Zuzanna Radzik: Rzadko są mili i grzeczni

Przez całą podstawówkę przepisywałam te swoje brzydko prowadzone zeszyty do religii, żeby ksiądz przychodzący z kolędą nie kwękał. Jak religia dla prymusów, to religia dla prymusów.

05.12.2022

Czyta się kilka minut

Fot. GRAŻYNA MAKARA /
Fot. GRAŻYNA MAKARA /

Kalendarz adwentowy: 140 zadań w 24 dni. Mignęło mi gdzieś i zadrżałam. Nie mam nic do kalendarzy, skrytek, kopert, pudełeczek. Ukrywania w nich cytatów, cukierków, zagadek. Do odliczania dni. Odliczajcie z pomocą czego chcecie. Ale już te zadania spowodowały moje drżenie. Może były w treści niewinne, nie wiem. Moje myśli spłoszone tym hasłem pognały we wspomnienia, przez które słowo „zadanie” zestawione z kontekstem religii wywołuje skręt kiszek.

Katecheza wczesnego dzieciństwa, premiująca ładny śpiew albo rysunek. Zwłaszcza lubiąca najczęściej dziewczęcą, kujońską przykładność. Rysunki, kolorowanie, szlaczki, schludne prowadzenie zeszytu, staranne kolorowanie kopiowanych świętych obrazków tak, by nie wychodzić za linię. Na lekcjach religii z mojego dzieciństwa początku lat 90. polska szkoła właśnie spotkała polski Kościół i wpadli sobie w objęcia. No a w tym gąszczu zadań siedmioletnia ja, która schludnie, regularnie i porządnie zupełnie nie umie, choć jest dziewczynką. Więc jest słaba z religii, bo na religii liczy się właśnie to. Piątka z kwiatkiem, najwyższa nota siostry katechetki, pozostała na zawsze poza zasięgiem. Teraz w metrze moje myśli spłoszone stu czterdziestoma adwentowymi zadaniami dobiegły do tej dziewczynki, uściskały ją czule i szepnęły: to wszystko jest zupełnie nie o tym.

Łatwo teraz mówić. Ale skąd miałam wiedzieć, gdy przez całą podstawówkę w ferie świąteczne przepisywałam te swoje brzydko prowadzone zeszyty do religii, żeby ksiądz przychodzący z kolędą nie kwękał. Żeby nie było wstydu, żeby nikt nie mówił, że dziewczynka, a flejtuch. Jak religia dla prymusów, to religia dla prymusów.

Tymczasem wokół mnie odpala się pierwsza niedziela Adwentu. Podglądam w wirtualnym świecie, jak przeżywają ją inni. Czas start, mobilizacja jakaś, poogarniamy się do świąt, postawimy na nogi swoje życie, odświeżymy chrześcijaństwo na święta. Ruszamy, to tylko 24 dni, 3 tygodnie z krótkim ogonkiem, a w tym czasie oprócz duchowych mierzalnych celów trzeba jeszcze przejść całą logistykę świąt, przeżyć wzmożenie przedświątecznych spotkań, które mnożą się, jakby zaraz kończył się świat. Porządek w domu, porządek w sercu, a jeszcze wysłać kartki, upiec na czas pierniczki (od lat nie zdążyłam zrobić tych dwóch ostatnich czynności, kiedy trzeba). Wiadomo, jak zawsze. Albo nie umiem w szlaczki, albo w ogarnianie przygotowań. Nic się nie zmienia. Stop – a czy to nie jest ta sama co kiedyś religia dla prymusów, tylko w wersji dla dorosłych?

Adwent przeobrażony w festiwal kujoństwa? Czy da się czekać radośnie, czujnie, ale bez żadnych zadań? Bez dokładania sobie roboty? Czy jeśli Adwent nie będzie biegiem przez płotki, po którym padniemy w Wigilię bez ducha, będzie mniej wartościowy, nasze zasługi nie wystarczą do... no właśnie: do czego? A kiedyś podobno w tym okresie liturgicznym nie wykonywało się prac polowych, żeby nie niepokoić ziemi. Może by tak nie wykonywać prac nad sobą, nie ciśnieniować, nie niepokoić siebie?

Czepiasz się – besztam siebie samą, ucinam myśl, wychodzę z metra, wchodzę do kościoła, traf chciał: na mszę z kazaniem dla dzieci. O czym nam przypomina Adwent, drogie dzieci? Tak, o tym, że trzeba być miłym i dobrym. No, zwłaszcza miłym – fukam pod nosem. Totalnie Adwent jest nie o tym. Być miłym i grzecznym? Jasne, Pan Jezus też był z pewnością miły i rysował równe szlaczki.

Myślałam, że Adwent jest jednak o byciu niegrzecznym. O tych niemiłych prorokach, którzy mówią przykre rzeczy wprost, nazywają problemy po imieniu. O widzeniu rzeczywistości taką, jaka jest. Nie o odwracaniu wzroku. Rzadko się daje to pogodzić z byciem grzecznym i miłym, w każdym razie często nie starcza energii na dekorum.

Odwracam w głowie adwentowe 140 zadań. Otwieram zeszyt, zaczynam listę: 140 proroków na ten Adwent. Czyja uważność nazywa ważny problem, czyj wolontariat, czyja pozarządowa praca ogarnia to, co istotne, czyje pisanie nazywa rzeczy jak nikt inny, czyja ciężka praca odczynia zło świata? Jest ich cała armia, w tej robocie (walce?) o inny, lepszy świat. I rzadko są mili i grzeczni. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2022