Bez cenzury

Galeria Bezdomna - bo nie ma stałego miejsca. Pojawia się na chwilę i znika, by pojawić się gdzie indziej.

09.09.2008

Czyta się kilka minut

Tu każdy może pokazać swoje fotografie: profesjonaliści i amatorzy. Tematyka, technika, format i ilość jest dowolna. W wyznaczonym dniu wszyscy autorzy znajdują kawałek ściany (podłogi lub sufitu) i zawieszają (przyklejają, przybijają, układają) prace. Mile widziane są niekonwencjonalne sposoby ekspozycji. Na pierwszej wystawie w Warszawie zdjęcia zawisły na drabinie, kafelkach w toalecie, na balustradzie, leżały w skrzynce po ziemniakach. Po tygodniu ekspozycja jest demontowana. I kolejne fotografie szukają swojego miejsca.

Pomysł narodził się w głowach dwóch fotografów: Tomka Sikory i Andrzeja Świetlika. Pierwszy z nich dwukrotnie (w roku 1991 i 1992) uznany został najlepszym fotografem reklamowym w Australii i Oceanii, gdzie wyemigrował w stanie wojennym. Obecnie pracuje dla czołowych agencji reklamowych Australii, USA, Nowej Zelandii, Belgii, Singapuru, Hongkongu oraz Polski. Drugi jest współtwórcą awangardowo-anarchistycznej grupy artystycznej Łódź Kaliska, której jednym z głównych projektów jest new pop, czyli "upiększanie sztuki". Zajmuje się fotografią artystyczną, reklamową, użytkową i prasową. Obaj prowadzą działalność edukacyjną.

- W Polsce po zmianie ustroju powstało dużo szkół fotograficznych, ale nie rozwinęła się sieć galerii - opowiada Sikora. - Dużo osób dzwoniło z prośbą o ocenę ich portfolio. Dopóki była to jedna osoba dziennie, można było wytrzymać. Ale w końcu zaczęło brakować czasu. A przede wszystkim tylko część zdjęć nas zachwycała. Zaczęliśmy się zastanawiać nad rozwiązaniem, które pozwalałoby pomóc tym ludziom zaistnieć.

Pomysł był prosty. Znaleźć opuszczone miejsce i zaproszenia rozesłać mailem. 20 lat temu musiałaby powstać cała instytucja. Teraz robi to jeden Jakub Winiarski. Za każdym razem inne jest miejsce, inni ludzie i nowe fotografie.

- Na pierwszej wystawie ludzie przychodzili z problemem, że ścian zabrakło - wspomina Tomek. - Więc ułożyłem ze swoich zdjęć mozaikę na podłodze, żeby dać do zrozumienia: zrezygnujmy z klasycznej formy. I od razu ktoś powiesił zdjęcia w łazience, ktoś na choince. Były też fotografie ułożone w walizce. Powstały ciekawe, wręcz scenograficzne układy. Ludzie uczą się, że wykonanie zdjęcia to nie wszystko. Trzeba je wyeksponować w odpowiedni sposób, żeby zaistniało, zostało zauważone i zapamiętane.

Do Bezdomnej przyszło mnóstwo listów. Ludzie piszą, że dzięki tej wystawie nigdy nie porzucą fotografii. Ale mnóstwo osób też odeszło, weszło na wyższy poziom. Bezdomna jest fotograficznym "żłobkiem".

- Jesteśmy ojcami tego pomysłu. Ale on już żyje własnym życiem. Może dzięki temu, że nie poświęcamy mu całego swojego czasu. To się dzieje. Ktoś dzwoni, mówi, że jest fabryka i niedługo już jej nie będzie... oczywiście robimy tam wystawę.

Pierwszego roku odbyły się cztery wystawy - pierwsza w starym banku na Złotej, druga w Stoczni Gdańskiej, trzecia w kopalni Wieczorek i czwarta w Reform Plaza. Potem inicjatywa zaczęła pojawiać się sama, głównie w małych miejscowościach, gdzie często jest wielkim wydarzeniem, mobilizuje lokalną społeczność, nie tylko artystyczną.

I tak Bezdomna poszła w świat. Sikora wywiózł pomysł do Australii. Jakaś Polka do Londynu, inny Polak do Nowego Jorku. Ludzie się tym zarażają i przekazują innym.

Organizatorzy nie pobierają pieniędzy ani od uczestników, ani od zwiedzających. A to, co się dzieje dalej, pozostaje sprawą artystów. Każde zdjęcie jest podpisane. Raz, że można je sprzedać. Dwa, że ludzie czują się odpowiedzialni za poziom prac. Poza tym nie można pokazać tych samych zdjęć na dwóch wystawach w Polsce.

- Nie zarabiamy - tłumaczy Tomek. - Jeśli pojawiają się sponsorzy, prosimy, aby kupili pulę biletów kolejowych, wynajęli trzydzieści miejsc na campingu albo wydrukowali plakat. Każda wystawa trwa tydzień. Autorzy przez cały ten czas pozostają na miejscu. Zawiązują się przyjaźnie i grupy artystyczne.

64. edycja Bezdomnej miała miejsce w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej, z okazji wystawy polskiej fotografii XXI w. "Efekt czerwonych oczu". Kolejne wystawy we wrześniu w Żyrardowie, w Londynie i w Canberze w Australii.

66. edycja zdarza się w szóstym roku istnienia Bezdomnej i w 60. urodziny jednego z jej twórców. Tomek Sikora przygotował z tej okazji osobistą wystawę urodzinową, którą od

9 września można oglądać w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. "Przejrzystość rzeczy" to opowiadanie o ludziach przez ich przedmioty.

90 proc. to nowe prace - opowiada autor. - Na przykład pierwsze szpilki Moniki Olejnik. Ich krótka historia brzmi: ubóstwiam chodzić na bosaka, ale zakładam te buty, jak idę rozmawiać z potworami, to dodaje mi siły. Albo fragment trąbki Tomasza Stańki i pasta do konserwacji gitary Zbigniewa Hołdysa. Pozostałe przedmioty będą wyświetlane na ekranie. Jest ich ponad dwieście. I każdy ma swoją historię. Każdy jest zapisem wyjątkowych przeżyć. Nie ma żadnej cenzury. Przyjmuję i pokazuję to, co dostaję.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2008