Marsalis: Mister Jazz

Ma tytuły doktora honoris causa dwudziestu kilku uniwersytetów i jest wyrocznią muzyczną. Choć wielki Keith Jarrett uważa go za wyjątkowo niezdolnego.

07.02.2016

Czyta się kilka minut

Wynton Marsalis na festiwalu w Aspen, Colorado, czerwiec 2015 r. / Fot. Riccardo S. Savi / GETTY IMAGES
Wynton Marsalis na festiwalu w Aspen, Colorado, czerwiec 2015 r. / Fot. Riccardo S. Savi / GETTY IMAGES

Jeśli pytasz, czym jest jazz, to znaczy, że nigdy się tego nie dowiesz” – miał powiedzieć Louis Armstrong. Gdyby jednak ktoś się uparł i chciał znaleźć jedną, konkretną odpowiedź, powinien wybrać się 11 lutego do Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. Swoją Jazz at Lincoln Center Orchestra poprowadzi tam Wynton Marsalis.
 

Posłaniec czy przeciętniak

W historii jazzu nie ma i nigdy nie było bardziej docenionego muzyka. Do dziś pozostaje jedynym artystą, który w tym samym roku otrzymał nagrodę Grammy zarówno w kategorii jazzowej, jak i klasycznej. Co więcej: trębacz dokonał tego dwa razy pod rząd, mając wtedy 23 i 24 lata. A trzy lata później miał już na swojej półce osiem złotych gramofonów. Dziś Wynton jest instytucją – jako Posłaniec Pokoju ONZ, doktor honoris causa uniwersytetów Harvarda, Princeton i przeszło dwudziestki innych uczelni czy wreszcie dyrektor nowojorskiego Jazz at Lincoln Center.

To właśnie Wyntona i muzyków JALC Orchestra wysłał Barack Obama w 2010 r. z misją dyplomatyczną do Hawany. Ostatni raz amerykański jazzman wystąpił tam 40 lat temu. Marsalis i jego zespół prowadzili warsztaty dla młodych muzyków, a następnie przez trzy wieczory koncertowali na scenie Teatro Mella. Wydarzenie to cieszyło się tak ogromnym zainteresowaniem, że porządku pod teatrem pilnować musiała policja. Zapis tej podróży znaleźć można na ostatnim, dwupłytowym albumie trębacza „Live at Cuba”.

Z drugiej strony Wynton Marsalis jest dla wielu symbolem tego, co zabija jazz i zamyka go w muzealnej gablocie. Wielki Keith Jarrett uważa go nawet za wyjątkowo niezdolnego instrumentalistę. „Byłem zażenowany jego grą – powiedział pianista. – Nigdy nie słyszałem, by szczerze zagrał bluesa. Jeśli Marsalis jest jazzmanem, to każdy kierowca BMW jest rajdowcem”.
 

Ikona kupuje domenę

Spór o Marsalisa to z jednej strony dość jałowa dyskusja o zawartość jazzu w jazzie: jedni widzą w tej muzyce wielobarwny muzyczny pióropusz, w którym mieści się zarówno kolekcja standardów, jak i improwizowana awangarda. Marsalis woli jednak widzieć jazz jako drzewo, w którym korzenie są dużo ważniejsze i bardziej warte troski niż pojawiające się i znikające z sezonu na sezon liście nowych muzycznych mód.

„Kiedy przyjechałem do Nowego Jorku w 1979 r. – wspominał w jednym z wywiadów – ci, którzy uchodzili za najlepszych i powinni być wzorem dla innych, robili sobie jaja: przebierali się w kiecki i udawali gwiazdy rocka”.

Dostało się też Milesowi Davisowi, który ze swoim elektrycznym zespołem sięgał po hity muzyki pop: „Human Nature” z repertuaru Michaela Jacksona czy „Time After Time” Cyndi Lauper.

„Charlie Parker przewraca się w grobie” – skomentował krótko Wynton.

W rzeczywistości jednak istotą problemu wydaje się... arogancja trębacza, jego pewność siebie i wchodzenie z butami w rolę jazzowej ikony – „Mr. Jazz”. Rok temu Wynton nabył dla JALC domenę internetową jazz.org. Nie pomogły petycje internautów i argumenty, że to słowo jest symbolem, częścią wspólnego dobra i nie powinno wiązać się go z jedną tylko instytucją. Dla Wyntona jazz zdaje się zaczynać i kończyć tam, gdzie sam wskaże.
 

Rodzinne granie

Gdy Wynton skończył sześć lat, ojciec podarował mu pierwszą trąbkę. I choć w ich domu, w Nowym Orleanie, wisiał portret Johna Coltrane’a, a jego tata jest wziętym jazzowym pianistą i nauczycielem, jazzu zaczął słuchać dopiero jako nastolatek. Razem ze swym starszym o rok bratem, Branfordem, dorwali się pewnego dnia do płytoteki ojca. Najpierw na gramofonie położyli „Giant Steps” Coltrane’a. Następnie wybór padł na album „Someday My Prince Will Come” Milesa Davisa – chłopcom spodobała się atrakcyjna kobieta spoglądająca na nich z okładki. Od tego momentu bracia postanowili poważnie wziąć się za jazz. Ćwiczyli wspólnie po 5-6 godzin dziennie. Po kilku latach na jednej scenie stanąć mogła cała rodzina Marsalisów: przy fortepianie ojciec – Ellis Marsalis, z przodu Branford z saksofonem, Wynton z trąbką, Delfayo z puzonem, a za nimi, przy perkusji, najmłodszy brat Jason Marsalis.

Wynton był cudownym dzieckiem. Jako czternastolatek występował z Nowoorleańską Orkiestrą Filharmoniczną, wygrywał konkursy, a wreszcie został przyjęty w poczet studentów nowojorskiej Julliard School of Music. Na jego talencie szybko poznali się wielcy mistrzowie – po koncertach z Sonnym Rollinsem, Sarah Vaughan czy Dizzym Gillespiem kontrakt z najważniejszym wtedy wydawnictwem płytowym CBS czekał tylko na podpis Wyntona. W 1982 r. ukazała się jego debiutancka płyta „Wynton Marsalis”. Obok brata Branforda towarzyszyli mu na niej giganci, na czele z pianistą Herbiem Hancockiem, basistą Ronem Carterem i perkusistą Tonym Williamsem.
 

Misjonarz

To właśnie Ron Carter pierwszy poprosił młodego trębacza o to, by poprowadził gościnnie zajęcia z uczniami. Tak zaczęła się być może najważniejsza misja Wyntona Marsalisa: przekazywanie miłości do jazzu kolejnym pokoleniom. Dziś jest nie tylko wykładowcą akademickim, prowadzi muzyczne warsztaty – podczas rezydencji artystycznej w Barbican Center przez trzy tygodnie uczył grać dzieci emigrantów we wschodnim Londynie – ale też cały projekt Jazz at Lincoln Center to przede wszystkim oferta edukacyjna dla nowojorczyków w każdym wieku.

Przy okazji pięćdziesiątych urodzin zapytany o swoje największe muzyczne osiągnięcie odpowiedział: „Po każdym koncercie jestem ostatnią osobą, która opuszcza salę. Zawsze przychodzą do mnie młodzi ludzie ze swoimi trąbami. Słucham, jak grają. Chcę dodać im wiary w siebie. Chcę, by poczuli się dobrze ze swoją muzyką. Jeśli zapamiętają to uczucie – jestem dumny. A moja muzyka jest bezpieczna, bo utrwalona na płytach”.

W nagraniach Marsalis często wraca do jazzowych standardów. Do współpracy zaprasza jednak niestandardowych gości. Szerokim echem odbiły się w USA jego nagrania z ikonami bielszego odcienia kultury amerykańskiej: Williem Nelsonem czy Erikiem Claptonem. Naprawdę ciekawie robi się jednak wtedy, gdy Wynton siada do papieru nutowego.

Jego kompozytorskie płyty są często ważnymi społecznymi deklaracjami. Trzyipółgodzinne jazzowe oratorium „Blood on the Fields” – muzyczna opowieść o drodze od niewolnictwa do wolności – zostało nagrodzone muzycznym Pulitzerem, czyli najwyższym amerykańskim laurem przyznawanym kompozytorom. Przed Marsalisem nie otrzymał go ani Duke Ellington, ani Count Basie, ani żaden inny jazzowy kompozytor. Stworzone zaś wspólnie z ghanijskim wirtuozem instrumentów perkusyjnych Yacubem Addym „Congo Square” to hołd złożony niewolnikom, którzy w XVIII-wiecznej Ameryce mogli swobodnie tańczyć i grać swoją muzykę tylko na jednym placu w Nowym Orleanie.

W tym roku na sklepowe półki trafi kolejne dzieło Marsalisa „The Abyssinian Mass” – msza jazzowa na big-band i siedemdzie- sięcioosobowy chór gospel.
 

Na prawo od perkusji

Z pewnością gra z Wyntonem to nobilitacja. Marzy o niej nawet młody perkusista Andrew Neiman – katowany przez swojego profesora bohater filmu „Whiplash”. Orkiestra Marsalisa – Jazz at Lincoln Center Orchestra – liczy szesnastu członków. Oprócz lidera nie ma w obecnym składzie artystów, którzy cieszyliby się rozpoznawalnością, choć większość z nich prowadzi także własne zespoły i jest cenionymi sidemenami. Na koncertach Wynton nie stoi jednak przed zespołem – siada w trzecim rzędzie, między perkusją a pozostałymi trębaczami. Własnego kunsztu nikomu udowadniać nie musi, ale jego orkiestra jako całość ma być najlepsza na świecie.

Koncert we Wrocławiu będzie trzecim występem JALC w Polsce – pierwszym od dziewięciu lat. W programie możemy spodziewać się amerykańskich jazzowych śpiewników George’a Gershwina i Duke’a Ellingtona, a także fragmentów wielkich dzieł samego Wyntona. Może zabrzmi też coś z Milesa Daviesa, który w tym roku świętowałby 90. urodziny?
 

Mr. Jazz Jr.

W najbliższą niedzielę po raz pięćdziesiąty ósmy przyznane zostaną nagrody Grammy. Wśród nominowanych nie ma Wyntona Marsalisa – jest za to Joey Alexander, dwunastoletni chłopiec wychowany na indonezyjskiej wyspie Bali. Jazzu malec uczył się, słuchając płyt ojca i wygrywając ze słuchu muzykę Monka i Coltrane’a na elektrycznym keyboardzie.

YouTube’owy filmik z młodym pianistą trafił do Wyntona, który zaprosił wówczas dziesięcioletniego chłopca do Nowego Jorku, by wziął udział w koncercie galowym w Jazz at Lincoln Center.

„Uwielbiam jego poczucie rytmu, pewność i zrozumienie dla muzyki. Nie było dotąd nikogo, kto potrafiłby tak grać, w tak młodym wieku” – komplementował jego występ Marsalis. Jeśli Joey Alexander zwycięży choć w jednej z dwóch kategorii, w których jest nominowany – najlepszy instrumentalny album jazzowy (za debiutancką płytę „My Favorite Things”) i najlepsze improwizowane solo (za interpretację „Giants Steps”) – zostanie najmłodszym w historii indywidualnym zdobywcą Złotego Gramofonu. I będzie miał w zapasie dekadę na to, by prześcignąć w osiągnięciach Wyntona Marsalisa. Jazz chyba jeszcze nie umiera, skoro Mr. Jazz Jr. ma dopiero dwanaście lat. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2016