Bezdroża

Słuszność mieli ci, którzy twierdzili, że najlepszym lepiszczem sojuszu Europy Zachodniej i Ameryki był przeciwnik w postaci Sowietów. Kiedy wroga zabrano, zaczęły się kłopoty. A teraz nastąpiło pęknięcie wewnętrzne w Pakcie Atlantyckim.

23.02.2003

Czyta się kilka minut

Niemcy, Francja i Belgia sprzeciwiają się atakowi na Irak, my znaleźliśmy się w grupie państw Europy Wschodniej i Południowej, które popierają Stany Zjednoczone. Tenor oświadczeń amerykańskich staje się z dnia na dzień coraz sroższy i coraz więcej połajanek sypie się na europejskich sojuszników. Rumsfeld wymyślił podział na starą i nową Europę. Stara Europa, czyli Francja z Niemcami, pragnie wieść prym w NATO i próbuje to osiągnąć za pomocą kroków dosyć brzydkich, na przykład poprzez odmowę pomocy Turcji w defensywnym dozbrojeniu jej granicy z Irakiem.

Swiat jest wzburzony i skotłowany, przypomina sweter szydełkowany przez długie lata, w którym nagle wszystkie wątki się powęźliły. Cokolwiek w tej chwili piszę, może ulec dezaktualizacji, zanim trafi na łamy „Tygodnika”. Rosja w tym zamieszaniu zręcznie manewruje - niegłupi Putin dokonuje rozmaitych sztuk, aby być równocześnie nieźle ze Stanami Zjednoczonymi, nienajgorzej ze starą Europą, i jakoś jeszcze rachunki bilansować ze stroną chińską.

Inspektorzy ONZ nadal szukają w Iraku zakazanych broni; nie przypuszczam, by cokolwiek znaleźli. Terytorium tego kraju rozmiarami zbliżone jest do terytorium Francji, a przeszukać wszystkie francuskie komórki i stodoły byłoby zadaniem na dwadzieścia lat. Przedłużanie misji wysłanników ONZ oraz tłumy krzyczące na ulicach: „No war” nasunęły mi myśl, że w dawnych czasach nie było zwyczaju, by ewentualne ruchy militarne uzależniać od badania opinii publicznej. Teraz to niemal reguła, a wyniki badań mają usprawiedliwić taką czy inną politykę rządu.

Papież posłał do Iraku swojego przedstawiciela, choć Saddam znajduje się poza obrębem wspólnoty katolickiej i chrześcijańskiej. Obawiam się, że dobrym słowem wiele się od niego nie uzyska. Nie dziwi mnie, że Papież jest przeciwny tej wojnie, byłem natomiast zdziwiony, kiedy się dowiedziałem, że występował także przeciw wojnie starego Busha o wyzwolenie Kuwejtu - jakby uważał, że każda wojna jest porażką ludzkości. Oczywiście jest - ale czasami trzeba się bronić, tak jak my w 1939 roku.

Schroder razem z Chirakiem gromko pokrzykują, ale pozycja rządu Schrodera jest mocno naruszona. W Bundesracie, izbie wyższej niemieckiego parlamentu, CDU ma już większość, a w Bundestagu przewaga socjaldemokratów jest dosyć mikroskopijna. Tymczasem poważni rzeczoznawcy amerykańscy piszą, że rozziewu, który powstał między grupą państw europejskich a Ameryką, nie da się łatwo zaklepać. Sprawa Iraku ma charakter precedensu: nie chodzi tylko o wybór pomiędzy kontynuowaniem misji inspektorów ONZ a atakiem zbrojnym, ale o przetasowanie sił politycznych w Europie Zachodniej, która usiłuje wydobyć się spod dotychczasowej - bardzo przecież przyjaznej! - supremacji amerykańskiej.

Sytuacja polityczna jest jak rtęć, która popłynąć może w każdą stronę, ale niektóre z tendencji teraz przejawionych nie są chyba odwracalne. Schroder może oczywiście zostać obalony przez wotum nieufności albo złożyć dymisję. Trudno jednak uwierzyć, by Niemcy, których oczkiem w głowie jest dziś pacyfizm, nawet po odejściu obecnego kanclerza wsparły inwazję Iraku, choć pani Angela Merkel i inni przedstawiciele chrześcijańskich demokratów powiadają coraz głośniej, że gdyby znajdowali się u władzy, nie przeciwstawialiby się polityce Stanów Zjednoczonych.

Amerykanie zarzucają państwom „starej Europy”, że ich mieszkańcy otłuścieli, za dobrze im się powodzi i dlatego nie chcą wydawać pieniędzy na zbrojenia. Tymczasem wyścig zbrojeń nadal się toczy i Amerykanie łożą ogromne sumy w celu powiększenia swego potencjału. Bush oświadczył, że na każdy atak broniami biologicznymi bądź chemicznymi Ameryka odpowie atakiem nuklearnym. Mielibyśmy wtedy do czynienia z wrzątkiem, który może rozlać się na większym obszarze.

U nas pojawiły się pogłoski, które zaraz zdementowano, co oznacza, że tkwi w nich ziarno prawdy, wedle których Amerykanie rozważają możliwość przeniesienia części swoich baz wojskowych do Polski - częściowo z Niemiec, częściowo wprost ze Stanów, ze względu na planowaną reorganizację sił amerykańskich. Uważam, że byłoby to dla nas korzystne. Wprawdzie wedleostatnich wiadomości Osama bin Laden żyje, ma się nieźle i nawet dało się słyszeć jego głos, ale nie sądzę, żeby stanowił dla nas poważne zagrożenie. Tymczasem w okolicach dawnych poligonów sowieckich, gdzie dziś straszą nieużytki, wszyscy się oblizują na myśl, że mogliby się do nich sprowadzić Amerykanie.

Katastrofa promu kosmicznego „Columbia” wywołała w Ameryce potępieńcze swary i specjaliści kłócą się, czy przyczyną tragedii były uszkodzone płytki ceramiczne obudowy, czy może meteor. Ta ostatnia koncepcja nie wydaje mi się prawdopodobna. Eksplozja „Columbii” nastąpiła na wysokości 64 kilometrów, w jonosferze, i gdyby pojawił się tam meteor, już by płonął i byłby dostrzegalny na zdjęciach, których jest co niemiara, bo robili je nie tylko wysłannicy NASA, ale rozmaici przypadkowi ludzie.

Katastrofa wywołała też ataki na amerykańską agencję kosmiczną NASA. Rosjanie mają rocznie 266 milionów dolarów na cele kosmiczne, Ameryka ma półtora miliarda i pisze się teraz, że znaczną część tej sumy pochłania ogromna machina biurokratyczna. Większość części promów kosmicznych jest już technologicznie silnie przestarzała, projektowano je przecież prawie trzydzieści lat temu. Dyskutuje się też nad sensem kontynuowania lotów załogowych. Ta sytuacja bardzo na rękę jest Rosjanom, którzy mają swoje rakiety, nie mają natomiast pieniędzy i zainteresowani są ściślejszą współpracą. A na orbicie nadal znajduje się stacja kosmiczna, w której siedzi dwóch Amerykanów i jeden Rosjanin.

W życiu prywatnym, kiedy nie wiadomo, o co chodzi, mówi się zawsze: cherchez la femme. W życiu politycznym w takich przypadkach chodzi z reguły o forsę. Budżet amerykański jest straszliwie przeciążony, bo musi uwzględnić coraz to nowe kwoty, idące w setki miliardów. To i sprawa „Columbii”, która najdosłowniej spadła Amerykanom na głowy, i przede wszystkim przygotowań do ataku na Irak. W rejonie Zatoki Perskiej samych lotniskowców mamy już cztery sztuki, do tego 70 do 90 tysięcy marines, utrzymanie tego wszystkiego kosztuje dziennie prawie miliard dolarów - a wojna jeszcze się nie zaczęła! Jakkolwiek Bush jest dość silnie hamowany przez państwa europejskie, Amerykanie także i ze względów finansowych nie mogą stać z bronią u nogi przez czas niewiadomy.

Przygotowaniom do wojny z Irakiem wciąż towarzyszy wzrost agresywności Korei Północnej. Amerykanie, których wojska stacjonują na południu Półwyspu Koreańskiego, boczkiem, boczkiem sprzeciwiają się próbom silniejszych nacisków na Północ, jakby sądzili, że Koreańczycy dogadają się między sobą - nie byłbym tego pewien. Postępowanie Korei Północnej, która ostatnio wsławiła się produkcją nowych plakatów wojennych - żołnierz koreański miażdży na drobne kawałki Kapitol i Biały Dom - wydaje mi się ze wszech miar dziwne. Do tego Iran rozpoczął wydobywanie na własnym terytorium rud uranowych; aja-tollachowie twierdzą oczywiście, że wyłącznie dla celów pokojowych.

Kim drugi wydaje mi się - przynajmniej w tej chwili - niebezpieczniejszy od Saddama Husajna. Nie ma oczywiście takiej wagi ani takich termometrów, które pozwoliłyby to zmierzyć, ale w eskalacji szantażu prowadzonej przez Koreę Północną dostrzegam niebezpieczeństwo pewnej bezwładności. Koreańczycy mogą pójść dalej, niżby im to polityczny rozum dyktował, zwłaszcza że nie wiemy, ile tego rozumu mają.

Miejsce, w którym się obecnie znaleźliśmy, to nawet nie rozdroże: to jest bezdroże i nie widać spójnej polityki, która mogłaby świat wyprowadzić z daleko posuniętego stanu nierównowagi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 8/2003