Bez klimatyzacji

Mimo że fatum zdaje się nieubłagane, a malownicze wybrzeże łuszczy się i rdzewieje, film hiszpańskiego reżysera wypełniony jest intensywnym południowym światłem i kotłującym się żywiołem: życia, zabawy, wody.

03.09.2019

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Między morzem a oceanem” / MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Między morzem a oceanem” / MATERIAŁY PRASOWE

Entre dos aguas” – brzmi oryginalny tytuł filmu, zupełnie jak nazwa płyty Paco de Lucíi z 1975 r. Akcja „Między morzem a oceanem” toczy się bowiem w andaluzyjskim San Fernando, sporym mieście położonym nad Atlantykiem, skąd pochodzi wielu znanych tancerzy i pieśniarzy flamenco. Na przykład wielki Camarón de la Isla, któremu 13 lat temu Isaki La­cuesta składał hołd w swoim debiutanckim filmie „Legenda o czasie”. Jednym z jego głównych bohaterów był utalentowany romski chłopiec o imieniu Israel, który sam nigdy nie zrobił wokalnej kariery – po śmierci ojca przeszedł na ciemną stronę mocy.

Dziś hiszpański reżyser powraca do tamtego chłopca. Właśnie wychodzi z więzienia, gdzie spędził trzy lata za handel narkotykami, i próbuje zacząć wszystko od nowa. Andaluzyjskie dźwięki słychać z ekranu wielokrotnie, bardziej jednak chropawe i brudne, jakby zanurzone w szarym grząskim mule, z którego Israel brnąc po kolana wyciąga dziś z mozołem pojedyncze skorupiaki. Żeby zarobić na życie.

Raz jeszcze oglądamy rozmytą hybrydę dokumentu i fabuły, w której naturszczycy filmowani w codziennym otoczeniu odgrywają swój potencjalny los. Metoda to dyskusyjna, często zahaczająca o protekcjonalizm i eksploatację, ale w tym wypadku reżyser szczodrze oddaje przestrzeń swoim plebejskim aktorom/bohaterom. Isra (czyli Israel Gómez Romero) z całych sił próbuje uciec od przeszłości, podczas gdy jego starszy brat Cheíto (w tej roli Francisco José Gómez Romero), który pracuje jako marynarz uczestniczący w odległych misjach, przede wszystkim stara się budować lepszą przyszłość dla siebie i swojej rodziny. Łączy ich coś więcej niż osierocenie przez ojca i skomplikowana braterska więź. Obaj doświadczają na własnej skórze, jak trudno być tradycyjnie rozumianym mężczyzną w miejscu, gdzie jeszcze niedawno odnotowywano trzydziestoprocentowe bezrobocie przy najgęstszym zaludnieniu w kraju. I choć Romowie z południa Hiszpanii to społeczność wrośnięta tu korzeniami od setek lat, film Lacuesty pokazuje ich zagubienie na własnej ziemi, dotkniętej niedawnym kryzysem ekonomicznym i zmagającej się z podupadłym etosem.

Isra po odbyciu wyroku czuje się w domu obcy i niepotrzebny, kilkuletnie córeczki ledwie go rozpoznają, a kolejne próby zarobienia uczciwych pieniędzy kończą się fiaskiem. Cheíto, który miesiącami szarpie się w szkwałach zwalczając somalijskich piratów, naraża na szwank własne bezpieczeństwo, małżeństwo i ojcostwo, lecz przynajmniej ma nadzieję, że kiedyś uda mu się wreszcie osiąść na suchym lądzie i otworzyć własną piekarnię. Żelazne pojęcia z ojcowskiego słownika: opieka, odpowiedzialność, obecność, nabierają w brutalnym świecie „Między morzem a oceanem” nowych znaczeń. Dlatego kiedy młodszy z braci podejmuje desperacką walkę z powszechnym brakiem perspektyw, ryzykuje nie tylko ponowną kolizję z prawem, ale i z własnym instynktem samozachowawczym.

Mimo że fatum zdaje się nieubłagane, a malownicze wybrzeże San Fernando łuszczy się i rdzewieje, Lacuesta wypełnia swój film intensywnym południowym światłem i kotłującym się żywiołem: życia, zabawy, wody. Ta ostatnia odgrywa tu rolę nie tylko naturalistycznego tła – tkwiącemu na bytowym śmietnisku bohaterowi przynosi nawet coś w rodzaju oczyszczenia, również w znaczeniu jak najbardziej religijnym.

Reżyser w swoim ponaddwugodzinnym filmie, głęboko zanurzonym w czasie, jest niczym cierpliwy tatuażysta. Kiedy postacie z jego filmu przyozdabiają (i ranią) swoje ciała symbolami z dawnych lat, on sam dzierga nieśpiesznie w teraźniejszości i przeszłości, nakładając na siebie kolejne warstwy, oczyszczając je starannie z pyłu, nie próbując jednak wydobywać z nich ostatecznych kształtów. Zamiast efektownej dramatyzacji czy „klimatyzacji” życia andaluzyjskich gitanos, stosowanej choćby przez Tony’ego Gatlifa w „Vengo” (2000), dostajemy coś w rodzaju surowej „stylizacji na życie”. Dlatego nie warto tracić czasu na rozważania, ile w tym fikcji, a ile prawdy. Lepiej przyjrzeć się, jak bezwysiłkowo Lacuesta i jego nieprofesjonalni aktorzy lepią swoich bohaterów przed kamerą, jak wspólnie tworzą pozornie nieistotne sytuacje, które układają się w luźną, acz zmysłowo dotykalną materię kina.

Niepotrzebnie też patronują hiszpańskiemu filmowi wielkie tytuły i nazwiska. Krytycy chętnie porównują go do „Boyhood” Richarda Linklatera, sam zaś reżyser przyznaje się do inspiracji indyjską „trylogią Apu” Satyajita Raya czy filmami François Truffauta, w których jego ulubiony aktor, Jean-Pierre Léaud, dorastał i zmieniał się na oczach widza. Przed nami film innej kategorii wagowej. Najbliżej mu do skromnej „Senady” (2013) Danisa Tanovicia, znanej też pod tytułem „Epizod z życia zbieracza złomu”, w którym rodzina bośniackich Romów odtwarzała na ekranie swoją historię. W tym przypadku nie napisało jej samo życie, ale za to podsunęło scenarzystom wiele cennych szczegółów. Złożyły się one na obraz współczesnych los olvidados, czyli zapomnianych przez Boga i bogatszą Północ nieuprzywilejowanych obywateli, którzy próbują walczyć o trochę więcej niż biologiczne przetrwanie.

A wszystko dzieje się gdzieś na rubieżach naszego kontynentu, skąd już zaledwie rzut kamieniem do Afryki. I, jak się okazuje, jest to bliskość rozumiana nie tylko w znaczeniu czysto geograficznym. Humorystyczna scena, w której arabski kumpel Israela przygotowuje się do państwowego egzaminu „na Hiszpana”, wybrzmiewa dodatkową ironią, gdy przypomnimy sobie o historycznym dziedzictwie Al-Andalus. ©

MIĘDZY MORZEM A OCEANEM (Entre dos aguas) – reż. Isaki Lacuesta. Prod. Hiszpania 2018. Dystryb. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. W kinach od 6 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2019