Zszywanie Polski

Słyszałem zalecenie księdza, by wybierać tego, który jest "do końca katolikiem". Prawdopodobnie mało kto się zastanowił, do jakiego końca i co to oznacza w polityce.

06.07.2010

Czyta się kilka minut

No to mamy prezydenta Rzeczypospolitej. W takich sytuacjach zawsze z ciekawością oczekuję na reakcję przegranego. Kiedy zwycięzca (jeszcze tylko sondażowy) wołał "chodźcie z nami!", pokonany, z mocą, przy aplauzie zgromadzonych zapewnił: "zwyciężymy!". Na ekranie pokazały się wzniesione dłonie z palcami ułożonymi w literę V jak "Victoria", a twarze, jeszcze przed chwilą smutne, zaraz się rozjaśniły. Było tak, jak można się było spodziewać. Nikt specjalnie nie krył, że ambicją przewodniczącego PiS-u jest raczej premierostwo, aniżeli pałac prezydencki. I nawet jeśli okrzyk "zwyciężymy" odczytany jako odpowiedź na "chodźcie z nami", nie zapowiadał wymarzonego społecznego pokoju, był całkiem zrozumiały i przywoływał do rzeczywistości.

Sytuacja PO jest nie do pozazdroszczenia. Perspektywa odległych zaledwie o rok wyborów parlamentarnych wymaga od niej politycznej mądrości, kompetencji i odwagi. Analitycy zaś przepowiadają, że przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi Platforma żadnych realnych reform nie zaryzykuje. Reformy bowiem mają to do siebie, że naruszając status quo, uruchamiają falę malkontenctwa u jednych, wściekłe reakcje u drugich i powszechne krytyki. Co z sukcesem wyborczym, rzecz jasna, rymuje się jak najgorzej.

Dla Platformy jest to jednak godzina bezlitosnej prawdy. Albo się okaże, że władzę zdobywała powodowana pragnieniem posiadania władzy (co zresztą zarzuca PiS-owi i Jarosławowi Kaczyńskiemu), albo że władzę rozumie jako "pokorną" (ulubione słowo premiera Tuska) służbę społeczeństwu, nawet za cenę ryzyka jej utraty, spowodowanej odpowiedzialnością za koszta podejmowanych reform.

Gołym okiem widać, że nasze społeczeństwo jest podzielone. I jeśli często się wspomina o negatywnym elektoracie Jarosława Kaczyńskiego, złożonym z tych, którzy (słusznie czy nie) obawiają się państwa wyznaniowego albo policyjnego, nazbyt ingerującego w sfery osobistych wyborów obywateli, to nie ulega wątpliwości, że z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia w odniesieniu do Bronisława Komorowskiego.

Nie wiem, czy ktoś badał światopoglądowe inspiracje wyborców, sądzę jednak, że masowy elektorat katolicki bał się Bronisława Komorowskiego i jest on właśnie takim elektoratem negatywnym. Przekonanie, że (zacytuję komentarz Jarosława Kurskiego z "Gazety Wyborczej") Platforma Obywatelska się okaże "partią reformatorską, otwartą na kulturowe i obyczajowe postulaty demokracji europejskiej" raczej tych wyborców nie porwało. Kiedy na pytanie o in vitro kandydat Komorowski mówił, że w społeczeństwie o zróżnicowanych poglądach dobrym rozwiązaniem nie jest zakaz, ale pozostawienie sprawy sumieniu każdego, to w oczach tych katolików ujawnił się jako "nie do końca katolik". Gdy Jarosław Kaczyński, odpowiadając na to samo pytanie, odpowiedział: "jestem katolikiem", odetchnęli z ulgą. Sam słyszałem zalecenie księdza, by wybierać tego, który jest "do końca katolikiem", i prawdopodobnie mało kto się zastanowił do jakiego końca i co to oznacza w polityce.

Przygnębiający podział Polaków na blisko połowę nieobecnych i pozostałych, dzielących się na dalsze dwie, niemal równe części, zmusza do refleksji. Poza dość powszechnym, także w innych krajach, brakiem zaufania do klasy politycznej, znaczną rolę odgrywa tu, jak sądzę, kompletna niewiedza na temat funkcjonowania współczesnego państwa. Wspomnienia Polski Ludowej mieszają się z dość powierzchowną wiedzą mityczno-historyczną o dawnej Polsce.

Tymczasem, by istniejące podziały zlikwidować, potrzebna jest wiedza o państwie funkcjonującym w społeczeństwie wieloświatopoglądowym, wielokulturowym i do tego funkcjonującym jako cząstka społeczności międzynarodowej. Potrzebna jest jasna odpowiedź na pytanie, jak w takim państwie kultywować wyższe wartości? Na czym ma polegać przestrzeganie zasad tolerancji? Jak państwo ma chronić mniejszości (które?). Jakie są granice jego opiekuńczej funkcji? Na czym mają polegać relacje z Kościołem? Bez odpowiedzi na te i podobne pytanie żadne zszywanie się nie uda.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2010