władzy w Kijowie, że bez niego nie będzie tu stabilizacji.

Achmetow to sponsor Partii Regionów. Zjazd jej deputowanych, przeprowadzony w minionym tygodniu w Doniecku, pokazuje, że następuje wymiana twarzy w jej czołówce.

Taka jest potrzeba chwili: ludzie związani ze skorumpowanym eksprezydentem Janukowyczem zniknęli albo przynajmniej zeszli z pierwszej linii, jako także skompromitowani. Na zjeździe aktywnie występował Nikołaj Lewczenko: wydaje się, że to on został namaszczony przez Achmetowa na nowego lidera partii. Młody i giętki, jednocześnie utożsamia się z interesami „starych” przedstawicieli „klanu donieckiego”. Twarzą zjazdu była też Nelja Sztepa, pani mer Sławiańska, której władze w Kijowie zarzucają wspieranie separatystów zajmujących jej miasto.

Tezę, że Achmetow wpływa na wydarzenia miałoby potwierdzać także to, że punkt ciężkości działań separatystów został przeniesiony poza Donieck, do mniejszych miast. Tak jakby Achmetow nie chciał anarchii w „swoim” mieście. Rzeczywiście, w Doniecku separatystów do niedawna nie było widać – poza zajętym budynkiem administracji obwodowej. W milionowym mieście trudno było zresztą mówić o masowym poparciu dla separatystów; na ich wiece przychodziło raptem kilka tysięcy osób. Miasto żyło swoim rytmem.

Jednak Wiktor Szlinczak, szef wydania internetowego „Glavcom”, zwraca uwagę, że być może pozycja Achmetowa jest przeceniana i wiele dzieje się za jego plecami. Świadczyć o tym może zajęcie w minionym tygodniu także donieckiej Rady Miejskiej przez zamaskowanych mężczyzn – identyfikujących się z charkowską organizacją „Opłot”. Jej lider Jewhen Żylin, ukrywający się podobno w Rosji, groził w swoim czasie przedstawicielom Majdanu użyciem siły.

Jak zniszczono państwo

Tak czy inaczej: w Donbasie mamy do czynienia z wielowarstwową grą, w której przecinają się różne interesy – nie tylko Rosji, lecz także lokalnych elit, kontrolujących tutejszą administrację i milicję (znamienne, że ta ostatnia zachowywała bierność wobec agresji „bojowników”). A najsłabszą pozycję w całej tej układance mają władze w Kijowie.

Ogłaszana przez nie co chwila „operacja antyterrorystyczna” wobec zbrojnych separatystów nie przynosi rezultatu. Pod Kramatorskiem rozbrojono ukraińskich żołnierzy z elitarnych, podobno, wojsk desantowych. Inna sprawa, że brak działań Kijowa może wynikać też z niechęci do użycia siły w sytuacji, gdy jej ofiarą mogłaby paść ludność cywilna, co byłoby na rękę głównie Rosji. Widać też, że Kijów ma duże problemy ze strukturami siłowymi i kontrolą nad nimi, zwłaszcza w regionach. Pojawiają się pytania o ich lojalność i kompetencje. To ostatnie dotyczy też zresztą niektórych nowych nominacji z obozu wspierającego Majdan.

Jednak krytykując nowe władze w Kijowie, nie można zapominać, jaki jest ich „bilans otwarcia”: ekipa Janukowycza dokonała – dziś widać to wyraźnie – niewyobrażalnej destrukcji państwa ukraińskiego. Mieliśmy tu do czynienia z demontażem Ukrainy, zarówno jeśli chodzi o rujnowanie gospodarki, jak też działania osłabiające jej bezpieczeństwo. Znamienne, że prócz Janukowycza przytułek w Rosji znaleźli też były prokurator generalny Pszonka, były szef MSW Zacharczenko i były szef tajnych służb (SBU) Jakymenko. Także tam schronienie znalazło zapewne „cudowne dziecko” ukraińskiego biznesu: Serhij Kurczenko, człowiek dbający o interesy „rodziny”, jak zwano otoczenie Janukowycza.

Bierni i podporządkowani

Jeszcze za rządów Janukowycza niezależni obserwatorzy wskazywali na niepokojący stopień powiązań między kierownictwem ukraińskich struktur siłowych a Rosją. Po 2010 r., gdy Janukowycz został prezydentem, tajne służby Ukrainy i Rosji zacieśniły współpracę. W praktyce oznaczało to głęboką infiltrację ukraińskich struktur państwowych. Teraz przychodzi za to płacić.

Sam Janukowycz jest dziś instrumentalnie wykorzystywany przez Kreml, będąc raczej zakładnikiem niż partnerem Putina. Mimo deklaracji Kremla, że jest on nadal prezydentem Ukrainy, jego znaczenie jest minimalne. Jednak może być on wykorzystywany jako jeden z instrumentów destabilizacji Ukrainy. Stąd pojawiające się informacje o jego możliwym powrocie do obwodu donieckiego na Wielkanoc (w tym roku przypadającą w tym samym czasie w Kościołach zachodnim i wschodnim). Być może autorzy tej informacji chcieli, by rzecz miała symboliczny charakter: politycznego zmartwychwstania.

Tymczasem również znaczna część mieszkańców Donbasu – czyli wyborczej ostoi Partii Regionów – nie darzy nostalgią poprzedniej ekipy, na czele z Janukowyczem. Od początku ukraińskiej niepodległości każda władza traktowała tutejszą ludność przedmiotowo. W tej sytuacji wielu w Donbasie uważało, że ekipa Janukowycza to wprawdzie dranie, ale przynajmniej swoi. A jeśli kradli, to coś z tego mogło skapnąć dla Donbasu.

Bo też większość mieszkańców wschodniej Ukrainy jest nie tylko biedna, ale też bierna – i gotowa podporządkować się silniejszemu.

Pytanie, czy będzie to Kijów, czy Moskwa.


PIOTR ANDRUSIECZKO jest redaktorem naczelnym „Ukraińskiego Żurnalu”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2014