Zbrodnia wyjaśniona tylko częściowo

MICHAŁ OLSZEWSKI: - Na ekrany wchodzi właśnie opowieść katyńska Andrzeja Wajdy, a podczas niedawnego festiwalu filmów w Krakowie prezentowano szereg nowych filmów dokumentalnych, poświęconych zbrodni katyńskiej: duński "Czaszka" Lisbeth Jensen, czeski "Katyń - imię zbrodni" Petry Všelichovej i polski "Katyń" Józefa Dębskiego. Ale temat ten jest silnie obecny w rzeczywistości nie tylko artystycznej, lecz również politycznej. Dlaczego dyskusja o tej zbrodni, która została przecież wyjaśniona, i do której ZSRR oficjalnie się przyznał, napotyka ciągle jeszcze na mur nie do przebicia w Rosji?

MARIUSZ MASZKIEWICZ: - Po opublikowaniu dokumentów dotyczących zbrodni wydawało się rzeczywiście, że sprawa Katynia jest jasna. Kiedy ZSRR, a potem Rosja przyznała się do zbrodni, mieliśmy poczucie, że dokonała się sprawiedliwość. Była zgoda polityczna na to, aby upamiętnić Katyń, powstał nowy cmentarz, członkowie rodzin pomordowanych mogli tam jeździć. Otrzymywali, jak się zdaje, pewną dozę satysfakcji ze strony rosyjskiej.

Teraz odkrywamy ze zdumieniem, że kwestia Katynia znowu staje pod znakiem zapytania, że tacy ludzie jak historyk wojskowości Jurij Muchin, który neguje udział Rosjan w zbrodni, zdobywają poklask. Ich książki rozchodzą się w Rosji w setkach tysięcy egzemplarzy, a mówienie o tym, że jest to bolesny rozdział w dziejach stosunków polsko-rosyjskich, napotyka na mur obojętności, a nawet czasami agresji ze strony rosyjskich władz.

Rosyjska propaganda jest w tej chwili budowana w znacznym stopniu na elementach propagandy sowieckiej. Konstruuje ją pokolenie ludzi, którzy dorastali w czasach Breżniewa, dla których doświadczenia sowieckie są zupełnie inne niż nasze doświadczenia, którzy uważają, że jakaś część dziedzictwa sowieckiego jest pozytywna. W związku z tym nie tylko Katyń, ale w ogóle martyrologię narodów podbitych przez ZSRR czy szerzej narodów, które były ofiarami, usuwa się na margines. Tworzy się nową mitologię historyczną, opartą np. na pamięci o zwycięstwie nad faszyzmem i odwołującą się do Rosji wielkiej, mocarstwowej. Państwo rosyjskie jest w ogóle zdominowane przez system wartości przejętych z czasów sowieckich: imperializm, związane z tym poczucie dumy.

Negowanie tego, co było w Związku Sowieckim, i mówienie, że to był okres zbrodni, zła, nie jest dziś w cenie. Przeciwnie, podtrzymywane jest np. kłamstwo dotyczące tego, co się działo między 17 września 1939 r. a czerwcem 1941 r. - o tym się dzieci w szkołach nie uczy. Gdyby zaczęto o tym mówić, trzeba by przewrócić wszystko do góry nogami, zmienić całą strukturę ideologiczną współczesnego państwa.

- Mówimy o Rosjanach czy o elitach rosyjskich?

MASZKIEWICZ: - O elitach, bo to one kształtują oficjalny przekaz.

ANDRZEJ PRZEWOŹNIK: - W Rosji do struktur władzy wróciło mnóstwo ludzi wywodzących się z bezpieki komunistycznej, dawnego KGB, spadkobiercy NKWD, czyli tych, którzy dokonali zbrodni w Katyniu. Także stosunek do sprawy katyńskiej gwałtownie się zmienił. Wcześniej wykonaliśmy z Rosjanami ogromną pracę, która zaowocowała uzyskaniem bardzo dużej, choć niecałkowitej wiedzy na temat okoliczności śmierci i losów polskich oficerów, polskich obywateli, którzy zostali zamordowani na mocy decyzji z 5 marca 1940 r., podjętej przez najwyższe władze partyjne i państwowe Związku Sowieckiego. To się gwałtownie zmieniło po 2000 r. Nastąpił zastój także w sprawach katyńskich.

Jest też powód, na który my Polacy, skupiając się silnie na zbrodni katyńskiej, często nie zwracamy uwagi. Cały proces pokazywania prawdy o tym, czym był komunizm, to nie jest tylko kwestia pisania książek czy budowania pomników. To przede wszystkim zmiana świadomości historycznej elit i społeczeństwa. Znaczna część elit rosyjskich, które budują filozofię świadomości historycznej współczesnej Rosji, nie chce dopuścić do powiedzenia całej prawdy o tym, czym był system komunistyczny, do jak ogromnego spustoszenia doprowadził, nie tylko w przypadku Polski i Polaków. Bo w pierwszej kolejności ofiarą systemu komunistycznego, ofiarą bolszewizmu, padli Rosjanie, a później także inne narody Związku Sowieckiego.

Nieunikniona jest dziś europejska debata na temat obu systemów totalitarnych - nazizmu i komunizmu. Na razie zabrania jej "poprawność polityczna", ale fakty historyczne są bezwzględne. Okres 1939-1941 to czas bardzo ścisłej współpracy obu systemów, która owocuje m.in. eksterminacją narodu polskiego, a później narodu żydowskiego. Wtedy tworzone są i naginane przepisy prawa, wtedy rozpoczynają się pierwsze, precyzyjnie zaplanowane i zrealizowane akcje eksterminacyjne, deportacje - zarówno pod okupacją niemiecką, jak i sowiecką. Sowieci i Niemcy posługują się terminem "przywódczej warstwy" narodu polskiego, oba systemy dążą do eksterminacji inteligencji polskiej.

Tymczasem prawie w ogóle nie ma opracowań na ten temat. Tylko wąska grupa historyków wie, że współpraca sowiecko--niemiecka trwała od lat 20., a po tym, jak Hitler doszedł do władzy, ciągle się rozwijała, tworząc grunt pod pakt Ribbentrop-Mołotow.

Podsumowując: nie do końca zdajemy sobie sprawę, czego Rosjanie tak naprawdę bronią, uchylając się od dyskusji o Katyniu.

- Trzeba więc liczyć się z tym, że im mocniej będziemy podnosić te podobieństwa systemów, tym większy będzie opór ze strony Rosjan?

PRZEWOŹNIK: - Tyle że nie da się tego uniknąć. Przychodzi nowe pokolenie historyków, którzy nie oglądają się na "poprawność polityczną", nie są obciążeni kompleksami. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy zdać się na punkt widzenia Rosjan, który mówi, że sprawa katyńska jest zamknięta, bo oni umorzyli śledztwo. To nie do przyjęcia.

- Mówi Pan o młodym pokoleniu historyków czy chodzi o historyków z Europy Wschodniej, czy z Zachodu? Wiemy, że to, iż faszyzm został po wojnie inaczej oceniony niż komunizm, wynika m.in. z tego, że Europa Zachodnia doświadczyła tylko faszyzmu, brakło jej natomiast doświadczeń komunizmu, stąd mocne są tam do dziś ruchy lewicowe.

PRZEWOŹNIK: - Rzeczywiście, Europa Zachodnia tak naprawdę nie wie, czym był komunizm, bo go nie doświadczyła. Ale myślę przede wszystkim o historykach z Europy Środkowo-Wschodniej. Ci ludzie patrzą inaczej, mają za sobą doświadczenie dwóch totalitaryzmów. Tu historia jawi się z zupełnie innej perspektywy.

Europa Zachodnia w gruncie rzeczy nie zna oblicza okupacji niemieckiej w Europie Środkowo-Wschodniej: w Polsce, na Białorusi czy Ukrainie.

Podam przykład: walczyliśmy o sprawę upamiętnienia kilkuset polskich dzieciaków, które urodziły się w tzw. Kinderheimach, urodziły je zgwałcone przez czystych rasowo Niemców Polki, które zostały wywiezione na roboty do Rzeszy. Dzieci chowano na cmentarzu, który później zamieniono na park. Na części tego cmentarza powstało przedszkole. Pięć lat trwały rozmowy z Niemcami, że trzeba tam zrobić cmentarz. Mieszkańcy tej miejscowości nie zdawali sobie sprawy, że szacowni obywatele miasta uczestniczyli w procederze uśmiercania niemowląt. Takich miejsc jest wiele. Brakuje wiedzy o okupacji, czym była; o tym, że były to nie tylko obozy koncentracyjne, że liczba sposobów uśmiercania ludzi była ogromna, i że to wszystko było precyzyjnie zorganizowane. Ta niewiedza dotyczy również osób, które kształtują opinię społeczną: dziennikarzy, publicystów, pisarzy. Operują często powierzchowną wiedzą, która powiela schematy.

Często mam okazję rozmawiać np. w różnych częściach Niemiec czy Austrii, gdzie ludzie żyją przy dawnych kombinatach śmierci. Pamiętamy nasze dyskusje w sprawie Żwirowiska i krzyży. Tymczasem proszę pojechać np. do Gusen, gdzie jest niewielki teren z krematorium ciężkiego obozu koncentracyjnego zorganizowanego przy kamieniołomach; polska grupa więźniów była narodowościowo największa, trafiali tam inteligenci, naukowcy, profesorowie. Na miejscu dawnego obozu po wojnie pobudowano wille. W lecie ich mieszkańcy spokojnie robią grilla. W budynku dawnej komendantury była pieczarkarnia, ktoś ją po prostu tam założył. To też kwestia miary stosunku, jaki ma Europa Zachodnia do miejsc, gdzie działy się rzeczy, o których współczesny mieszkaniec Europy nie ma bladego pojęcia.

- Zdarzyło się kiedyś na Uniwersytecie Jagiellońskim spotkanie dotyczące wojny rosyjsko-czeczeńskiej. Jeden ze studentów powiedział, że nie powinniśmy się wtrącać do tego sporu, żeby nie stracić rynku zbytu dla polskich konserw. Brzmi to cynicznie, ale dotyka pragmatycznego pytania, które pojawia się wcale często w naszych polskich debatach: czy w imię dobrych kontaktów z Rosją, politycznych i gospodarczych, nie powinniśmy uznać spraw historycznych za zamknięte?

MASZKIEWICZ: - Na pewno nie. Ja również czasem spotykam się z takimi opiniami. Odpowiedź może być jedna: są kwestie ważniejsze niż konserwy.

PRZEWOŹNIK: - Pamiętajmy, że mówimy o ponad dwudziestu tysiącach ludzi, którzy zostali pochowani m.in. w Katyniu pod Smoleńskiem, w Miednoje koło Tweru oraz pod Charkowem - to wszystko są ofiary zbrodni, którą zbiorowo nazywamy katyńską. Ci ludzie stanowili elitę niepodległej Polski, kształtowali jej oblicze, a wcześniej wywalczyli jej niepodległość, zbudowali niepodległe państwo, wychowali pokolenie Polaków, które potrafiło stanąć do walki z dwoma totalitaryzmami. To byli przecież nie tylko oficerowie Wojska Polskiego, ale - jako oficerowie rezerwy - przede wszystkim inteligencja. Elita narodu.

Nie wyobrażam sobie, żeby obecna Polska, państwo demokratyczne, przeszła do porządku dziennego nad losami swoich obywateli. One muszą być do końca wyjaśnione. A pamiętajmy, że nie wiemy jeszcze wszystkiego. Pytamy o co najmniej 7,5 tys. polskich obywateli z tzw. listy ukraińskiej i listy białoruskiej, co do których nie mamy nawet jasności, gdzie leżą. Wiemy, że zostali zamordowani, że stało się to w oparciu o decyzję najwyższych władz państwowych i partyjnych Związku Sowieckiego z 5 marca 1940 r., że zostali przewiezieni do dyspozycji NKWD w Kijowie, Charkowie, Chersoniu, Mińsku. I nic więcej nie wiemy, poza małym wycinkiem dotyczącym kijowskiego NKWD: nasi specjaliści odkrywają właśnie kolejne groby zbiorowe Polaków w Bykowni pod Kijowem.

Mówię Rosjanom: nie zamkniecie tego wszystkiego w archiwach, bo to prędzej czy później wyjdzie, nie teraz, to za 10 lat, tylko skutki tego będą opłakane. Niestety, ten proces uległ nie tylko zahamowaniu, ale wręcz odwróceniu. A tylko wyjaśnienie do końca sprawy zbrodni z wiosny 1940 roku gwarantuje, że przynajmniej na poziomie podstawowym relacje polsko-rosyjskie będą inne. Nie jest rzeczą sympatyczną, kiedy przy rozmowach gospodarczych, politycznych i innych ciągle wraca ta sama sprawa.

Dopóki jej nie wyjaśnimy, będzie wracała, tak czy inaczej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Katyń. Powrót opowieści