Ameryka potrzebuje Europy

Z prof. ZBIGNIEWEM BRZEZIŃSKIM rozmawia Mateusz Flak

MATEUSZ FLAK: Co zmieni w relacjach transatlantyckich rozszerzenie Unii Europejskiej o kolejne 10 krajów? Jakie są oczekiwania USA wobec powiększonej Europy?
ZBIGNIEW BRZEZIŃSKI: Ameryka popiera rozszerzenie Unii Europejskiej, bo wychodzi z założenia, że większa Unia to pokój i stabilność na większym obszarze. Z amerykańskiego punktu widzenia poszerzona Europa nie stoi w sprzeczności z bardziej jednoczącą się Europą. Taki rozwój sytuacji stwarza warunki do prawdziwego partnerstwa między Ameryką a Europą w skali światowej.

Jednym z europejskich celów - bo na razie to tylko odległy cel - jest wspólna polityka zagraniczna i obronna, dzięki której Unia stałaby się silnym partnerem dla USA. Henry Kissinger narzekał, że chętnie porozmawiałby z kimś z Europy, ale nie wie, który numer wybrać, bo tylu jest partnerów do rozmowy. Jednak czy Ameryka rzeczywiście chce dziś jednej, zwartej Europy? Wypowiedź sekretarza obrony Rumsfelda o „starej" i „ nowej” Europie świadczy raczej o celowym „rozbijactwie” naszego kontynentu.
Znaczenie słów Rumsfelda jest chyba wyolbrzymiane. To była pobieżna ocena wypowiedziana podczas wywiadu prasowego i nie wyraża jakiejś głębszej i daleko idącej strategii. Natomiast, jeśli spojrzeć praktycznie, to nie należy się łudzić, że w ciągubieżącej dekady powstanie coś, co będzie reprezentować prawdziwie zjednoczoną Europę w dziedzinie politycznej i militarnej. Na tym etapie historii to po prostu nie wchodzi w grę. To może być cel procesu jednoczenia się Europy, ale nie jest on osiągalny w najbliższych latach.

Brytyjski historyk Timothy Garton Ash uważa, że Ameryka nie zamierza współpracować z Europą jako taką - woli raczej działać z wybranymi krajami europejskimi: Wielką Brytanią, Hiszpanią, Włochami i Polską. Czy podziela Pan tę diagnozę? Czym grozi taka polityka?
Musimy patrzeć trzeźwo na rzeczywistość. Jest oczywiste, że upłynie dużo czasu - nawet mimo jednoczenia się Europy i tworzenia jej konstytucji - zanim na mapie świata pojawi się politycznie i militarnie zintegrowana Europa, działająca tak, jakby była jednym państwem. Ta oczywistość pociąga za sobą praktyczne konsekwencje w dyplomacji i strategii.

Po wojnie w Iraku relacje między Ameryką a Europą (zwłaszcza Francją i Niemcami) są dalekie od ideału. Jak głęboki jest kryzys wspólnoty transatlantyckiej? W jakim stopniu jest on spowodowany sporem wokół Iraku, a na ile te rozbieżności istniały wcześniej?
Różnice istniały oczywiście wcześniej. One wynikają z praktyki - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z przyczyn obiektywnych perspektywa europejska w stosunku do wielu zagadnień jest odmienna od amerykańskiej. To nie zmienia faktu, że i Ameryka potrzebuje Europy, i Europa potrzebuje Ameryki - tutaj nic się nie zmieniło. Jednocześnie nie można się łudzić, że w najbliższej przyszłości - tu się powtórzę -Europa będzie reprezentować jedność.

Tymczasem w Ameryce karierę robią (i wpływają na Biały Dom) teorie neokonserwatystów, np. Roberta Kagana, według których drogi USA i Europy, czyli dwóch różnych typów myślenia o polityce międzynarodowej, będą się dalej rozchodzić. Jak zatem będzie postępować Waszyngton?
Poglądy Kagana są uproszczone i często ujęte w formie sloganów. Przy tym zawierają one - całkiem świadomie - uzasadnienie taktyczne dla polityki USA zmierzającej do ograniczenia znaczenia Europy w układzie światowym.

Waszyngton będzie w miarę możliwości wzmacniał powiązania sojusznicze z Paktem Atlantyckim i z poszczególnymi państwami europejskimi, a jednocześnie popierał ich dążenia do rozszerzenia Unii Europejskiej. Dlatego Ameryka jak najbardziej popiera spodziewane wejście Polski do Unii i nie widzi w tym żadnego zagrożenia dla jej bliskich relacji z Polską.

Polska, przynajmniej w deklaracjach rządu, uznaje światowe przywództwo Ameryki, ale stara się też brać pod uwagę stanowisko Niemiec i Francji i próbuje doprowadzić do współpracy zwaśnionych stron - temu służyły np. starania o wsparcie NATO w polskim sektorze stabilizacyjnym w Iraku. Jak w praktyce zachować taką zdrową równowagę?
Punktem wyjścia jest proste stwierdzenie: członkostwo Polski w Unii Europejskiej nie będzie dla niej rajem, ale pozostanie poza Unią może ją znów sprowadzić do piekła. Przed Polską stoi historyczna decyzja. Jeśli jej wynik będzie pozytywny, Polska będzie musiała się starać z jednej strony o bliską współpracę geopolityczną przede wszystkim z Niemcami i Francją, jak również z Wielką Brytanią, ale jednocześnie będziemusiała działać na arenie międzynarodowej w jak najbliższej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Nie ma w tym sprzeczności, ponieważ Ameryka nie zmierza do konfliktu z poszerzoną Europą - aczkolwiek mogą znowu pojawić się rozbieżności między Stanami a poszczególnymi państwami europejskimi. Polska jest w stanie pozostać w sposób rozsądny i sojusznikiem Ameryki, i stawać się coraz bardziej wiarygodnym członkiem Unii Europejskiej, a w szczególności bliskim partnerem jej czołowej, wymienionej trójki.

Wiceminister spraw zagranicznych Adam Rotfeld, niejako komentując Pana wypowiedź sprzed kilku lat, powiedział niedawno, że ani Polska, ani Europa nie są amerykańskim protektoratem i co do tego Warszawa zgadza się z Paryżem i Berlinem. Z drugiej strony, „ chcemy być partnerami i sojusznikami Ameryki na miarę naszych możliwości i opowiadamy się za jej trwałą obecnością w Europie, bo jest ona gwarantem trwałego pokoju”.
Ta uwaga jest słuszna, choć nie widzę powodu, by sprzeczać się o jedno słowo -„protektorat”. Kraje, które nie mogą zagwarantować sobie bezpieczeństwa własnymi środkami, ale muszą polegać na innym państwie, są - w pewnej mierze - pod jego protektoratem. Przesadne poczucie dumy narodowej nie powinno kolidować z realistyczną oceną sytuacji.

Jak długo potrwa ten amerykańskipro-tektorat w Europie?
On leży przede wszystkim w interesie Ameryki, ale jak długo będzie potrzebny, zależy od tzw. Europy. Jeżeli ta „Europa” stanie się prawdziwą Europą, to ten protektorat będzie mniej potrzebny. Ale czy w obecnym układzie ktoś może sobie wyobrazić na przykład bezpieczną Europę Środkową bez parasola amerykańskiego? 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Przed referendum