Absencja "kolorowej rewolucji"

To, że podczas wyborów parlamentarnych w Azerbejdżanie w niedzielę 6 listopada doszło do naruszeń ordynacji wyborczej, przyznają zgodnie zarówno międzynarodowi obserwatorzy, jak i opozycja, a także... prezydent Ilham Alijew.

20.11.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Różnica jest tylko taka, że każdy trochę inaczej postrzega skalę tego zjawiska. Opozycja zorganizowała demonstrację, prokuratura aresztowała kilku nadgorliwych przewodniczących lokalnych komisji wyborczych, Centralna Komisja Wyborcza zaś jeszcze raz liczyła głosy w niektórych okręgach.

Mimo że wybory do Medżlisu (parlamentu) nie przebiegły z zachowaniem standardów demokratycznych - czego domagał się Zachód - to jednak kampania wyborcza i sam akt głosowania był bardziej przejrzysty niż podczas wyborów prezydenckich w 2003 r. Naciskanym przez Zachód władzom zależało dziś na uczciwym przeprowadzeniu głosowania. Stąd nawet w ostatniej chwili wprowadzono poprawki do ordynacji, m.in. w celu zapobieżenia powtórnemu głosowaniu zaaprobowano postulowany przez organizacje międzynarodowe obowiązek znakowania palców wyborców atramentem sympatycznym.

Jednak wybory stanowiły tylko “zasłonę dymną", za którą skrywają się naprawdę istotne zmiany w Azerbejdżanie, zapoczątkowane w połowie października aresztowaniami wysokich urzędników państwowych pod pretekstem próby zamachu stanu.

Pakiet kontrolny Alijewa

Fakty są takie: w wyborach zwycięstwo odnieśli kandydaci rządzącej partii YAP (Partia Nowego Azerbejdżanu), którzy - podług wstępnych wyników - zdobyli 63 mandaty w 125-osobowym parlamencie. Ponieważ “kandydaci niezależni", związani z rządzącą partią lub/i z oligarchami uzyskali 41 miejsc, pozwala to - nawet jeśli ostateczna ilość mandatów partii YAP oraz “niezależnych" ulegnie jeszcze zmianie - prezydentowi Alijewowi zachować “pakiet kontrolny". Pozostałe miejsca w zgromadzeniu obsadzą przedstawiciele opozycji i drobnych partii proprezydenckich.

Opozycyjny blok Azadliq (Wolność), który liczył na 70 miejsc w Medżlisie, musi się zadowolić jedynie sześcioma mandatami, zaś druga opozycyjna koalicja YeS (Nowa Polityka) nie wprowadziła ani jednego deputowanego. Z liderów Azadliq do parlamentu wszedł najprawdopodobniej tylko Ali Kerimli, szef Partii Frontu Ludowego Azerbejdżanu (AXCP). Niska frekwencja (niecałe 47 proc.) potwierdza też niespecjalne zainteresowanie społeczeństwa samą instytucją parlamentu, który w warunkach republiki prezydenckiej, jaką jest Azerbejdżan, odgrywa marginalną rolę - oraz generalnie ograniczone zainteresowanie życiem politycznym kraju.

Rezultaty głosowania natychmiast zostały zakwestionowane przez opozycję, która zarzuciła władzom liczne nieprawidłowości i fałszerstwa, i wezwała do ponownego rozpisania wyborów. W środę 9 listopada stronnicy Azadliq i YeS demonstrowali pod pomarańczowymi sztandarami przeciw oszustwom. Obserwatorzy OBWE i Rady Europy odnotowali szereg przypadków naruszeń, przede wszystkim w momencie liczenia głosów. A dzień po wyborach również prezydent Alijew przyznał w wywiadzie dla państwowej telewizji, że w kilku okręgach rzeczywiście doszło do nieprawidłowości i zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji - dwa dni później zostali aresztowani przewodniczący kilku komisji, jeszcze raz liczono głosy i wyłoniono prawdziwych zwycięzców.

Jednak te naruszenia nie wpłynęły znacząco na ogólny rezultat. Głosowanie odbyło się według ordynacji większościowej i walka o mandat deputowanego toczyła się w jednomandatowych okręgach wyborczych. A to w warunkach miejscowych miało decydujący wpływ na wyniki: potwierdziła się siła oraz znaczenie lokalnych struktur partii rządzącej i miejscowych oligarchów. Słaby wynik opozycji odzwierciedla jej realne wpływy w społeczeństwie: stronnictwa opozycyjne nie mają wizji i programu naprawy państwa, w swojej działalności zaś koncentrują się przede wszystkim na krytyce autorytarnego systemu.

Siła układów, słabość opozycji

Od dwóch lat - dokładnie: od gruzińskiej “Rewolucji Róż" w 2003 r. - media przyzwyczaiły nas do tego, że wybory parlamentarne bądź prezydenckie na obszarze postsowieckim stają się zaczynem kolejnych “kolorowych rewolucji" - stąd oczekiwanie na wybory w Azerbejdżanie i liczna obecność w Baku dziennikarzy, oczekujących na kolejny przełom na miarę kijowskiego Majdanu Niepodległości.

Jednak wbrew nadziejom opozycji i dziennikarzy - a także wbrew obawom władz - Azerbejdżan nie uplasował się w “kolorowym" ciągu Gruzja-Ukraina-Kirgistan. A przecież jeszcze na początku tego roku pojawiły się w Baku młodzieżowe organizacje, wzorowane na gruzińskiej “Kmarze" (po gruzińsku: “Dosyć!") i ukraińskiej “Porze", związane z opozycyjnym blokiem Azadliq, a pomarańczowe dodatki do ubioru stały się przebojem sezonu.

Ale rewolucji jak dotąd nie było, przyczyn zaś takiego rozwoju sytuacji można dopatrywać się w specyfice systemu państwowego Azerbejdżanu - mimo wspólnego postsowieckiego mianownika, jakim jest uwłaszczająca się nomenklatura i silna, niepodważalna władza prezydenta.

Twórcą niepodległego Azerbejdżanu był zmarły przed dwoma laty prezydent Hejdar Alijew (ojciec obecnego szefa państwa), wcześniej, za czasów ZSRR, stojący na czele Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Ten wywodzący się z Nachiczewania były generał KGB stworzył państwo opierające się na charakterystycznych dla kultury społecznej Azerbejdżanu nieformalnych układach rodzinno-terytorialnych. Wpływy w państwie zostały podzielone przez Alijewa pomiędzy członków rodziny oraz osoby związane ze sobą więzami “klanowymi".

Podział ten widoczny jest również w gospodarce, a szczególnie w najbardziej dochodowych jej sferach, do jakich należy obrót surowcami energetycznymi oraz kontrola importu (tzw. “monopole").

Przedwyborcza szczepionka

W efekcie realna walka polityczna w Azerbejdżanie toczy się dziś pomiędzy beneficjentami tego układu. Tuż przed wyborami, w połowie października, zostali zdymisjonowani i następnie aresztowani minister rozwoju ekonomicznego Farhad Alijew oraz jego brat Rafik, szef koncernu naftowego AzPetrol. Minister Alijew uważany był za zaufanego człowieka prezydenta Alijewa (zbieżność nazwisk przypadkowa) i niemalże “menadżera" Rodziny. Kolejnym aresztowanym ministrem był Ali Insanow, od kilkunastu lat szefujący resortowi zdrowia; Insanow był równocześnie właścicielem sieci aptek w Azerbejdżanie.

Zatrzymania rozpoczęły falę kolejnych aresztowań: ministrów i ich stronników oskarżono o próbę dokonania zamachu stanu przy udziale przebywającego na emigracji jednego z liderów bloku Azadliq, Rasula Gulijewa. Obserwatorzy są zgodni: zbliżający się termin wyborów i podsycanie nastrojów “kolorowej rewolucji" został wykorzystany przez władze do przeprowadzenia czystki w swoich szeregach.

Bracia Alijewowie i Insanow należeli do najbogatszych, najbardziej wpływowych oraz najbardziej skorumpowanych osób w państwie i nie cieszyli się popularnością w społeczeństwie (ujmując to eufemistycznie). Postawione im zarzuty o machinacje finansowe spotkały się z pozytywną reakcją ludności. Aresztowania stanowią też przestrogę dla innych zbyt wyemancypowanych urzędników: że wszelka próba buntu zostanie zduszona w zarodku, i że po wyborach w ramach “rekonstrukcji" rządu można się spodziewać kolejnych dymisji i aresztowań. Niewykluczone, że tak się stanie.

Dzięki wyborom prezydentowi i jego otoczeniu udało się potwierdzić marginalną rolę opozycji w państwie, poprzez dopuszczenie zaś kilku jej przedstawicieli - legitymizować azerbejdżańską demokrację na forum międzynarodowym. Ilhamowi udało się też wcielić w rolę propagatora europejskich standardów demokratycznych, których wprowadzanie w życie bynajmniej nie zależy od złej woli władz - w końcu winni naruszeń ordynacji wyborczej i fałszerstw poniosą karę. Prezydentowi udało się wreszcie przygotować pole pod dalsze zmiany kadrowe w rządzie: dymisje i areszty kolejnych skorumpowanych (o co w warunkach azerbejdżańskich nietrudno) urzędników spotkają się tylko z aprobatą społeczeństwa.

***

Ilham Alijew wyciągnął wnioski z wydarzeń w Tbilisi i Kijowie, i postarał się zapobiec powtórce “kolorowej rewolucji" w swoim kraju. Świadczą o tym ukłony w stronę Zachodu i celne uderzenie w ewentualnych konkurentów.

A poza tym wydaje się, że prezydent lepiej orientuje się w możliwościach i potrzebach azerbejdżańskiego społeczeństwa - które znacznie różni się od mieszkańców Gruzji i Ukrainy - niż zachodni działacze na rzecz demokracji i praw człowieka oraz liderzy azerbejdżańskiej opozycji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2005