Bajor rozpina koszulę

75 lat temu w Polsce wybuchł Wielki Strajk Chłopski: wielomilionowy bunt chłopów w obronie praw ekonomicznych i politycznych. Masa prostych ludzi wystąpiła w obronie demokracji; zginęło 44 protestujących.

01.10.2012

Czyta się kilka minut

Demonstracja chłopska. Racławice, kwiecień 1937 r. / Fot. www.dws-xip.pl
Demonstracja chłopska. Racławice, kwiecień 1937 r. / Fot. www.dws-xip.pl

Jest lato 1936 r. Kilka tygodni wcześniej w Nowosielcach koło Przeworska ludowcy zorganizowali olbrzymią, 150-tysięczną manifestację, na którą przybył nieoficjalny przywódca państwa: marszałek Edward Rydz-Śmigły. Wiec miał pokazać rządowi siłę chłopów i być też zaproszeniem do współpracy – pod warunkiem, że strona rządowa zapowie demokratyzację autorytarnych rządów. Ale efekt był inny: tłum chłopów zaczął skandować bynajmniej nie ugodowe hasła i Rydz-Śmigły odjechał obrażony. Niedługo potem od kul policji zginęło 18 strajkujących robotników rolnych w Krzeczowicach i Ostrowie Tuligłowskim.

Tej nocy wieś Borek koło Bochni śpi jak kamień – wiadomo, lato, mnóstwo roboty. Lekki sen ma jednak Władysław Ryncarz, miejscowy działacz Stronnictwa Ludowego, kierownik sklepu Kółka Rolniczego, gospodarz na 4 morgach i ojciec tyluż dzieci. Ryncarz jest niespokojny – i słusznie. Tej nocy zbudzi go patrol policjantów; mają karabiny z bagnetami. Przodownik Lichy radzi Ryncarzowi ciepło się ubrać. Ten budzi żonę i prosi, by zawiadomiła władze okręgowe SL. Po latach będzie wspominać: „Żona mówi: no to w nocy pójdziesz? Nie martw się, odpowiadam. Przecież idę z polską policją”.

On może żartować, jest zaprawiony: mandaty czy próby zwolnienia z posady to dlań codzienność. Jak dla setek ludowców, socjalistów, narodowców – tych, którym nie po drodze z autorytarnym systemem władzy ostatnich lat II Rzeczypospolitej. Wprowadzona w 1935 r. konstytucja praktycznie odwoływała demokratyczne standardy. A Ryncarz, aresztowany wraz z 800 innymi ludowcami, jak wielu trafi do obozu internowania w Berezie Kartuskiej. Zarzut przedstawił przodownik Lichy: „Za dużo pan krzyczał na rynku”.

„NIE POMOGŁY GŁOSY...”

Po politycznym fiasku Nowosielec, kierownictwo Stronnictwa Ludowego skłania się ku przeprowadzeniu strajku – w imię demokratyzacji życia publicznego. Przeciw jest legendarny Maciej Rataj, prezes SL i były marszałek Sejmu (podczas II wojny światowej zostanie zamordowany przez Niemców). Rataj obawia się eskalacji konfliktu do rozmiarów trwającej właśnie w Hiszpanii wojny domowej. Za strajkiem jest równie legendarny Wincenty Witos (premier w najgorszych miesiącach wojny 1920 r.) i młodzi aktywiści ze Stanisławem Mikołajczykiem na czele. A także „zwykli ludzie” ze wsi, rozsierdzeni wypadkami z lat 1932-33. Wtedy to w wielu wsiach Małopolski głód pchnął chłopów do demonstracji, krwawo rozpędzonych przez władze – zginęły 44 osoby, tysiąc aresztowano. Teraz mówią: „Nie pomogły głosy, to pomogą kosy”.

Prócz politycznych rozbieżności, jeszcze jedno hamuje strajk: brak struktur. Stronnictwo Ludowe jest liczne i dobrze zorganizowane jedynie w Małopolsce. Według statystyk policji politycznej, w województwach krakowskim i lwowskim mieszka 56 proc. wszystkich członków SL. W innych regionach Stronnictwo jest słabe, nierzadko infiltrowane przez komunistów. Trzeba miesięcy, by przygotować ogólnopolskie wystąpienie.

Ostatecznie w styczniu 1937 r. krakowski Kongres SL podejmuje uchwałę o przeprowadzeniu strajku. Ma on polegać na powstrzymaniu się chłopów od handlu. W ówczesnej sytuacji – bez chłodni i sprawnej sieci transportowej – oznacza to poważne kłopoty dla mieszkańców miast i miejskiego biznesu. Strajku nie będzie na obszarach wieloetnicznych: ludowcy boją się prowokacji, a poza tym zwyczajnie nie ma tam komu strajku organizować.

Naczelny Komitet Wykonawczy SL podejmuje – choć z ociąganiem – przygotowania. Rusza cykl kursów dla działaczy powiatowych, opracowana jest taktyka. Wiosną w Racławicach mają miejsce obchody rocznicy słynnej bitwy z 1794 r., z udziałem chłopów-kosynierów. Zgromadzenie dziesiątek tysięcy demonstrantów uważane jest za dobry prognostyk dla organizatorów strajku. Ale znów ginie dwóch ludzi.

Ludowcy wiedzą, że powodzenie strajku zależy w dużej mierze od poparcia innych sił opozycyjnych. Z endekami nie ma co rozmawiać – to konkurencja w walce o wieś. Chadecy są zajęci własnymi sprawami. Komuniści to wiadomo, komuniści (poza tym są rozbici stalinowską czystką). Pozostają rozmowy z socjalistami. Trudne, bo obie partie uważają się za największe siły opozycyjne i za liderów w obalaniu sanacji. Koniec końców władze Polskiej Partii Socjalistycznej powstrzymują się od poparcia strajku.

Komitet dba o konspirację, o dacie strajku wie nieliczne grono. Bojówki SL blokujące drogi mają działać w sąsiednich powiatach, aby unikać rozpoznania. 10-dniowy strajk, planowany na Matkę Boską Zielną 1937 r., zapowiada się dobrze.

MŁOT, SIERP I MATKA BOSKA

Zakonnice „zrobiły nam piękny sztandar. Na jednej stronie młot i sierp, a na drugiej Matka Boska Częstochowska” – wspominał działacz wiejski Władysław Wojdanowski. Tak, ludowcy w latach 30. – podobnie jak socjaliści – marzą o Polsce Ludowej. Ale nie o takiej, jaka przyjdzie po 1945 r., lecz o Polsce w pełni demokratycznej, gdzie można liczyć na godziwy zysk z pracy. Wtedy, w 1937 r., Polska wychodzi już na dobre z kryzysu ekonomicznego, ale wieś raczej tego nie dostrzega. Przychód czysty z hektara w roku 1935/36 wyszedł trzykrotnie niższy niż 7 lat wcześniej. Przemysł i usługi zdołały odbudować kapitał, ludziom w miastach żyje się już prawie nieźle. Ceny artykułów przemysłowych rosną. Ale ceny płodów rolnych ledwie drgnęły, a rentowność produkcji rolnej po roku wzrostu znów zaczęła spadać.

Na wsi żyje 6,5-8 mln „ludzi zbędnych” – bez szans na znalezienie pracy ani w rodzinnym środowisku, ani w mieście. Bieda wiejska stała się przysłowiowa. „Chłop je kurę, gdy jest chory, albo gdy ona jest chora” – powiadają. Rodzi się więc na polskiej wsi – obok poczucia zniewolenia – także poczucie ekonomicznej krzywdy.

Co charakterystyczne, teraz pchnie ono do strajku wcale nie najbiedniejsze środowiska, ale te – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – aspirujące. Przykładowo, w Kieleckiem strajk obejmie dziewięć z 17 powiatów – dziewięć najzamożniejszych.

PRAWA, CHLEBA I PRACY

Proklamacja strajkowa głosiła: „Żądaliśmy zlikwidowania »sprawy brzeskiej« [proces polityczny opozycji w Brześciu nad Bugiem – red.] i przywrócenia pełni praw dla wszystkich byłych więźniów brzeskich z Wincentym Witosem na czele. Zmiany konstytucji i ordynacji wyborczej do ciał parlamentarnych i samorządowych. Rozwiązania sejmu i senatu oraz samorządów. Ustroju demokratycznego dla Polski i nowych, uczciwych wyborów do instytucji życia państwowego i samorządowego. Likwidacji dyktatorsko-biurokratycznego systemu rządów. Powołania rządu zaufania szerokich mas obywatelskich. Sprawiedliwości w sądach. Zmiany polityki zagranicznej. Armii przygotowanej do obrony kraju i cieszącej się szacunkiem wszystkich obywateli. Opłacalności produkcji rolniczej i godziwego wynagrodzenia za pracę. Sprawiedliwego podziału dóbr społecznych. Prawa, chleba i pracy dla wszystkich”.

Dalej następuje deklaracja: „Strajk ten jest polityczny”.

Proklamację ludowcy odczytują na wiecach w większych wsiach i miastach. Nierzadko formują się pochody od wsi do wsi. W Gorlicach zbierają się 4 tys. osób; w podkarpackim Pilźnie – 10 tys.; w Dębicy – 15 tys. A w Bochni „nawet sanatorzy [zwolennicy sanacji – red.)]twierdzili, że było 15 tys.”.

Władze terenowe początkowo nie interweniują. W Regulicach koło Alwerni „obecny na wiecu komisarz policji przestrzega przed stosowaniem presji”. „Presja” to zawracanie przez ludowców z dróg ludzi, którzy mimo strajku chcą jechać na handel. To główne zadanie Chłopskich Straży Porządkowych, czyli strajkowych bojówek.

ZAMARŁY JARMARK

Tymczasem 16 sierpnia – pierwszy dzień strajku – to poniedziałek. Dzień targowy w wielu miasteczkach Małopolski.

A jarmark to instytucja: daje miastu aprowizację na cały tydzień. Od Makowa Podhalańskiego i Krzeszowic na zachodzie, po Lubaczów i okolice Jaworowa pod Lwowem na wschodzie już w nocy na drogach stają pikiety chłopów, liczące od kilku do kilkudziesięciu ludzi. Uzbrojeni w kije, laski, niekiedy widły i kosy, zatrzymują i „uświadamiają” tych, do których wiadomość o strajku nie dotarła lub którzy strajkować nie chcą.

Niektórzy strajkujący będą wspominać: „Czyśmy zawracali furmanki? Nie zawracaliśmy, ponieważ nikt nie jechał”. Inni pamiętają to inaczej: „Po krótkim starciu z właścicielami furmanek, gdyż bronili się, wszystek towar został przez polanie naftą zniszczony, wozy również, a konie rozpuszczone skubały trawę w zaroślach”.

Handel rzeczywiście zamiera. Uczestnicy wydarzeń relacjonują: „Jak Jordanów Jordanowem nie było nigdy jarmarcznego poniedziałku tak głuchego jak wtedy”. „W Brzesku przypadał jarmark na drugi dzień strajku, tj. we wtorek. (...) Ten olbrzymi, zawsze ciekawy jarmark w Brzesku, emocjonujący swoją wielkością, różnorodnością towarów, obfitujący w ciekawostki, pęczniejący zawsze co najmniej 15 tysiącami gwarnych, krzykliwych ludzi, tym razem okazał się »trupem«, straszył pustkami”.

ESKALACJA

Starostowie i lokalni komendanci policji początkowo nie czują się na siłach, by przeciwstawić się strajkującym. Komendant z Wojnicza raportuje: „Nasz posterunek, składający się z 5 ludzi, jest bezsilny. (...) Manifestanci (...) sparaliżowali zupełnie w tym rejonie życie gospodarcze. Prosimy o pomoc, czekamy na rozkazy”.

W Bukowcu koło Kolbuszowej blokadę trzyma kilkudziesięciu chłopów. „Ok. g. 10 przyjechała policja i wezwała zebranych do rozejścia się. (...) Wystąpił Bajdak Stanisław (...), rozpiął koszulę i powiedział, że jego pierwszego mogą zastrzelić, ale ani strajku, ani zgromadzenia nie rozwiąże. Podobnie uczynił Bajor Michał z Brzezówki. (...) Powstała konsternacja – co będzie dalej? Chłopi zaczęli krzyczeć, podnosząc głosy z żądaniami, zataczając duże koło i otaczając coraz szczelniej policję”. Policja wycofała się – na razie.

Bo chwilę później oddziały policji, stopniowo wzmacniane oddziałami z innych regionów, nie muszą się już cofać. Pierwszy zabity pada drugiego dnia strajku w Grębowie (powiat tarnobrzeski). Następne dwa dni przynoszą 8 ofiar: 6 chłopów i 2 policjantów w Harcie i Dydni koło Dynowa, blokowanego przez strajkujących.

Eskalacja przemocy prowadzi do usztywnienia postaw chłopów. Maszerują na Bochnię z żądaniem uwolnienia więźniów politycznych. Gdzie indziej oblegają posterunek policji. W Sieniawie koło Jarosławia przejmują władzę w mieście. Ruch na drogach zamiera zupełnie, i to mimo rozbijania bojówek strajkowych przez policję.

Działacze Stronnictwa przyjmują rolę mediatorów między chłopami a władzą. Ale przestrzeń negocjacyjna się kurczy – po obu stronach rośnie gniew i poczucie siły. W województwie lwowskim lokalni liderzy zostają aresztowani, co wzmaga konfrontacyjne nastroje chłopów.

Z KARABINU MASZYNOWEGO

20 i 21 sierpnia w powiecie jarosławskim następują najbardziej tajemnicze zajścia tych dni. Ktoś wzywa mieszkańców Rokietnicy do pochodu na Jarosław, bo tam „naród krwawi”. Po drodze kolejny goniec każe maszerującym nocować w nieodległej od miasta Muninie. Następnego dnia policja atakuje zgromadzonych, są zabici. W sąsiednim Morawsku ktoś rzuca hasło, że w Muninie policja bije i trzeba pomóc. Gdy pada pojedynczy strzał, dochodzi do starć, policjanci otwierają ogień z karabinu maszynowego. W sumie ginie 7 chłopów. Nikt z setek uczestników zajść nie rozpozna potem żadnego z gońców ani autora pierwszego strzału. Prowokacja?

A ofiary padają dalej. W Kasince Małej koło Limanowej ginie 9 osób. Według relacji Marcina Stożka: „Pódź, s...! – krzyknął do nadbiegającego policjanta Józef Szczypka, kowal, mężczyzna silnej budowy, z wyciągniętym nad głową grubym sękatym kijem. Masa się zwarła. Posypały się pierwsze kamienie na nacierających. (...) Prezes Widzisz (...) pocwałował naprzód i znalazł się w pewnym momencie pomiędzy rozwiniętym szykiem bojowym policji a roznamiętnionymi chłopami, chcąc się dogadać z przedstawicielami władz bezpieczeństwa. (...) Strzelać! – padł rozkaz komendanta. Padły strzały... Prezes Koła Ludowego Widzisz runął z konia ciężko ranny”. Umrze w drodze do szpitala, „po ucałowaniu stuły kapłańskiej”.

Środa, dwa dni potem – 25 sierpnia – to planowo ostatni dzień strajku. Wtedy jednak policja atakuje ludność Majdanu Sieniawskiego koło Przeworska, zebraną tłumnie, aby „zobaczyć, co to będzie, że aż tyle policji przyjechało”. Policja otacza wieś i otwiera ogień, strzela do uciekających. Ginie 15 osób, w tym 6-letnie dziecko.

Łącznie życie traci 44 chłopów i 2 policjantów. Pogrzeby często przeradzają się w wielkie manifestacje. W Krakowie, Tarnowie i kilku innych miastach wybuchają strajki solidarnościowe z chłopami, organizowane przez lokalnych aktywistów PPS. W Krakowie sygnałem do wybuchu było sterroryzowanie przez policję kierowców, którzy odmówili prowadzenia zarekwirowanych przez nią autobusów. Miasto stanęło. W Alejach Trzech Wieszczów zawiązuje się pochód, rusza na Rynek i wypełnia go całkowicie na kilka godzin.

Mieszkańcy miast „mówią o tym, co się dzieje, ze zgrozą, ale i ze współczuciem dla chłopa, zrozumieniem jego postulatów i troską o jutro Polski” – relacjonuje historyk Marian Kukiel. „Zdumiewają się brakiem jakiejś interwencji czynników nie zaangażowanych (...) celem pośrednictwa i zażegnania wojny domowej”.

GRDYKĘ PRZECIWNIKA PUŚCIĆ

Chłopi po wsiach chcą kontynuować strajk. Uważają, że ostatnie krwawe zajścia pokazują, iż władza się boi. Cele strajku wydają się być na wyciągnięcie ręki. Ale władze Stronnictwa Ludowego obstają przy pierwotnym planie 10-dniowego strajku. Widmo Hiszpanii tonuje nastroje.

Chłopi, zdyscyplinowani, podporządkowują się liderom – choć niechętnie. Jak mówi postronny obserwator, Marian Kukiel, mają „mocne przekonanie, że dławią grdykę przeciwnikowi, a tu każą puścić i czekać, jak tamten odpowie”.

A przeciwnik odpowiada zdecydowanie. Już na trzeci dzień po strajku zaczyna się akcja brutalnych rewizji, niszczenia domów i zagród działaczy ludowych. „Szybko znaleźli się na wszystkich dachach mojej zagrody. (...) Niszczyli dachówkę, zaś inni wewnątrz mieszkania niszczyli drzwi, burzyli piece do fundamentów, inni wyrozcinali pierzyny puszczając pierze z wiatrem. (...) Rower został zbity młotem. Stojący wóz na podwórzu i przypadkowo wóz mojego szwagra zostały połamane. (...) Środki żywności (...) zmieszane z naftą i szkłem. Również i odzież zniszczono” – skarży się jeden z ludowców. Idzie też fala mandatów za „nieczystość na podwórzu” czy „brak dobrego ustępu”.

Do aresztu trafia aż 4-5 tysięcy osób. Każdy odsiedzi bez wyroku od 2 tygodni do 6 miesięcy. 617 osób zostanie osądzonych i skazanych. Niektórzy wyjdą z więzień we wrześniu 1939 r., gdy „nie będzie ich już miał kto pilnować”.

Uwięzionym i ofiarom akcji niszczenia mienia pomagają sąsiedzi. „Zaraz się zebrali i złożyli pieniądze i kupili to, co było porozbijane” – opowiadał NN z Rozborza. „A tym, którzy siedzieli we więzieniu, to się zeszli młodzi i starzy i powykaszali im łąki i poznosili do domu, poobrabiali im w polu i co trzeba było koło domu”.

W OBLICZU WOJNY

Strajk okazał się dotkliwy: wzięli w nim udział masowo chłopi z Małopolski, a także w dużo mniejszej liczbie z województw kieleckiego, lubelskiego, łódzkiego i warszawskiego. W sumie kilka milionów obywateli. Jednak długotrwałe efekty strajku nie były współmierne do jego skali. „Dał się zauważyć wzrost cen zbytu artykułów rolnych, pracodawcy więcej płacili” – wspominał wprawdzie działacz spod Stalowej Woli. Ale Adam Goch, ranny w Majdanie, kwitował: „Chodzić chodzę, ale ból w nodze pozostał (...). Po tym strajku nic się nie zmieniło”.

Nastroje na wsi nie złagodniały. Ludzie poczuli siłę i pragnęli znów „chwycić za gardło” sanację. Także i władze Stronnictwa Ludowego podjęły decyzję, by w następnym roku powtórzyć strajk. Ale okazało się to niemożliwe: przetrzebieni ludowcy pozostawali teraz pod ścisłym nadzorem policji. Poza tym coraz bardziej napięta sytuacja międzynarodowa skłoniła partie opozycyjne do poparcia państwa – jakiekolwiek ono było – w obliczu zagrożenia.

Za to doświadczenia strajkowe okazały się ważne podczas II wojny światowej i potem. Struktury terenowe SL przetrwały okupację i wystawiły około 160 tys. żołnierzy konspiracyjnych Batalionów Chłopskich. A choć po 1944-45 r. to właśnie wieś – kuszona wizją społecznego awansu – teoretycznie mogłaby stać się ostoją nowej władzy, to w drugiej połowie lat 40. właśnie ona była zapleczem oporu przeciw komunistom. Walka kontynuowana po 1945 r. była „wojną chłopską” – ponad 90 proc. żołnierzy powojennego podziemia stanowili chłopi.

Już w PRL-u rządzący komuniści razem z pojęciem „Polska Ludowa” próbowali też przechwycić legendę Wielkiego Strajku. Zresztą do dziś są historycy, którzy uważają, że strajk 1937 r. powstał z komunistycznej inspiracji – i to mimo bogatej historiografii i dokumentów.

***

Po co wracać dziś do tamtych wydarzeń? Można wymienić trzy powody.

Po pierwsze, dziś wiele osób czuje, że z demokracją jest coś nie tak, powstają „Oburzeni”. Myśliciele i publicyści szukają wizji lepszego ustroju, a masa „zwykłych ludzi” uważa, że dzieje jej się krzywda. Touts proportions gardees – są pewne analogie i refleksja historyczna może pomóc w zrozumieniu obecnych procesów. Niezależnie, czy zaliczamy siebie do „postępowych” czy „zachowawczych”. Po drugie, Wielki Strajk Chłopski – jak na swoją skalę – jest wyjątkowo mało znany, a w opisie II Rzeczypospolitej nostalgia często dominuje nad rzeczywistością. Po trzecie, chodzi po prostu o pamięć, także, a może przede wszystkim, o zapomnianych dziś ofiarach tego chłopskiego wystąpienia.  

Korzystałem m.in. z: „Historia chłopów polskich” (1980); Jerzy Ciepielewski „Wieś polska w latach wielkiego kryzysu” (1965); „Strajk chłopski w Małopolsce w sierpniu 1937 roku” (1988); „Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r.” (2007), Zbigniew Landau i Jerzy Tomaszewski „Gospodarka Polski międzywojennej” (1989).


KRZYSZTOF ŚPIEWLA (ur. 1980) pracuje jako marketingowiec w firmie handlowej w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2012