2030, czyli dziś, tylko trochę dalej

"Lokomotywy rozwojowe" muszą pociągnąć za sobą resztę Polski. To nie zlikwiduje nierówności, ale zapobiegnie trwałemu pęknięciu kraju - wynika z raportu zespołu doradców Kancelarii Premiera, do którego udało nam się dotrzeć przed oficjalną prezentacją.

16.06.2009

Czyta się kilka minut

W 2030 r. będę miał (jak dobrze pójdzie) 75 lat. Minister Michał Boni skończy 76 lat. Nie ma co się oszukiwać - my za ten horyzont daleko nie zajrzymy. Co innego członkowie skompletowanego przez Boniego zespołu doradców w Kancelarii Premiera, którzy pracowali nad raportem "Polska 2030" - większość urodziła się pomiędzy 1970 a 1980 r. Za 20 lat będą w pełni sił twórczych i - kto wie - może ktoś z nich przygotuje raport "Polska 2050"? Nietrudno zgadnąć, że jego kształt zależny będzie od tego, jak sobie poradzimy w najbliższym 20-leciu. Albo od tego, że sobie nie poradzimy, pozwalając, by cywilizacyjna szansa przeciekła nam między palcami.

Dokąd idziemy

Raport "Polska 2030", przedstawiany przez ministra Boniego w tym tygodniu, ma posłużyć stworzeniu długookresowej strategii rozwoju kraju, w którą zostałaby wpisana bieżąca praca rządu. Takie strategiczne myślenie jest polskiej polityce potrzebne - choćby dlatego, że wykonanie planu wejścia do Unii i do NATO pozbawiło naszych polityków busoli, zamykając ich w wąskim horyzoncie kolejnych kampanii wyborczych i skazując na tabloidowe przepychanki.

Ale czy raport Boniego nie jest tylko propagandowym mydleniem oczu, służącym podniesieniu sondażowych słupków? Prawdę mówiąc, słabo by się do tego nadawał. Myślenie strategiczne bowiem to także strategiczne wybory, a te nigdy nie są bezbolesne. Za naszym wielkim sukcesem, jakim było ostatnie 20 lat, stoją tysiące indywidualnych nieszczęść, niespełnionych planów życiowych zdruzgotanych przez konsekwencje wielkich przemian. W 1989 r. alternatywą tych przemian była katastrofa. Dziś grozi nam najwyżej "dryf rozwojowy", jak to określają autorzy raportu, czyli podążanie w ślad za cywilizacyjnymi trendami, zamiast uczestnictwa w ich kreowaniu. Jeśli zaniechamy dalszych reform, musimy pogodzić się z tym, że Polska pozostanie krajem średniozaawansowanym.

Ten wybór wcale nie jest oczywisty. I dlatego warto odnotować przewijającą się przez cały raport myśl - dalszy rozwój Polski nie może być "wyspowy", nie może opierać się na "lokomotywach wzrostu", pozostawiających za sobą nieudaczników, ale musi zapewnić szanse rozwojowe dla wszystkich - w skali kraju, regionów, grup społecznych i zawodowych. Inne modele są społecznie, politycznie, ale i budżetowo zbyt kosztowne.

Co jest w raporcie

Statystyki pokazują, że rozwijamy się zbyt wolno, by w najbliższym 20-leciu dogonić kraje najbogatsze. Aby przyspieszyć pościg za "starą Unią", musimy zwiększyć dynamikę produktywności. Jak to osiągnąć? Raport "Polska 2030" mówi, że więcej inwestując (a więc więcej oszczędzając), a jednocześnie zmieniając model gospodarczy, by na globalnym rynku konkurować nie tanią siłą roboczą, ale produktami zaawansowanymi technologicznie. W końcu na lekarstwie na raka można zrobić znacznie lepszy interes niż na produkcji gwoździ.

Jednak ktoś ten szybszy wzrost PKB musi wypracować. A z tym jest problem, bo dzieci w Polsce od lat rodzi się mało. Gdyby utrzymać obecny model, to z roku na rok emerytów i rencistów będzie coraz więcej, a pracujących - coraz mniej. Niezależnie od tego, jak głośno będziemy deklamować hasła solidarności społecznej, trudno sobie wyobrazić rozwój w tych warunkach. Dlatego niezbędne jest kontynuowanie zmian w przepisach emerytalnych, ograniczanie ilości uprawnionych do wcześniejszego odchodzenia z rynku pracy i objęcie jednolitym systemem emerytalnym wszystkich grup zawodowych, w tym rolników i służb mundurowych.

Konieczne jest także - czytamy w raporcie - "zwiększenie aktywności ekonomicznej ludności - czyli osób szukających pracy i gotowych ją podjąć. Celem polityki rynku pracy nie powinno więc być zachowanie już istniejących miejsc pracy, lecz utrzymanie wysokiego tempa powstawania nowych". W tym celu potrzebne są reformy systemu zasiłków, systemu podatkowego i systemu aktywizacji zawodowej, które będą skłaniały do podejmowania pracy rencistów, bezrobotnych, najniżej wykwalifikowanych i osoby niepełnosprawne. Konieczna też będzie taka przebudowa systemu transferów społecznych, która pomoże w dostępie do rynku pracy i edukacji osobom i grupom zagrożonym wykluczeniem społecznym - zwłaszcza dotyczy to rodzin wielodzietnych. Nie można dopuścić - a taka groźba jest wyraźna - do trwałego podziału Polski na dwie kategorie: na kraj rozwiniętych produktywnie aglomeracji i zapóźnionego interioru. Dlatego trzeba wspierać budowę "własnego potencjału rozwojowego" w gospodarczo i cywilizacyjnie ubogich regionach.

Aby miejsca pracy powstawały - a zwłaszcza by powstawały tam, gdzie są najbardziej potrzebne - konieczna jest poprawa infrastruktury transportowej i teleinformatycznej. Nikt nie będzie zakładał biznesu w miejscu, w którym nie można się przez internet skomunikować ze światem i z którego nie sposób wywieźć wyprodukowanych dóbr. Poprawa infrastruktury będzie nas kosztować w najbliższym 20-leciu 350-400 mld zł.

Więcej miejsc pracy to także większe zużycie energii. Kolejne 260-300 mld zł trzeba będzie więc wydać na energetykę - zwiększenie produkcji energii odnawialnej, wybudowanie kolejnych elektrowni (w tym dwóch jądrowych), dywersyfikację dostaw ropy i gazu i zmniejszenie energochłonności gospodarki. Do 2030 r. konieczne jest niemal podwojenie mocy wytwórczych, przy jednoczesnym zapewnieniu energetycznego bezpieczeństwa kraju i poszanowaniu priorytetów ekologicznych.

Liczy się jednak nie sama ilość pracy, ale przede wszystkim jej efekty ekonomiczne. Oznacza to - piszą autorzy raportu - "konieczność konsekwentnej restrukturyzacji sektorów tradycyjnych oraz przenoszenia zatrudnienia do sektorów opartych na wiedzy", gdy miejsca pracy oparte na niskich i średnich kwalifikacjach będą uciekały do krajów biedniejszych. Konieczne jest zwiększanie kapitału ludzkiego, czyli zasobu "niematerialnych aktywów ludzi, przedsiębiorstw, społeczności i instytucji". Na razie nie jest z tym najlepiej - nauka i oświata przez lata były marginalizowane w budżecie, a innowacyjność przedsiębiorstw jest niska. Zaradzić temu może zwiększenie dostępu do wczesnej edukacji, a także do edukacji dorosłych, wprowadzenie mechanizmów konkurencyjności w nauce i edukacji, lepsza współpraca między nauką a przemysłem.

To się nie może (nie) udać

Czy to wszystko da się zrealizować?

Na takie pytanie są możliwe dwie odpowiedzi. Pierwsza, że nie: to się nie może udać, bo mamy państwo, jakie mamy, i naród taki, jaki jest. Efektywność instytucji publicznych i jakość dostarczanych przez nie usług jest niska, wymiar sprawiedliwości - beznadziejny, choć kosztowny, a za niską jakością klasy politycznej idzie niska jakość stanowienia prawa. To zniechęca zagranicznych inwestorów i zmniejsza konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Z kolei sami Polacy nauczeni są przez historię nieufności wobec instytucji publicznych i niechętni wspólnemu działaniu. Jak tu z takim państwem i takim społeczeństwem podejmować plany, których realizacja wymaga sprawnego aparatu administracyjnego i zagwarantowania ludziom, że nie staną się "mierzwą historii", na której bujnie wyrosną cudze interesy?

Jest też druga odpowiedź.

Skoro tak wiele już udało się zmienić w ciągu ostatnich 20 lat - i to p o m i m o  niesprawnego państwa i niskiego społecznego kapitału zaufania - to z pewnością znacznie więcej możemy osiągnąć, jeśli uda nam się przeskoczyć samych siebie.

Poprawa jakości funkcjonowania państwa i przekonanie jego obywateli, że - owszem - warto ufać instytucjom publicznym i sobie nawzajem, mogą przynieść ogromne rezultaty na tych polach, na których nie wystarczą żadne, najbardziej energiczne i pomysłowe działania indywidualne.

O tych właśnie dwóch problemach - sprawności państwa i społecznym kapitale rozwojowym - traktują dwie ostatnie części raportu "Polska 2030". Zapewne najważniejsze, bo od ich rozwiązania zależy rozwiązanie całej reszty naszych rozwojowych dylematów.

A więc tak czy nie? Czy Polska pozostanie w rozwojowym dryfie, czy też uda się ją pchnąć na szybką ścieżkę rozwoju? Czy takie jest polskie państwo i tacy są Polacy, że udać się nie może, czy też raczej uda się, bo musi się udać? Pierwsza odpowiedź - "nie uda się" - jest odpowiedzią narodu nastawionego nie na rozwój, ale na to, by przetrwać mimo klęsk. Druga - narodu, który przez wiele innych (od Ukrainy po Birmę i od USA po partnerów z UE) postrzegany jest jako ten, który odniósł niebywały sukces. Skoro tak wiele udało się już osiągnąć w chaosie, w improwizacji, w zamęcie ustrojowego transferu, to dlaczego planowe, spokojne i systematyczne przemeblowanie Polski miałoby się nie powieść?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2009