A jeśli wygra Kaczyński...

Przemieniony Jarosław Kaczyński nie zmienił jednak swoich fundamentalnych poglądów: sam nie ma pomysłu na służbę zdrowia, ale zablokuje wszystko, co przygotuje PO.

15.06.2010

Czyta się kilka minut

Wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta oznacza kolejne pięć lat dryfu. Rząd stoi przed ważnymi zadaniami: przestawić Polskę na tory szybkiego rozwoju i ograniczyć deficyt budżetowy, by uniknąć greckiego scenariusza. Trzeba podjąć niełatwe decyzje: wydłużyć wiek emerytalny, ograniczyć przywileje emerytalne, zreformować KRUS, system rentowy, a także służbę zdrowia. Bez porozumienia z prezydentem jest to bardzo trudne. Nie jest pewne, czy rząd podjąłby te zadania, gdyby w pałacu prezydenckim znalazł się Bronisław Komorowski. Ale jest pewne, że gdy będzie tam Jarosław Kaczyński, z reform nici. Przemiana lidera PiS w przyjaznego polityka, unikającego ostrej retoryki, z punktu widzenia losów państwa ma niewielkie znaczenie. Może będzie mniej połajanek i awantur. I tyle.

Hamulcowi

Przemieniony Kaczyński nie zmienił jednak swoich fundamentalnych poglądów: nie ma pomysłu na służbę zdrowia, ale zablokuje wszystko, co przygotuje PO. Nie pozwoli tknąć KRUS-u. Będzie wetował wszelkie niepopularne decyzje z myślą o notowaniach swojej partii.

Kaczyński ma dość ograniczone horyzonty - wbrew temu, co twierdzą jego zwolennicy. Jego wiedza na tematy społeczne i gospodarcze jest bardzo powierzchowna: widać to wyraźnie w jego przemówieniach. Ale do tego dochodzi antymodernizacyjna mentalność: nic nie zmieniać, nie odbierać przywilejów, bo ludzie się do tego przyzwyczaili, nie reformować, bo to niesie za sobą ryzyko. Naiwnością było sądzić, że uczynienie z Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Pawła Poncyljusza głównych postaci sztabu cokolwiek zmieni. Oboje co prawda rozumieją wyzwania reformatorskie, ale zapewne zostaną odsunięci od władzy w partii po kampanii, a jeśli nawet nie, to ich wpływ na stanowisko PiS będzie niewielki. Większość członków tej partii ma bowiem taką samą antymodernizacyjną mentalność jak jej szef.

"Gazeta Wyborcza" opublikowała w zeszłym roku (19.03.2009) wywiad z Wiesławem Walendziakiem, który opowiadał o swojej współpracy z Jarosławem Kaczyńskim sprzed kilku lat: "Kaczyński uznał po prostu, że nasz program reform to recepta na przegranie wyborów. Tłumaczyłem mu, że to recepta na rządzenie dobrym państwem, ale jego zdaniem należało najpierw zbudować strukturę partyjną, a jak PiS będzie silny, to wtedy można realizować takie ekstrawaganckie pomysły jak reforma finansów publicznych. A póki nie ma mocnej struktury partyjnej w każdej gminie, to nasze projekty nadają się tylko do szuflady". Nie sądzę, aby poglądy lidera PiS zmieniły się w tej mierze. Niezależnie od tego, jak oceniamy Walendziaka, to uważam, że precyzyjnie opisał polityczną filozofię Kaczyńskiego.

Czy reformowanie państwa jest możliwe we współpracy z PiS? To pytanie zadawaliśmy sobie przy okazji prac Sejmu nad ustawą o emeryturach pomostowych, która ograniczała poważnie niesprawiedliwe przywileje emerytalne. PiS głosował przeciw, prezydent Lech Kaczyński ustawę zawetował. To najlepszy prognostyk, jak będzie wyglądało reformowanie w porozumieniu z Jarosławem Kaczyńskim.

Przez ostatnie 20 lat ciężar reform dźwigały głównie środowiska Unii Wolności i gdańskich liberałów oraz część prawicy. Postkomunistyczna lewica czasami dawała się namówić do współpracy, czasami reformy blokowała lub była neutralna. Środowisko Porozumienia Centrum, a potem PiS zawsze pozostawało poza tym nurtem, a wręcz blokowało wszelkie próby modernizacyjne. Dlaczego miałoby się to teraz zmienić? Ta formacja jest przecież depozytariuszem woli najbardziej konserwatywnej (w negatywnym tego słowa znaczeniu) części Polaków, która boi się świata, Unii Europejskiej i nowoczesności. Przecież to PiS przejął elektorat Samoobrony i LPR. Zmiana dotychczasowej strategii groziłaby utratą sporej liczby wyborców.

Nie chcę deprecjonować tej części wyborców pełnej rozmaitych lęków, oni też muszą mieć swoją demokratyczną reprezentację. Chcę jedynie powiedzieć, że poparcie takiego elektoratu będzie zawsze determinować poczynania PiS-u.

Silne weto

Wyzwania stojące przed rządzącymi są rzeczywiście bardzo trudne, zmiany niosą ze sobą spore ryzyko. Chodzi nie tylko o ograniczenie niczym nieuzasadnionych przywilejów, które rujnują budżet państwa. W przypadku reformy służby zdrowia może się okazać, że w pierwszym okresie wprowadzania zmian czeka nas chaos. Jest to właściwie nie do uniknięcia, bo zawsze tak się dzieje w przypadku wielkich reform systemowych. A opieka zdrowotna to jedna z bardziej wrażliwych i trudnych dziedzin. Każda próba racjonalizacji wydatków jest łatwym celem ataku: ogranicza się chorym możliwości leczenia.

Reforma wymaga determinacji koalicji rządzącej, która musi być gotowa, by wziąć za to odpowiedzialność i wytrwać. Trudno spodziewać się, że opozycja miałaby firmować tak skomplikowane przedsięwzięcie i ponosić olbrzymie ryzyko. Dlatego nie sądzę, aby zgodziła się poprzeć plany rządu. I nawet nie można mieć do niej o to pretensji. Nie jest łatwo brać na swoje barki odpowiedzialność za reformę, nie mając wpływu na sposób jej wprowadzania. Ale skoro tak, to trzeba przyznać, że układ, w którym prezydent pochodzi z opozycji, jest fatalny. Bo oznacza blokadę bardziej ryzykownych posunięć rządu.

Bardzo zła konstrukcja uprawnień głowy państwa, zawarta w konstytucji - przede wszystkim silne weto - powoduje, że koalicja zawsze może się wykręcać: nie możemy nic zrobić, bo prezydent to zawetuje. Być może wybór Jarosława Kaczyńskiego nie byłby tak szkodliwy, gdyby weto było osłabione. Nie znaczy to, że prezydent byłby tylko zarządzającym pałacowym żyrandolem. Można dopisać mu nowe kompetencje tam, gdzie wpływy rządu i koalicji rządzącej z zasady powinny być ograniczone: przy wyborze Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Rady Polityki Pieniężnej. Głowa państwa staje się wtedy z natury rzeczy arbitrem, a nie współuczestnikiem rządzenia, który może torpedować wszelkie zamierzenia rządu.

Czy taka zmiana konstytucji groziłaby brakiem kontroli rządzących? Oczywiście, że nie. Są takie instytucje jak wspomniany Trybunał Konstytucyjny czy Rada Polityki Pieniężnej. Jest Najwyższa Izba Kontroli. Mówienie o zagrożeniach związanych ze zbyt dużą władzą koalicji rządzącej jest na wyrost. Skoro przeżyliśmy koalicję PiS-LPR-Samoobrona, rządzącą za kadencji związanego z PiS Lecha Kaczyńskiego, to chyba nic nie może już zagrozić stabilności polskiej demokracji. To, że PiS rządził wspólnie z Lechem Kaczyńskim, miało zresztą swoje pozytywne strony: konsekwentnie przeprowadzono istotną zmianę polegającą na obniżce podatków i składki rentowej, co pomogło później utrzymać Polsce wzrost gospodarczy w czasie kryzysu światowego.

Jednak konstytucja jest taka, jaka jest, i nie da się uniknąć paraliżu w przypadku wyboru prezydenta z opozycji.

Pohukiwania

Inne zagrożenie związane z wyborem Jarosława Kaczyńskiego dotyczy polityki zagranicznej. Rządy PiS i Lecha Kaczyńskiego pokazały dobitnie ich nieumiejętność skutecznej walki o polskie interesy w Unii Europejskiej. PiS wybrał retorykę wojenną w polityce zagranicznej: puste wymachiwanie szabelką, które żadnych korzyści Polsce nie przynosiło. Jarosław Kaczyński także dziś krytykuje "klientelizm" Tuska, który rzekomo słucha rozkazów kanclerz Niemiec Angeli Merkel. To zarzuty absurdalne. Gdyby Jarosław Kaczyński przedstawił jakieś konkretne zarzuty pod adresem PO, to można by z nimi podjąć merytoryczną polemikę. Ale to dość trudne. Zarzuty sprowadzają się głównie do przypominania, że Niemcy i Rosja wciąż chcą razem budować gazociąg północny. Owszem: podobnie jak za rządów PiS, kiedy to ekipie rządowej także nie udało się w tej sprawie nic zrobić.

Dziś skuteczna polityka zagraniczna polega na budowaniu w UE koalicji na rzecz konkretnych rozwiązań. PiS tego nie umie.

Można się więc spodziewać nieustających kłótni, dotyczących strategii rządu w kwestii współpracy w Unii Europejskiej. Być może będą one jeszcze ostrzejsze niż za kadencji tragicznie zmarłego prezydenta.

Dominika Wielowieyska jest dziennikarką "Gazety Wyborczej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2010