Amerykański sen

Włodek Pawlik został pierwszym polskim jazzmanem wyróżnionym nagrodą Grammy. Na naszych oczach spełnił się jego amerykański sen.

03.02.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Joe Klamar / AFP / EAST NEWS
/ Fot. Joe Klamar / AFP / EAST NEWS

Najważniejsi przedstawiciele amerykańskiej branży muzycznej oklaskiwali go, gdy w pierwszym zdaniu podkreślił, że jest „z Polski, z Warszawy”.

Yeah Poland! – słychać było kobiecy głos z widowni. Pianista podniósł wtedy rękę i pokazał zawadiacko język. Chwilę wcześniej Włodzimierz Pawlik tanecznym krokiem wkroczył na scenę Staples Center w Los Angeles, by odebrać nagrodę Grammy, którą wyróżniono jego album „Night in Calisia”.

Pawlik ma w swym dorobku przeszło 20 autorskich płyt. Jest pianistą jazzowym, kompozytorem muzyki filmowej (do filmów m.in. Doroty Kędzierzawskiej, Borysa Lankosza czy Petera Greenawaya), a także wykładowcą na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym.

GENY

Album „Night in Calisia” powstał z okazji 1850. rocznicy powstania Kalisza. Kompozycje napisał Pawlik z myślą o Orkiestrze Filharmonii Kaliskiej, swoim jazzowym trio (z perkusistą Cezarym Konradem i basistą Pawłem Pańtą) oraz o wieloletnim przyjacielu, słynnym amerykańskim trębaczu Randym Breckerze.

Panowie poznali się w latach 90. Od tego czasu wielokrotnie razem koncertowali i nagrywali. Szczególne miejsce w ich wspólnym dorobku artystycznym zajmuje płyta „Nostalgic Journey: Tykocin Jazz Suite”. W roku 2006 Randy Brecker poszukiwał swoich dalszych krewnych, by uzyskać zgodny genetycznie szpik dla walczącego z białaczką brata – legendy jazzowego saksofonu: Michaela Breckera. To właśnie Pawlik odkrył, że korzenie słynnych Brecker Brothers sięgają przedwojennego, żydowskiego Tykocina.

Napisana po śmierci Michaela suita była dla obu artystów więcej niż tylko muzyką, a wykonanie utworu w tykocińskiej synagodze – więcej niż koncertem. Ta muzyka jest wielką afirmacją życia – mówił później o nagraniu Randy Brecker.

Nazwisko trębacza pomogło z pewnością w przekonaniu wydawnictwa Summit Records do wydania w USA najpierw Pawlikowego „Tykocina”, a później „Night in Calisia”. W Stanach, jak i w Polsce sprzedaż płyt jazzowych nie należy do zajęć najbardziej dochodowych, a ukazanie się płyty w Ameryce jest warunkiem koniecznym, by ubiegać się o Grammy. Już sama nominacja albumu do nagrody Złotego Gramofonu była ogromnym sukcesem.

FABRYKA SNÓW

Gala Grammy jest bez wątpienia spektaklem na miarę amerykańskiej fabryki snów. Na jednej scenie spotyka się tu Metallica z pianistą klasycznym Lang Langiem; skrywający twarze pod kaskami, elektroniczny duet Daft Punk – z ikoną muzyki amerykańskiej Steviem Wonderem. Madonna śpiewa u boku Mary Lambert (dziewczyny, która jeszcze rok temu była barmanką w Seattle) jej piosenkę „Same love” – nominowaną do tegorocznej Grammy w kategorii piosenka roku. Gdyby tego było mało, w trakcie ich występu 33 pary biorą ślub, którego w niespełna 30 sekund udziela im aktorka i piosenkarka Queen Latifah. Grammy to wielkie święto kultury amerykańskiej.

Gramofony przyznawane są obecnie w 82 kategoriach. Uwaga mediów skupia się przede wszystkim na czterech najważniejszych: nagranie roku (nagroda dla wykonawcy), płyta, piosenka (nagroda dla autorów) i nowy artysta roku.

Czym są jazzowe Grammy? Ostatnim Europejczykiem, który odebrał nagrodę w jazzowej kategorii, był Michel Legrand (w 1975 r.)! Jazz z perspektywy Grammy jest więc muzyką do szpiku amerykańską.

Członków kapituły interesuje uparcie niemal wyłącznie jazzowy główny nurt. Gitarzysta Rez Abassi zauważył na Twitterze, że w tym roku 5 albumów nominowanych w kategorii Najlepszy Instrumentalny Album Jazzowy pochodziło z ledwie dwóch wydawnictw – podczas gdy co roku ukazuje się w USA grubo ponad pół tysiąca nowych płyt. Oba – Concord Jazz i Mack Avenue – mają swoje siedziby w... Los Angeles.

Tym większy jest sukces Pawlika i niezależnej wytwórni z Arizony – Summit Records – a także wszystkich polskich twórców „Night in Calisia”. Pianista podkreślił to w swoim przemówieniu, dziękując nie tylko swoim kolegom z tria, Kaliskiej Orkiestrze Symfonicznej i jej dyrygentowi Adamowi Klockowi, ale także polskim inżynierom dźwięku i polskiej producentce płyty – prywatnie żonie Pawlika – Jolancie.

POLSKI DŻEZ FAJNY JEST

Co z tej nagrody wynika? Dla Włodka Pawlika to oczywiście wielki prestiż – od teraz przed jego nazwiskiem dodawane będzie dumne „Grammy winning artist”. Być może – niestety przy obecnej kondycji przemysłu muzycznego nie jest to wcale oczywiste – kolejne płyty pianisty będą ukazywały się w USA także wtedy, gdy w składzie nie będzie amerykańskich gwiazd.

Paradoksalnie nagroda ta może przynieść pianiście znacznie więcej korzyści w Europie. W Stanach jazzowy rynek, zwłaszcza w obrębie głównego nurtu, jest od lat zarezerwowany wyłącznie dla gwiazd amerykańskich. Grammy dla Polaka jest wyjątkiem doskonale potwierdzającym tę regułę. Na Starym Kontynencie już stał się nasz pianista unikatem. Jeśli tak swobodnie jak na gali w Staples Center będzie rozmawiał z europejskimi producentami, szybko powinniśmy usłyszeć o jego kolejnych spełniających się marzeniach muzycznych.

Ciekawe jest i to, jak Grammy dla Pawlika przyjmowana jest w Polsce. Feta trwa! O pianiście piszą wszystkie krajowe media. A przecież to nie pierwszy Polak nagrodzony przez amerykańską Narodową Akademię Sztuki i Techniki Rejestracji. Krzysztof Penderecki ma w swym dorobku trzy Złote Gramofony. W ubiegłym roku po jednym przywieźli z Los Angeles dyrygent Antonii Wit i producent Paweł Sęk.

Zainteresowanie nagrodą dla jazzmana zdaje się budzić uśpioną nieco sympatię Polaków do jazzu. Kto nie ma w piwnicy czy na strychu analogowych płyt z serii Polish Jazz? Legendy Krzysztofa Komedy, Tomasza Stańki, Zbigniewa Namysłowskiego czy złotych lat festiwalu Jazz Jamboree zaszczepiły w nas poczucie, że polski dżez fajny jest. Teraz mamy na to koronny dowód przywieziony prosto z Ameryki – ojczyzny tego gatunku.

Jakie wyciągniemy z tego wnioski? Czy przeniesiemy płyty Polish Jazz z piwnicy z powrotem do salonu? Czy Jazz Jamboree znów stanie się najważniejszą jazzową areną w Europie?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2014