Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
André Silvaire walczył z zapomnieniem, które groziło autorowi o nazwisku nie do wymówienia, jak też, rzecz śmieszna, z pośmiertną zemstą André Gide’a. A było tak. André Gide, jako redaktor “La Nouvelle Revue Française", sądził, że upolował jelenia, to jest bogatego dyletanta, przybysza z puszcz litewskich, i miał nadzieję uzyskać od niego znaczną sumę pieniędzy na jakieś swoje teatralne przedsięwzięcia. Oskar Miłosz odmówił i od tego czasu, gdzieś z lat przed pierwszą wojną światową obowiązywała w firmie Gallimard, czyli u największego wydawcy w Paryżu, anatema, którą przełamano dopiero po kilkudziesięciu latach. Nikt by w tę historię nie uwierzył, gdyby nie opowiedział mi jej sam André Silvaire.
Dochowywałem wierności panu André, który zrobił ze mnie president Towarzystwa i mnie zawdzięczał odnalezienie w Bibliotece Yale korespondencji Miłosza z Christianem Gaussem. Ale i ja miałem swoje kłopoty z tym autorem w Polsce, bo od dnia wydania jego poezji przez Bronisławę Ostrowską w 1919 stale podawano go za raroga i odmawiano mu miejsca w literaturze polskiej, mimo że złożył w 1910 r. (?) u warszawskiego wydawcy tom wierszy pisanych po polsku. Urodzony w 1877 r. w Czerei na Białorusi, nie lubił swoich krewnych z białoruskiej linii i przywiązaniem darzył linię kowieńską. Ale tutaj powstawała przeszkoda, bo co on, piszący po francusku, mógł mieć wspólnego z Litwą? I właśnie jego przyznanie się nie do Polski, ale do Litwy w 1918 r. wytworzyło różne komplikacje.
Mając takiego krewnego byłem narażony na posądzenia o snobizm i nie bardzo umiałem wytłumaczyć się z mojego rzeczywistego przywiązania, które, trzeba przyznać, było komiczne i nieuzasadnione. Osobista znajomość, oczarowanie, niewiele tłumaczy, faktem jest, że kilka razy w życiu ulegałem takim przyjaźniom (Iwaszkiewicz, Czechowicz, Kroński) i właściwie nie umiem tego zauroczenia wytłumaczyć. Wreszcie dałem temu spokój i tłumacząc jego pisma zdecydowałem się: niech tak będzie. Ale ta koligacja, niejasna pod względem narodowościowym, bardzo mi szkodziła, bo poddawała w wątpliwość moją polskość. Co za historia wlokąca się za mną całe życie! Nigdy z tym nie skończyłem. Ciągle ktoś wyłaził z oskarżeniem, bo Miłosz to przecie Litwin. Zwłaszcza że Oskar Miłosz w 1920 r. jako dyplomata, opowiadał się przeciwko polskiemu Wilnu, co mu pamiętano.
Trzeba przyznać, że Oskar Miłosz miał szczególny dar przyciągania wiernych sług różnej narodowości. Tłumaczono go na hiszpański, na angielski i niemiecki, za każdym razem była to trudno wytłumaczalna miłość translatorów i komentatorów. Ostatecznie Silvaire związał całe swoje życie z wydawaniem Miłosza, a nie można było tego wyjaśnić względami snobistycznymi, które przypisywano mnie, więc skąd te przywiązania? Obejmujące również członków Les Amis de Milosz różnych narodowości, międzynarodówkę czcicieli, złączonych rodzajem wspólnej legendy, zagarniającej też niektóre związki Oskara ze środowiskiem lesbijskim ówczesnego Paryża (długoletnia platoniczna przyjaźń Miłosza z amerykańską pisarką Natalie Clifford Barney, znaną lesbijką).
Moje zainteresowanie przedmiotem dało mi dużo korzyści, zmusiło do uważnego studiowania biografii Miłosza, jak też biografii jego korespondentów, np. Christiana Gaussa. Na różne wtedy pytania mogłem odpowiedzieć, niekoniecznie ściśle związane z biografią tego pisarza, podobnie jak André Silvaire, który był bukinistą paryskim, a gdzie mu tam było do przygód szalonego dyplomaty, który zapowiadał przyszłe Stany Zjednoczone Europy! Silvaire stał się także źródłem wiedzy biograficznej o Oskarze Miłoszu i do niego trzeba było się zwracać, chcąc dowiedzieć się przeróżnych plotek, takich jak ta z zemstą André Gide’a. Teraz nie ma już strażnika zanikającej pamięci.
Felietony Czesława Miłosza drukowane w “TP" do numeru 17/04 ukazały się w książce pt. “Spiżarnia literacka" (Wydawnictwo Literackie).