Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Poprzedniego dnia bracia Coenowie zapewnili odpowiednią ilość blasku ? la Hollywood, przywożąc gwiazdy "Prawdziwego męstwa" na otwarcie festiwalu. Jeśli to dla kogoś zbyt ambitne, to zawsze może poczekać na reżyserkę Madonnę, która podobno już zarezerwowała pokój w jednym z do cna wyprzedanych berlińskich hoteli. I tak to się przeplata, blichtr i ambicja, Brad Pitt i Pina Bausch w 3D. Berlinale. Jedno jest pewne: tłumy napierają na barierkę.
Dziś wieczorem raczej lokalnie. "Almanya" (co po turecku oznacza po prostu - Niemcy). Wszechwładny festiwalowy dyrektor Kosslick cieszył się zawczasu, że ma pierwszą niemiecko-turecką komedię. Ze szczęśliwym akcentem na "turecką". Zaiste, pojawiające się na czerwonym dywanie gwiazdy nie przypominają Marleny Dietrich (patronki placu przed kinem). Jest dość orientalnie, a przecież podtytuł filmu to "Willkommen in Deutschland".
I rzeczywiście: barierki szaleją, gdyż pojawia się prezydencka para. Wszyscy z dumą sycą się reprezentacyjną prezencją najwyższych organów Bundesrepublik (on przystojny i wysoki, ona jeszcze przystojniejsza i wyższa), które po długich kilkunastu minutach pozowania, wkraczania na salę i zasiadania w kinowych fotelach wreszcie mogą pogrążyć się w ciemnościach seansu. Zaczyna się film. Siostry Yasemin i Nesrin Samdereli nakręciły familijną komedię o tym, że Turek też człowiek, a zwłaszcza niemiecki Turek. Bezbolesne rozbrajanie stereotypów rozpoczyna się w latach sześćdziesiątych, pomysłowo łącząc materiały archiwalne czasów niemieckiego cudu gospodarczego z sekwencjami aktorskimi. Trochę nostalgii przełamanej Orientem i obustronne zmiany mentalności, czyli "Ściągaliśmy siłę roboczą, a przyjechali ludzie". Kilka pokoleń coraz bardziej aklimatyzującej się rodziny, zabawnie i wzruszająco zarazem, z wydźwiękiem dydaktycznie państwowotwórczym. Niemcy potrzebują takich filmów. Więc nie dziwota, że prezydent z małżonką zaszczycili.
Po seansie jako jedni z ostatnich wychodzimy z Berlinale Palast bardzo demokratycznie, po czerwonym dywanie (innej drogi nie ma). Nieco rozrzedzony tłum wciąż jeszcze napiera na barierki, a zdesperowani paparazzi na wszelki wypadek strzelają nam garść przypadkowych fotek. Strzelają każdemu, bo a nuż... Tak spełnia się sen o piętnastu sekundach sławy na wykładzinie w kolorze krwi. Jesteśmy na Placu Poczdamskim. Niedaleko Kreutzberg. Willkommen in Deutschland.