Absurd za kurtyną

Rosja ma swojego Chodorkowskiego, który cierpi za niezapłacone rzekomo podatki. Cały świat okrzyknął rosyjskiego miliardera symbolem walki z neosowieckimi tendencjami w państwie Putina. Mało kto wie, że i na Białorusi są tacy biznesmeni, zmagający się z korupcją i dyktaturą. A opozycja śni o powtórce z Ukrainy. Ale wszystkie działania przeciw reżimowi Łukaszenki spotyka największa przeszkoda - bierność białoruskiego społeczeństwa.

29.05.2005

Czyta się kilka minut

Oczywiście, jaki kraj, taki Chodorkowski. Nikołaj Awtuchowicz w niczym nie przypomina moskiewskiego magnata naftowego. Właściciel kilku firm transportowych jest lokalnym krezusem w kilkunastotysięcznym Wołkowysku. Jeszcze niedawno nic nie zapowiadało, że zostanie okrzyknięty przez opozycję bohaterem walki z reżimem Łukaszenki. Po zaszczytnej służbie w oddziałach specjalnych w Afganistanie czekała na niego ciepła posadka, w którymś z sowieckich przedstawicielstw wojskowych w NRD. - Miałem służyć zupełnie jak Putin, może nawet bym go poznał - wspomina dzisiaj z nostalgią.

Stało się jednak inaczej. Pokłócił się z przełożonymi, zarzucił im malwersacje i wyleciał z armii z hukiem. Uczciwość, ta niezbyt przydatna w postsowieckim społeczeństwie cecha, przywiodła go na wojenną ścieżkę z władzami Białorusi. Awtuchowicz ufortyfikował się w swojej ogrodzonej wysokim płotem posiadłości jak w twierdzy. Zasłonił żaluzje, wypuścił psy obronne, a ze światem kontaktuje się wyłącznie przez telefon. Razem z 18 pracownikami swojej firmy rozpoczął głodówkę i czeka na najazd urzędników. Miejscowa klika urzędnicza zarzuca mu niespłacenie 300 tys. dolarów zaległych podatków. Prawdziwy powód wojny biznesmena z władzami to jego sprawnie prosperujące przedsiębiorstwo taksówkarskie.

Z Niemiec sprowadził kilkuletnie mercedesy, z Polski sprzęt radiowy. I wszystko było dobrze do czasu, gdy urzędnicy zaczęli domagać się łapówek. W większości białoruskich miasteczek nie ma firm radio-taxi. Jednak wystarczy podnieść na ulicy rękę, a zatrzyma się wysłużona łada. To dorabiający sobie na boku pracownicy państwowych zakładów. Ci płacą milicji i urzędnikom za przymykanie oczu na nielegalny biznes. Awtuchowicz płacić nie chciał, a w dodatku stworzył konkurencję. Nie dość, że jeżdżą u niego mercedesy, to jeszcze o wiele taniej niż taksówkarze z łapanki.

Biznesmen nie ma zamiaru się poddać. Wysadzę w powietrze moje mercedesy, ale tym złodziejom ich nie oddam - zarzeka się. W jego gabinecie na ścianie wisi pokaźny portret prezydenta. Awtuchowicz wysłał do bat’ki list ze skargą na urzędników: - W nim ostatnia moja nadzieja, jak mi nie pomoże, to wyrzucę ten portret na ulicę, a sam pójdę walczyć do lasu! - mówi przedsiębiorca.

Wszędzie bieda, u nas spokój

Takich białoruskich Chodorkowskich są tysiące. W lutym pokazali swoją siłę, wychodząc na ulice Mińska i kilku większych miast. Kupcy bazarowi strajkowali przeciw VAT-owi na towary z Rosji. Zmusili władze do czasowego wstrzymania skrupulatnego egzekwowania podatków. Zachodni eksperci zaczęli przebąkiwać o początku erozji reżimu. Białoruska opozycja rozmarzyła się o Pomarańczowej Rewolucji. Jeden z jej liderów, Andriej Klimow, ogłosił 25 marca w czasie demonstracji w Mińsku początek wielkiej rewolucji antyłukaszenkowskiej. Kolejny falstart. Na ulice wyszło ledwo kilkuset demonstrantów, więcej było milicji. - Jedyna nadzieja w tym, że społeczny protest zostanie skonsumowany przez opozycję polityczną - mówi Andriej Kusielczuk, działacz sektora organizacji pozarządowych z Grodna. Póki co nie zanosi się na to.

W państwie Łukaszenki się gotuje, ale para idzie w gwizdek. Reżim i jego wszechwładne organy bezpieczeństwa są bardzo silne, a po wydarzeniach na Ukrainie zaczynają coraz śmielej zwalczać wszelkie przejawy protestów. Opozycja powoli dojrzewa do objęcia kierownictwa nad społecznym buntem, ale czy dojrzało już społeczeństwo?

Białorusini coraz szerzej otwierają oczy, ale siła oficjalnej propagandy jest ogromna. Niezależnych mediów prawie nie ma, bo kolportowana na wpół legalnie “Narodnaja Wolia" i kilka mniejszych gazet regionalnych mają co najwyżej kilkanaście tysięcy czytelników. Za to potężną tubą propagandową władz jest telewizja. Białoruscy opozycjoniści chętnie ją oglądają, uprawiając tym samym rodzaj politycznego masochizmu. W Grodnie, dzień po marcowych wyborach uzupełniających do parlamentu, kilku działaczy miejscowej opozycji na próżno czekało na wzmiankę o tym najważniejszym dla miasta wydarzeniu roku. Główny kandydat opozycji w tych wyborach, Siergiej Antusewicz (oczywiście przegrał z reprezentantem władzy - Siergiejem Maskiewiczem), nawet się temu nie dziwił. W wiadomościach dominowały informacje ze świata. “W Kirgistanie rewolucja, w Europie powodzie, w Iraku wojna" - monotonnym, chłodnym głosem wyliczała spikerka. Na ekranie - coraz straszniejsze obrazy.

- Tak jest codziennie. Wszędzie na świecie tylko wojna, terror i bieda, a u nas spokój - kwituje ironicznie Antusewicz. Zaraz po przerażających wieściach ze świata na ekranie pojawiają się setki nowiutkich traktorów na parkingu zakładów mechanicznych w Mińsku. Maszyny czekają w gotowości na wiosenną kampanię zasiewów, czyli preludium do letniej bitwy o plony. Dla oficjalnych mediów żniwa są znacznie ważniejsze od wyborów. Wtedy wszyscy zdają sprawdzian z lojalności wobec prezydenta.

Byle się żyło

W taką wizję Białorusi wierzy nadal większość. W wiosce Czkałowo pod Homlem nikt nie śmiałby nawet pomyśleć o wyrzuceniu portretu bat’ki. - Wojny nie ma, urodzaj mamy co roku, a wszystko to dzięki prezydentowi - przekonuje 65-letnia Wiera. Nie wierzy, że podstawowe produkty spożywcze w Polsce są dużo tańsze, a ludzie zarabiają o wiele więcej. Przecież 40 dolarów emerytury jakoś wystarcza do końca miesiąca.

Tyle pieniędzy to na białoruskiej prowincji dar niebios. Młodzi mężczyźni w kołchozach dostają kilkakrotnie mniej. Zimą, gdy nie ma zbiorów, mogą liczyć na kilka dolarów miesięcznie. Władmir, czterdziestoletni kombajnista w jednym z kołchozów na homelszczyźnie, może przetrwać zimę dzięki wynoszonym przez cały rok z magazynu paliwu i częściom do maszyn. W ten sposób starcza na czerniło (tanie wino wzmacniane spirytusem lub denaturatem). I jakoś się żyje.

- Elektorat Łukaszenki bazuje na ludziach bez perspektyw, trzeba im pokazać, że mają szanse na lepsze życie - mówi jeden z liderów opozycji, Anatolij Lebiedźko. Kłopot w tym, że połowa Białorusinów mieszka na wsi i ledwo wiąże koniec z końcem. Podobnie jak Władmir, większość z nich w życiu nie była poza lokalnym miastem. Chyba, że poszczęściło się odsłużyć w armii, jeszcze w czasach sowieckich, gdzieś w Rosji lub na Krymie.

W państwie Łukaszenki są jeszcze strażnicy. Półmilionowa rzesza mundurowych - armii, wojsk wewnętrznych, KGB, milicji i innych organów bezpieczeństwa - to główne siły reżimu. Razem z rodzinami i nie mniejszą armią urzędników stanowią 2-3 miliony Białorusinów popierających władze. Posterunkowy Siergiej z Homla wcale nie czuje się częścią systemu. Jest przekonany, że walczy z przestępczością, choć tej, jeśli wierzyć oficjalnym statystykom, jest coraz mniej. Zarabia około 250 dolarów miesięcznie.

To prawie sześć razy więcej niż dostaje przeciętny obywatel. Oficerowie KGB zarabiają jeszcze lepiej, mają też premie za dobrze wykonaną pracę. System nagród punktowych wprowadził były szef KGB, Władimir Mackiewicz pod koniec lat 90. Łukaszenka przejmując dowodzenie nad KGB w styczniu tego roku wprowadził nowe nagrody, również w strukturach MSW. Nagrody imienia Feliksa Dzierżyńskiego.

Młodzi na celowniku

Chociażby z tego powodu Siergiej, podobnie jak setki tysięcy milicjantów i urzędników, jest lojalny wobec prezydenta gwarantującego, że zmian nie będzie. Milicjant przyznaje, że przełożeni coraz bardziej naciskają, by baczniej się przyglądał młodzieży i studentom w jego rewirze i meldował wszelkie przejawy nieprawomyślności. Od czasu Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie właśnie młodzież stała się głównym celem inwazji propagandowej. Prezydent krytykuje rosyjskie kanały telewizyjne za to, że nadają jedynie sformatowane programy typu Big Brother. W białoruskich programach młodzieżowych deklamuje się wiersze patriotyczne o bohaterach.

- Łukaszenka nie chce, by młodzież stanęła przeciw niemu na rewolucyjnych barykadach, dlatego postanowił ją wychować - mówi Ales Michalewicz, młody działacz Frontu Białoruskiego z Mińska. Odradza się komsomoł, czyli Białoruskie Stowarzyszenie Młodzieży. W ramach szkolenia ideologicznego aktywiści BSM pracują przy remoncie słynnego Biełomorkanału w Rosji. - Patrzyli tam na nas jak na dziwolągi, gdy chodziliśmy na wycieczki do lasu w tych czerwonych krawatach - zżyma się szesnastoletnia Tamara Sańczuk, którą szkoła wysłała w nagrodę do obozu pionierskiego zorganizowanego przez BSM pod Pskowem.

Nawet w Rosji Białoruś jawi się jako skansen absurdu.

Ale właśnie pokolenie Tamary jest nadzieją na zmiany. Prezydentowi i jego poplecznikom zależy na totalnej izolacji społeczeństwa. Młode pokolenie, wychowane już w świecie internetu i telewizji satelitarnej, jest nadzieją, że kurtyny białoruskiego absurdu nie zostaną zasunięte do końca.

Michał Kacewicz jest dziennikarzem “Newsweek Polska". Podczas pobytu w Grodnie został zatrzymany przez białoruską bezpiekę pod zarzutem, że jego dokumenty prasowe są nie w porządku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2005