Życie na śmietniku

Tragiczna w skutkach katastrofa naturalna ujawnia prawdę o wybitnym niechlujstwie, które charakteryzuje polskie działania w przestrzeni.

08.06.2010

Czyta się kilka minut

Podhale, droga między Białką Tatrzańską a Nowym Targiem / fot. Tomasz Wiech /
Podhale, droga między Białką Tatrzańską a Nowym Targiem / fot. Tomasz Wiech /

Widząc osiedla zalewane przez powódź, politycy zaczęli pytać o celowość budowania domów tam, gdzie ich być nie powinno. Okazało się bowiem, że nowa zabudowa pojawiła się nawet na terenach zalanych w 1997 r. (wrocławski Kozanów). Marszałek Komorowski zauważył, że trzeba zmienić prawo budowlane, aby to zjawisko wykluczyć.

Oczywiście, intencja jest słuszna, chociaż dotyczy Ustawy o Planowaniu i Zagospodarowaniu Przestrzennym. Jednak natychmiast ripostował Janusz Korwin-Mikke, który z właściwą sobie oryginalnością uznał, iż nie powinno się niczego zakazywać, lecz jedynie zażądać oświadczenia od budujących, że robią to "na własne ryzyko".

Idąc tym tokiem rozumowania, można by uznać, że także w ruchu drogowym zamiast prawa jazdy wystarczyłoby podobne oświadczenie od bardziej "miłujących swobodę" kierowców. I jak by to zabawnie nie zabrzmiało - taki punkt widzenia jest w istocie charakterystyczny dla poglądów znacznej części Polaków, a także (o zgrozo) dla wielu polityków. To wynik nałożenia się mentalności komendanta stanicy na "dzikich polach" z naiwnym poglądem, że system gospodarki wolnorynkowej powinien oznaczać "wolną amerykankę" w przestrzeni.

Zabudowa się rozlewa

Konsekwencją tego sposobu myślenia jest wieloletnia erozja przepisów, których zadaniem miało być porządkowanie przestrzeni. Wszelkie wprowadzone w ostatnich latach zmiany prawa w tym zakresie miały na celu "usuwanie utrudnień w procesie inwestycyjnym" i następowały pod naciskiem lobby deweloperskiego. Zjawisko to, w kraju o największym w całej UE stopniu rozproszenia zabudowy, powinno budzić poważny niepokój. "Łańcuchowa" obudowa dróg oraz postępujące rozsiewanie zabudowy na terenach podmiejskich i wiejskich jest nie tylko wizualną, ale przede wszystkim funkcjonalną dewastacją przestrzeni uniemożliwiającą budowę sieci dróg i wszelkiej infrastruktury. Problem ten widać najlepiej w centralnych i południowych regionach kraju. Zabudowa rozlewa się tam w zasadzie bez ograniczeń, a wszystko dzieje się na działkach ogrodniczych lub wąskich "paskach" rolnych, generując zjawisko tzw. "urbanizacji łanowej".

Polska jest krajem, w którym istnieje permanentna niemożność porządkowania przestrzeni - i gdzie w sumie uznaje się to za stan normalny, skoro dopiero kataklizm "powodzi tysiąclecia" sprawia, że politycy oraz media zaczynają ten fakt dostrzegać. Wypłacanie miliardowych odszkodowań nawet tym, którzy nie chcieli lub też nie byli w stanie się ubezpieczyć, będzie oczywiście pięknym gestem ze strony państwa, ale przecież to samo państwo winno przede wszystkim zapewniać racjonalne zagospodarowanie przestrzeni, wykluczające nonsensowne marnotrawstwo.

Pozostaje nadzieja, że ta tragiczna w skutkach katastrofa naturalna, jaką była kolejna powódź skutecznie ujawni prawdę o wybitnym niechlujstwie, które charakteryzuje polskie działania w przestrzeni.

Nieskuteczne prawo

Dramat polega na tym, że państwo zlekceważyło swoje obowiązki w tym zakresie (odcinając się od "komunistycznego centralizmu") i całą odpowiedzialność zrzuciło na samorząd terytorialny, który - jak widać po dwudziestoletnim okresie próby - nie jest w stanie zapanować nad problemem.

Nie jest w stanie, bo obowiązujące "miękkie" i ogólnikowe prawo, jakim jest ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym, nie stwarza jasnych podstaw do wykluczenia lokalnych kombinacji, pozwalając wielu gminom na unikanie opracowania planów miejscowych, na wydawanie decyzji w trybie administracyjnym, na pieniactwo wiecznych zażaleń, na niemerytoryczne decyzje kolegiów odwoławczych i sądów administracyjnych, podejmowane przez prawników nieposiadających minimum wiedzy o przestrzeni.

Sytuacji w żadnym stopniu nie zmieni również przygotowywana nowelizacja ustawy o planowaniu i zagospodarowywaniu przestrzennym ze względu na znamienną "miękkość" jej zapisów. Przykładem może być zapis mówiący o "lokalnych przepisach urbanistycznych", które samorząd może uchwalić (ale, rzecz jasna, nie musi).

Ustawa ta nie będzie również w stanie przeciwdziałać dalszemu rozproszeniu zabudowy, ponieważ proponowany zapis dopuszcza możliwość pozwolenia na lokalizację poza obszarem zwartej zabudowy właścicielom gospodarstw, których łączna powierzchnia jest większa od średniej na terenie danej gminy.

Jak to robi Europa?

Jednak to nie tylko słabość tej ustawy warunkuje nieopanowany chaos polskiej przestrzeni. Wystarczy się bowiem zorientować, jak wygląda system prawny oraz (co równie ważne) aktywna polityka państwa w procesie promowania ładu przestrzennego w krajach Unii Europejskiej.

We Francji, gdzie istnieje cały szereg praw dotyczących przestrzeni, a przede wszystkim gruba księga Standardów Urbanistycznych zawierająca wszystkie podstawowe reguły sytuowania zabudowy (nawet przy braku planu), jednocześnie państwo (a konkretnie ministerstwo środowiska) koordynuje powstawanie stu projektów osiedli ekologicznych rozsianych we wszystkich regionach.

Nie jest tam możliwa taka dewastacja kraj­obrazu, jak w całych polskich górach, ponieważ (np. w Prowansji) obowiązują proste zasady niedopuszczające nowych siedlisk oraz pozwalające na rozbudowę istniejących jedynie o 50 proc. istniejącej kubatury. I tych zasad się przestrzega.

Nie trzeba też nikogo przekonywać o tym, że naszym zachodnim sąsiadem jest kraj, w którym nieznane jest pojęcie zabudowy "w polu". Buduje się tam w wyznaczonym obrębie miasta lub wsi, a pola się uprawia. I dzięki temu nie ma zjawiska charakterystycznego dla Małopolski, która zamienia się w obszar pokryty siedliskami rozmieszczonymi w siatce średnio sto na sto metrów. Dlatego też wójt gminy Łącko nie widzi żadnych szans na sfinansowanie podstawowej infrastruktury swojego terenu ze względu na rozproszenie zabudowy, która występuje nawet na wierchach.

Potrzeba polityki architektonicznej

Zastanawiający jest zresztą fakt, że galopująca pseudourbanizacja naszych gór nie wywołuje niczyjego niepokoju. Ciągła zabudowa doliny Dunajca od Nowego Sącza aż do Zakopanego, z niewielką przerwą na Pieniny, to coś, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić - może dlatego, że zawsze można znaleźć niezabudowane góry w Austrii.

Jak pogodzić koncepcję "przyjaznego państwa", jako uwolnionego od pozwoleń na budowę i ograniczeń planów, z faktem, że w Unii Europejskiej każdy kraj winien mieć politykę porządkowania przestrzeni, czyli tzw. "Politykę architektoniczną" - i że większość krajów już ją opracowało?

Próbę sformułowania takiej właśnie polityki dla Polski podjęła grupa autorów reprezentujących Polską Radę Architektury, Stowarzyszenie Architektów Polskich, Towarzystwo Urbanistów Polskich i Krajową Radę Izb Architektonicznych RP. Powstał projekt dokumentu pod nazwą: "Polska Polityka Architektoniczna - Polityka Jakości Krajobrazu, Przestrzeni Publicznej i Architektury". Taki dokument, który jest zapisem celów i zadań, jest niezbędny, aby następnie odpowiednio formułować i korygować poszczególne projekty ustaw. Polskiej przestrzeni nie uda się porządkować bez rozwiązania kilku niezbędnych problemów. Są nimi: kwestia spójności i hierarchiczności systemu planowania, zintegrowane planowanie obszarów metropolitalnych jako całości, racjonalne gospodarowanie ziemią (czyli wykup i reparcelacja), tworzenie skoordynowanych zespołów inwestycji w oparciu o partnerstwo publiczno-prywatne, stosowanie kryterium jakości, a nie najniższej ceny, dzięki procedurom konkursowym w dziedzinie architektury, architektury krajobrazu i planowania urbanistycznego; wreszcie - aktywna ochrona i kształtowanie krajobrazu kulturowego .

Większość z tych problemów jest rozwiązywana w wielu krajach Europy, lecz nie u nas. To trzeba zmienić, ale przede wszystkim trzeba stworzyć kompletny system uczący kultury otoczenia przestrzennego - począwszy od przedszkola, a skończywszy na klasie politycznej. Bez zrozumienia, czym może być piękne i uporządkowane otoczenie dla poczucia zadowolenia z życia, trudno będzie coś wokół nas zmienić.

Czy projekt "Polskiej Polityki Architektonicznej" stanie się dokumentem rządowym, który będzie w stanie wpłynąć na stan przestrzeni - to zależy teraz od ministerstwa kultury, w gestii którego (dzięki poparciu udzielonemu przez śp. wiceministra Tomasza Mertę) leży obecnie powołanie komisji międzyresortowej do tej sprawy.

Na razie politycy martwią się bardziej tym, że planowanie urbanistyczne może ograniczać swobody obywatelskie czy raczej interesy deweloperów, niż tym, że tworzymy wokół siebie śmietnik. Śmietnik przestrzenny - jak chaotyczna zabudowa podwarszawskich peryferii upstrzona liszajem reklam (patrz: Nowa Iwiczna, Raszyn czy Legionowo), chaos logistycznych magazynów wyrastających bezładnie przy autostradach - i śmietnik dosłowny - jak np. połowa jeziora Rożnowskiego pokryta kożuchem plastikowych butelek po każdym większym deszczu, bo w położonych nad potokami zagrodach gospodarka odpadami jest stosunkowo prosta.

KRZYSZTOF CHWALIBÓG jest przewodniczącym Polskiej Rady Architektury.

Autorami wzmiankowanego w tekście projektu są: Grzegorz Buczek, Andrzej Chwalibóg, Krzysztof Chwalibóg, Marcin Gawlicki, Jerzy Grochulski, Andrzej Kaliszewski, śp. Andrzej Kiciński, Jacek Lenart, Dariusz Śmiechowski, Przemysław Wolski. Współpraca: Marek Budzyński, Grzegorz Chodkowski, Jeremi Królikowski.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2010