Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Walka polityczna nie powinna ich bezpośrednio dotyczyć". Tytuł komentarza jest równie zdecydowany: "Nieprzyjęcie odznaczenia uderza nie personalnie w Lecha Kaczyńskiego, ale w urząd prezydencki". Na tej samej stronie znaleźć można rozmowy z Jackiem Rakowieckim ("Odmówiłem przyjęcia orderu, bo Kaczyński dzieli ludzi") i Andrzejem Gwiazdą ("Może niektórzy nie zasłużyli na order").
Durczok ma rację: byłoby dobrze, gdyby istniały instytucje nieuwikłane w doraźną polityczną bijatykę. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby do owych ponadpolitycznych instytucji, reprezentujących w swym działaniu rację państwa, nie zaś interesy partii rządzących albo partii opozycyjnych - należał urząd prezydenta RP. Pozostaje pytanie: czy tak pojmowana ponadpolityczność prezydentury jest w dzisiejszej Polsce możliwa? A także: czy jest wcielana w życie przez aktualnego prezydenta?
Prezydent ma prawo domagać się od wszystkich uczestników życia publicznego większego szacunku niż jakikolwiek inny urzędnik państwowy. Ale także: wszyscy obywatele mają prawo wymagać od prezydenta więcej niż od jakiegokolwiek innego państwowego urzędnika. Prezydent nie powinien obrażać jednych Polaków w imię poglądów i interesów innych Polaków. Prezydentowi nie wolno wypowiadać ani jednego zbędnego słowa; będzie miał na to czas, gdy przestanie być prezydentem i przystąpi do pisania pamiętników.
Lech Kaczyński rozpoczął prezydenturę od meldunku złożonego prezesowi własnej partii; był to gest jawnego zerwania z ideałem bezstronności i ponadpolityczności głowy państwa. Potem z ową bezstronnością było już tylko gorzej. Jeśli ktokolwiek miał jeszcze złudzenia, to udział prezydenta w kampanii skierowanej przeciw Lechowi Wałęsie powinien go z nich wyleczyć raz na zawsze.
Rzecz jasna: dwaj poprzedni prezydenci także nie byli ideałami bezstronności. Zapewne: bardzo wielu polityków przyczyniło się do obniżenia prestiżu prezydenckiego urzędu (ich wielkim nauczycielem pozostaje Jarosław Kaczyński, prowadzący antywałęsowską demonstrację). Pociecha z tego niewielka i niewielkie usprawiedliwienie tego, co oglądamy.
Co myślę o nieprzyjmowaniu bądź zwracaniu odznaczeń? Myślę, że jest to gest radykalny, skierowany przeciw konkretnemu człowiekowi i konkretnej postawie politycznej. Myślę, że nie można nikomu odmówić prawa do świadomego wykonywania takiego gestu. Uderza on nie tyle w urząd prezydenta, ile w styl aktualnej prezydentury.
Magdalena Środa napisała 2 lipca w "Gazecie Wyborczej", że prezydent nie musi zdobywać autorytetu, "bo autorytetem jest z urzędu: rangą, prestiżem i wszelkimi insygniami władzy". Dalej zaś dodała: "Doprawdy, nawet byle jaki osobnik wybrany na prezydenta bardzo musi się starać, by ów urzędowy i symboliczny autorytet utracić, bo przed stratą tą chroni go naród, Pałac Namiestnikowski, orzeł w koronie, rozliczne wille, apanaże, honory i wojsko. A jednak obecny prezydent jest na najlepszej drodze, by autorytet utracić i przejść do historii jako prezydent jednego obozu politycznego, a nie polskiego narodu czy społeczeństwa".
Doprawdy: zapowiada się długa i gorąca dyskusja o autorytecie urzędu prezydenta. Rozstrzygnięcie za 800 dni.