Żydzi z mojej parafii

Jasne, zdarzy się ktoś, kto powie, że mam więcej wspólnego z Żydami niż z biskupami – mówi ks. Wojciech Lemański, proboszcz z podwarszawskiej Jasienicy.

23.01.2012

Czyta się kilka minut

Jasienica jest nieduża, siedemset domów. Stacja tuż przed Tłuszczem na trasie z Warszawy w kierunku Treblinki.

Kościół znajduję bez trudu. Współczesny, z wysoką ażurową dzwonnicą, nieładną, ale widoczną z daleka. W kościele wciąż stoi żłóbek, a w nim, koło Dzieciątka... toczak – żydowski nagrobek przerobiony na koło szlifierskie, i fragment innej macewy.

Proboszczem jest ks. Wojciech Lemański. Skąd mu się wzięli ci Żydzi? Obsesja, pomyśli niejeden. – Najpierw było takie może mistyczne przeżycie, związane ze słowami „Magnificat”: „Ujął się za swoim sługą Izraelem” – tłumaczy. – Nie wiedziałem, dlaczego akurat te słowa tak mnie poruszają. Więc szukałem w swoim życiu czegoś, co się z tym wiąże.

Wtedy ks. Lemański był proboszczem w Świrze na Białorusi. Odnalazł fundamenty synagogi, słuchał, co ludzie mówili o Żydach, spacerował po żydowskim cmentarzu. Nie był pewien, czy o to chodzi, ale to miał pod ręką.

– Nie znałem wtedy zupełnie Polski żydowskiej – mówi. Po powrocie do kraju zajął się pracą: duża parafia, brak czasu i urlopu. Aż wybuchła sprawa Jedwabnego. – Wiadomość o tej zbrodni przyjąłem bez sprzeciwu – wspomina. – Jeżeli się coś takiego wydarzyło, to trzeba za to przeprosić. Zbadać, pomodlić się, upamiętnić.

Na Mszach dla kandydatów do bierzmowania rozmawiał z nimi również o Jedwabnem. Ktoś wstał i wyszedł. Potem zupełnie przypadkiem Lemański usłyszał rozmowę: „Nasz ksiądz to nie ksiądz. Został wysłany przez Żydów, żeby rozbijać Kościół”.

Miał już gotową związaną z Jedwabnem dekorację Grobu Pańskiego, gdy media nagłośniły, co w kościele św. Brygidy przygotował ks. Henryk Jankowski. Był przekonany, że groby u jezuitów, dominikanów, w Krakowie czy w Poznaniu nawiążą pozytywnie do skruchy. Cisza. Był przerażony.

– Wtedy zorientowałem się, że to, co dla mnie jest oczywiste, wcale nie jest takie dla wszystkich wokół – wspomina. – Najbardziej boli postawa Kościoła hierarchicznego, który jakby odwrócił się do tego problemu plecami i nie chce do niego wracać. A to kwestia, która dotyka Kościoła w całym kraju!

Już wtedy wiedział nie tylko o Jedwabnem, ale o wielu takich miejscach. – Wtedy zaczął się problem, bo to jest Kościół, w którym ja się czuję u siebie, ale jego milczenia w tej sprawie nie akceptuję.

Nie ma pustkowi

„Zajmujesz się Jedwabnem, a przecież w Otwocku jest taki cmentarz” – powiedział ktoś i zaprowadził za rękę. – Uświadomiłem sobie, że faktycznie nie patrzę, gdzie stąpam. Dopiero wtedy odkryłem żydowski Otwock, żydowski Karczew. Zobaczyłem coś, czego przez te pięć lat w parafii nie miałem zwyczajnie czasu odnaleźć.

Zaczęła się współpraca z tymi, którzy cmentarz chcieli ogrodzić, ze sprzątającymi cmentarz w Anielinie, powstał Komitet Pamięci Żydów Karczewskich i Otwockich.

Może jest tak, że każda parafia ma swoich Żydów? Kiedy biskup przenosił go z Otwocka do Jasienicy, wiejskiej parafii, wydawało się, że przenosi go na pustkowie w tej tematyce.

– Trzeba było dwóch miesięcy, żeby się okazało, że i Tłuszcz ma swoją żydowską historię – mówi proboszcz. – Potem jeszcze roku, żeby się okazało, że ma ją również Jasienica, nie tylko ze względu na pociągi do Treblinki, które tędy jechały. Wtedy uświadomiłem sobie, że to nie abp Głódź mnie tu wysłał, tylko Najwyższy. Że to On mnie posłał do Świdra, Otwocka, Jasienicy i że jak pośle w inne miejsce, to znów coś takiego znajdę. Chyba nie ma w Polsce miejsc – zwłaszcza po tym, co czytamy w „Zarysie krajobrazu” – pod tym względem „bezpiecznych”. Gdzie można powiedzieć: „u nas nie ma tego problemu”.

Temat dla dziwaków

Co zatem, gdy problem się ujawnia i żydowska historia zaczyna mówić? Co może zrobić proboszcz? – Nic, dopóki się tego nie czuje – mówi zdecydowanie Lemański.

Kiedyś spytał rektora seminarium, czemu nie włącza kleryków w tę problematykę, nie otwiera przed nimi historii tej diecezji, nie uczy o związku judaizmu i chrześcijaństwa. Rektor odpowiedział z rozbrajającą szczerością: „bo ja tego nie czuję”.

– Najpierw mnie zatkało – wspomina Lemański. – Jednak potem pomyślałem, że jak ktoś czegoś nie czuje, to się tym nigdy naprawdę nie zajmie. Może nawet zrobić więcej zła niż dobra.

Nie ma żalu do żadnego proboszcza, profesora czy rektora. Choć chciałoby się, żeby Kościół odpowiedział na sygnał papieży, że Żydzi to bracia i wiele nas z nimi łączy. Trudno się nie zgodzić z postulatami proboszcza Jasienicy, żeby położyć na to nacisk w seminariach, wprowadzić studia interdyscyplinarne, a potem mieć profesorów, którzy zajmą się tą tematyką. Wprowadzić elementy dotyczące Żydów i judaizmu w liturgice, teologii pastoralnej, żeby kleryk na bieżąco się z tym zapoznawał.

– Dopóki tego nie ma, tylko dziwak będzie się tym zajmował – uśmiecha się ks. Lemański. – Dziwak, który jakoś się z tym zetknął, który w jakiś sposób poczuł się tym poruszony, którego to jakoś zabolało.

Herodzi

Obchodzę kościół. Odśnieżona ścieżka prowadzi do niewielkiego pomnika: zaokrąglone na szczytach płyty, niczym macewy. Napis: „Pamięci dzieci narodu żydowskiego, zamordowanych przez Herodów”. Dlaczego Herodów?

Jasienica to parafia Narodzenia Pańskiego, więc pierwszym skojarzeniem nowego proboszcza byli żydowscy chłopcy, których Herod kazał wymordować, a teraz Kościół wspomina jako świętych młodzianków. Jest zatem miejsce, by w parafii pod takim wezwaniem ich liturgicznie wyeksponować, choć w kalendarzu liturgicznym to tylko wspomnienie dowolne.

– Dla mnie krzyk w Rama, krzyk matek wyrywających sobie włosy z głów, bo ich synów zamordowano, ciągle się unosi. Na polskiej ziemi, w Jasienicy, na drodze do Treblinki, brzmi szczególnie doniośle.

Nie wystarczyłoby macew, by wypisać imiona zamordowanych i sprawców. Proboszcz kazał napisać „dzieci narodu żydowskiego”, by je wszystkie tutaj pomieścić: młodzianków z Betlejem, te dzieci w Treblince, te, co wyskoczyły z pociągu, i te korczakowskie... Podobnie z Herodami. Lemański tłumaczy, że sprawców może być kilkudziesięciu czy kilkuset. Tych wszystkich, którzy patrzyli, jak jeden wysyłał do sołtysa, ten posyłał po żandarma, który na oczach wszystkich strzelał dziecku w głowę.

Robić coś

Symboliczny grób żydowskich dzieci, toczak w żłóbku, hebrajskie podpisy na witrażach: parafianie pozwalają? Lemański twierdzi, że pierwszym etapem tego typu działań jest zjednanie sobie wspólnoty. – Jak będziesz harował tak, że się będziesz nosem podpierał. Jak będą widzieli cię przy konfesjonale, przy ołtarzu, przy koszeniu trawników i sprzątaniu cmentarza i nabiorą do ciebie zaufania, to później, jakbyś im powiedział, że przekręcimy kościół o 180 stopni, to oni przyjdą i to zrobią. Bo wiedzą, że nigdy nie zaproponowałeś nic, co byłoby dla nich złe.

Po chwili zastanowienia dodaje z dystansem: – Jasne, zdarzy się ktoś, kto powie, że nasz proboszcz ma więcej wspólnego z Żydami niż z naszymi biskupami.

Jak prowadzić dialog chrześcijańsko-żydowski w parafii, w której okolicy od 70 lat nie ma Żydów? – Nie chodzi o to, żeby budować remizę strażacką, bo mamy obchodzić dzień strażaka – zastrzega Lemański. – Nie chodzi o to, żeby „robić coś”. Najpierw trzeba się wsłuchać.

Przyjechał do Jasienicy i zaczęły dochodzić sygnały z Tłuszcza, Poniatowa, Sterdyni. Uświadomił sobie, że wystarczy tylko tego słuchać z wrażliwością i za chwilę ktoś przychodzi i mówi: w kredensie stoi kielich, nie wiem, jak się tam znalazł, ale to nie jest nasz kielich. Ktoś inny przytacza koło do ostrzenia siekier zrobione z żydowskiego nagrobka i mówi: to więcej nie może stać w moim domu, niech ksiądz to weźmie. Inny się zwierza: dziadek wspominał, że na naszym podwórku jest zakopany człowiek.

Ks. Lemański: – Jak się to zbierze, to już mamy materiał, żeby tej wspólnocie coś zaoferować. Jako księża mamy ułatwione zadanie, bo cała liturgia jest zanurzona w żydostwie.

– Nieraz czuję się osamotniony, zwłaszcza w dekanacie, diecezji, kiedy okazuje się, że takie tematy zdają się nikogo nie poruszać – ciągnie Lemański. – Wierzę, że również w tej diecezji są księża, których to boli, choć nie ma atmosfery, żeby wyrazić te przekonania. Jestem pewien, że ta wrażliwość jest udziałem tysięcy osób w diecezji. Z listów, maili, telefonów wiem, że ludzi głęboko zaangażowanych jest o wiele więcej.

Judaizator

Rozglądam się po kościele. W kaplicy Betlejemskiej witraże Dawida i Rut podpisane są po hebrajsku. To tu stoi stajenka. Białe światło od gwiazdy schodzi do stóp Rodziny i zamienia się w czerwień. Czerwień krwi niewiniątek, dzieci narodu żydowskiego. Dwie macewy leżące w tej czerwieni to świadkowie tego, co na tej ziemi z macewami robiono, jak je wykorzystywano. – Każda dekoracja w Kościele ma coś budować, oczyszczać, do czegoś prowadzić. Tak też odczytuję dekorację Grobu Pańskiego i stajenki – wyjaśnia proboszcz.

W ołtarzu witraż Trójcy, gdzie w trójkąt wkomponowany jest tetragram. Znów hebrajski. Lemański wzrusza ramionami: – Tak po prostu jest, tak to Imię jest zapisane w Biblii.

Przywołuje też wezwanie Benedykta XVI, żeby imienia Bożego nie wypowiadać w liturgii, lecz zamieniać na Pan lub Bóg, z szacunku do wrażliwości wyznawców judaizmu.

Na prawo od tabernakulum stoi szafka w kształcie zwoju Tory. Nieśmiało otwieram, w środku leżą lekcjonarze i Ewangeliarz. – To jest ta skandalizująca szafka? – nie mogę się powstrzymać od lekkiej kpiny, wspominając burzę, którą wywołała. – Nie robiłem tego przeciw, na przekór, żeby coś zamanifestować – tłumaczy ks. Lemański. – Uwierzcie, w mojej parafii nikogo to nie zbulwersowało, nie zabolało, nie dotknęło.

Ale przyznaje, że szafka zmobilizowała oburzonych. Jest wygodna, można odłożyć do niej Ewangeliarz i trzymać lekcjonarze z większym szacunkiem niż pod pulpitem, razem z zapałkami. Jednak to nie ona sama, tylko jej kształt wywołał dwa lata temu kontrowersje, które odbiły się echem po dekanacie, dotarły do biskupa i zagroziły ks. Lemańskiemu. Zastrzeżenia kolegów po fachu, że judaizuje, umieszczając takie sprzęty w prezbiterium, nie znalazły zrozumienia parafian, którzy groźbą odsunięcia księdza od duszpasterstwa byli oburzeni. Fora lokalnych gazet aż kipiały, proboszcz jest tu bardzo lubiany.

Lemański, choć spotyka się z nieżyczliwością kolegów i przełożonych, obstaje przy swoim: – To jest chora nadwrażliwość kościelno-polska, która najchętniej Syjon zamieniłaby na pagórek, Jerozolimę na stolicę. Tak żeby zniknęły wszystkie żydowskie akcenty. Żeby Bóg był przaśny, mazowiecki, polski, żeby Żydów było jak najmniej.

Przecież Jezus, kiedy nauczał w synagodze, też musiał rozwijać zwój...? – To można powiedzieć przyciszonym głosem, tak jak wszystko, co dotyczy żydowskości Jezusa i Jego matki – tłumaczy Lemański.

Milczenie

Co z antysemicką gębą Kościoła? Niestety wciąż dziwnie często kościelność splata się z niechęcią do Żydów. Kiedyś, jeszcze będąc proboszczem w Otwocku, ks. Lemański wspomniał o antysemickich dowcipach opowiadanych w kapłańskim gronie, na imieninach: – Też się kiedyś śmiałem z tych żartów. Dopóki nie dotarła do mnie prawda o tym, że jest to przekroczenie granicy, której przekroczyć nikomu nie wolno.

Dziś twierdzi, że nie jest w stanie przyłączyć się do chóru tych, którzy się śmieją, ani nawet do tych, którzy milczą. – A widziałem biskupów milczących. Dzisiaj wstyd mi za tych biskupów, za księży i za mnie, który kiedyś nie potrafiłem reagować. Biskupi polscy zdecydowali się na list do Niemców, pracują nad listem do Rosjan. Problemu relacji do Żydów nie można odkładać w nieskończoność. Miałem nadzieję, że 70. rocznica Jedwabnego będzie taką okazją. Teraz będzie 70-lecie Treblinki. Ale już nie oczekuję, że polscy biskupi pochylą się nad tym. Jest mi najzwyczajniej w świecie przykro.

Przypomina też, jak Jan Paweł II poszedł już starczym krokiem na Umschlagplatz i towarzyszyli mu biskupi. – Mogli to podjąć. Ale nie poszli już ani razu. Teraz kard. Nycz powinien wziąć swoich biskupów i pokazać, że tak trzeba. Rocznica Wielkiej Akcji w Warszawie właśnie z tym powinna być związana. Powinni tam wędrować klerycy, dziekani, profesorowie.

Treblinka

Siedzimy między dwoma regałami. Dominują na nich dwa tematy: judaizm i Zagłada. Żartuję, że to biblioteczka prawdziwego katolickiego księdza. Kiepski żart, wnioskuję po minie proboszcza. Może zbyt często słyszy, że jest „nieprawdziwy”.

Treblinkę odwiedzał już wcześniej. Teraz ma bliżej. Opowiada, jak zwykle w imieniny uciekał z parafii i jeździł do Chełmna, Bełżca, Sobiboru. Stawał tam wobec tego, co zawstydzające, przerażające. Teraz jeździ do Treblinki w każdą ostatnią sobotę miesiąca na godzinę dziesiątą. Czasem jest sam, czasem widzi dwoje, troje, innym razem kilkadziesiąt osób.

– Chyba tak ma być, to jest sygnał, że katolicki ksiądz ma tam co robić. Że to nie jest miejsce, które powinno się omijać lub odwiedzać tylko w rocznice. Każdy z nas może tam pojechać, żeby się wobec tego miejsca odnaleźć.

Pojechał tam z Żydami, którzy dziękowali, że mogli pojechać z nim, bo sami by się nie odważyli i nie chcą tam już wracać. – Rozumiem ich – podkreśla ks. Lemański – ale ja tam wracać powinienem.

Dzień

– Dzień Judaizmu w Kościele w Polsce jest po to, by odkrywać wspólne korzenie. A także odkryć źródła antysemityzmu i się im przeciwstawić – dodaje ks. Lemański. – Kolejnym wymiarem jest Holokaust. Nie można mówić o Żydach w Polsce, zapominając o tym, co się z nimi tutaj stało.

Różne są inicjatywy z okazji Dnia Judaizmu. Czasem do seminarium przyjeżdża z wykładem rabin, a klerycy uczestniczą w spotkaniach. Jednak bywa, że diecezja organizuje obchody, ale kleryków na nich nie ma. Ks. Lemański: – Kiedyś podczas Dnia Judaizmu w Warszawie proponowałem, żeby biskupi razem z klerykami poszli na Umschlagplatz i zmówili modlitwę Jana Pawła II, którą tam wypowiedział. Można też pomodlić się psalmami. Opór był jednoznaczny. Usłyszałem: „Nie możemy zmuszać kleryków do takiej modlitwy”. To czego my ich chcemy uczyć? – zadaje pytanie duchowny.

Na tamten Dzień nie poszli klerycy z żadnego z dwóch warszawskich seminariów. – Co mi z tego, że będzie kardynał? Kiedy klerycy mają się tą wrażliwością zarazić? – irytuje się Lemański.

– Trzeba zrozumieć, że Żydzi w pamięci mają to, o czym nie wiemy lub nie chcemy wiedzieć – podsumowuje proboszcz z Jasienicy. – Tych ran zadanych w czasie wojny i po wojnie, ale też jeszcze w naszych czasach jest tak wiele, że pełen jestem podziwu, iż chcą się z nami spotykać i rozmawiać. Nie wiem, czy na ich miejscu byłoby mnie na to stać. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2012