Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Według oficjalnych danych w wyborach prezydenckich z 26 maja (przeprowadzonych na terenach kontrolowanych przez Damaszek) miał on otrzymać 95,1 proc. głosów. Tym samym zapoczątkował swoją czwartą już siedmioletnią kadencję. Klan Asadów (bo przed Baszarem rządził jego ojciec Hafiz) będzie zatem rządzić Syrią już niemal sześć dekad.
Asad z żoną Asmą oddali głosy w mieście Duma, nieopodal stołecznego Damaszku. Duma była jednym z symbolów powstania przeciw Asadowi, które wybuchło w 2011 r., a potem przerodziło się w wojnę (najpierw domową, a potem z udziałem także innych krajów). W 2018 r. to właśnie w Dumie miało dojść do ataku chemicznego, o który oskarżany jest reżim. „Dziś dowodzimy z Dumy, że naród syryjski jest jednością” – mówił Asad. Jednak Syria pozostaje głęboko podzielona. Od 2011 r. zginęło ok. 400 tys. ludzi (to ostrożne szacunki), a ponad połowa z 22-milionowej populacji musiała opuścić domy, z czego aż 5 mln uciekło za granicę. Choć Asad, wspierany przez Rosję i Iran, kontroluje dziś trzy czwarte kraju, a zeszły rok był najspokojniejszy od 2011 r., wojna daleka jest od zakończenia. Kraj jest zrujnowany, podobnie gospodarka. Czwarta część Syrii jest pod kontrolą różnych grup zbrojnych: sił kurdyjskich i rebelianckich (te trzymają się jeszcze głównie w prowincji Idlib); Państwo Islamskie działa we wschodnich regionach.
W przeddzień rytuału wyborczego USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja i Włochy we wspólnym oświadczeniu uznały, że wybory nie są „ani wolne, ani uczciwe”. Natomiast opozycja (mocno podzielona) nazwała je „farsą”. Zwycięstwa Asadowi pogratulowały m.in. Chiny, Iran i Rosja. ©