Zagadki wczesnego Jaruzelskiego

Paweł Kowal, historyk i polityk: Przechodząc na stronę komunizmu, wyretuszował swój życiorys. Do tego prawdziwego wrócił w latach 80., gdy propaganda PRL budowała jego mit jako lidera Polaków.

23.05.2015

Czyta się kilka minut

Na 65. urodzinach Władysława Gomułki, luty 1970 r. Wkrótce potem Wojciech Jaruzelski weźmie udział w obaleniu I sekretarza PZPR. / Fot. BPT / MEG / PAP
Na 65. urodzinach Władysława Gomułki, luty 1970 r. Wkrótce potem Wojciech Jaruzelski weźmie udział w obaleniu I sekretarza PZPR. / Fot. BPT / MEG / PAP

ANDRZEJ BRZEZIECKI: Rok temu umarł Wojciech Jaruzelski. Niedawno ukazała się książka, której jest Pan współautorem: „Jaruzelski. Życie paradoksalne”. Kim mógłby być, gdyby nie II wojna? Urodził się wszak w konserwatywnej ziemiańskiej rodzinie, był wychowankiem szkoły księży marianów.

PAWEŁ KOWAL: Przed wojną Jaruzelski wychowywał się w środowisku endeckim. Gdyby II Rzeczpospolita przetrwała, to wątpię, czy stałby się człowiekiem lewicy, nawet w jej przedwojennym wydaniu. A na pewno nie byłby komunistą. Przed 1939 r. był młodzieńcem jak na swój wiek dojrzałym politycznie. Opowiadał się po stronie endecji i przeciw sanacji. Gdyby został politykiem, a od najmłodszych lat był nastawiony na karierę, byłby z pewnością człowiekiem prawicy, mniej lub bardziej zapalonym. Widać to po jego wspomnieniach ze szkoły.

Może zachowałby dawne poglądy, gdyby z Syberii trafił do armii Andersa, o co starał się dla niego jego ojciec?

Gdyby opuścił ZSRR z Andersem, przeżył wojnę i został na Zachodzie, byłby pewnie jakąś postacią polskiej emigracji. A gdyby wrócił po 1945 r. z Zachodu do Polski? Wtedy nie wiadomo. Jednak nie udało mu się dostać do armii Andresa, jak wielu innym wywiezionym na Syberię.

Podobno właśnie na Syberii kryje się rozwiązanie zagadki jego ciemnych okularów i sztywnej sylwetki, co tak zwracało uwagę w czasach PRL.

To był wynik chorób, których się nabawił na syberyjskim zesłaniu. Czytając o pobycie Jaruzelskiego na Syberii, trudno wyzbyć się pozytywnych uczuć, wręcz sympatii. Tu jego biografia przypomina losy polskich zesłańców w XIX i XX wieku: te same straszne pluskwy, obecne w tak licznych wspomnieniach, ten sam chłód, ta sama ciężka praca, która właśnie powoduje schorzenia kręgosłupa i oczu. Problem jednak nie w fizycznych schorzeniach, lecz w tym, co się stało z psychiką Jaruzelskiego i jemu podobnych. Trafnie ujął to po latach Mieczysław F. Rakowski, obserwator komunistycznych elit: stwierdził, że wszyscy ci, którzy wrócili do Polski ze Wschodu, byli złamani przez Rosję i do końca żyli w przekonaniu, że Rosji trzeba się bać.

Zarazem zapewniał w listach matkę, że wewnątrz pozostał tym, kim był.

Jaruzelski wiedział wówczas, skąd pochodzi i co znaczy być wychowankiem marianów. Wiedział też, jakiego syna chcieliby mieć jego rodzice. Z drugiej strony, jak wielu w tym czasie, zapewne nie miał jeszcze pewności, czy komunizm zostanie zamontowany na trwałe, i obstawiał inne możliwości rozwoju sytuacji. Bo do pewnego momentu – dokładnie do okresu lat 1945-47 – wszystko w jego życiu mieściło się w polskiej normie zachowań w czasach II wojny światowej i zaraz po niej. Syberia, szkolenia w Riazaniu, przyjście z armią sowiecką do Polski. Taki szlak przeszło wielu Polaków. Ale wielu w tym momencie się zatrzymało i powiedziało sobie, że dalej się nie posunie. Z Jaruzelskim było inaczej – dał się zwerbować do Informacji Wojskowej [odpowiednika Urzędu Bezpieczeństwa w wojsku – red.]. Musiał już wtedy być zdecydowany, by poprzeć nowy ustrój. Lata 1946-48 to okres wyraźnego prześladowania opozycji – legalnej, jak PSL, i tej zbrojnej.

Trudno było mieć złudzenia?

Cała Warszawa mówi o prześladowaniu legend ruchu oporu wobec Niemców, takich ludzi jak słynny Jan Rodowicz pseudonim „Anoda” [żołnierz Szarych Szeregów i AK, zginął w 1949 r. podczas przesłuchania w warszawskim UB – red.]. Jaruzelski uczy się wówczas trudnej szkoły zapominania. Zwłaszcza w kwestii swego pochodzenia. Przyjeżdża do Polski Konstanty Rokossowski i w wojsku montuje się stalinowska ekipa. W tym okresie znikali przecież ludzie o podobnych do Jaruzelskiego biografiach, byli niszczeni lub trafiali do więzień. Wbrew temu, co on potem mówił, musiał sobie doskonale zdawać sprawę z tego, co się działo. Ale włączył mu się jednak lęk i przekonanie, że nie ma innego wyjścia. Nie miał odwagi, by wyjść z systemu. Stał się janczarem komunizmu.

Czy o jego werbunku jako konfidenta przez Informację Wojskową wiemy już wszystko?

Wiemy, że do niego doszło. I że po 1956 r. bycie konfidentem wojskowej bezpieki było kompromitujące nawet w komunistycznej Polsce. Jaruzelski robił błyskawiczną karierę, więc dokumenty czyszczono, a ze względu na czas, kiedy to się działo, nie da się wykluczyć, że czyszczono na polecenie jego samego, już generała Ludowego Wojska Polskiego. Ale nawet gdybyśmy nie wiedzieli o tej współpracy, zaangażowanie w stalinizm w wojsku i tak wystarczająco obciąża jego biografię. Przyjął nominację na generała po stłumieniu powstania w Poznaniu w 1956 r. przez swego politycznego patrona, gen. Stanisława Popławskiego [Popławski, generał Armii Czerwonej, został podczas wojny przydzielony do LWP, po 1945 r. pełnił wiele kluczowych funkcji w LWP i PZPR; w 1956 r. był wiceministrem obrony, członkiem KC PZPR, a także posłem na Sejm PRL; wrócił do Moskwy pod koniec 1956 r. – red.].

Młodość Jaruzelskiego później retuszowano?

Przechodząc na stronę komunizmu już całą jaźnią, musiał przystać na pewne zmiany w swym życiorysie. Stał się „inteligentem”, nie ziemianinem; znikły też wątki religijne. Pochował te aspekty swego życia. A one, co ciekawe, wrócą w latach 80. w propagandzie PRL-u, gdy budowano jego mit jako lidera Polaków szukającego kontaktu z całym społeczeństwem.

Jaką postawę przyjął w czasach stalinizmu?

Prawdopodobnie powodował nim lęk, że ktoś odkryje jego pochodzenie lub przypomni sobie o nim. To mogłoby rzutować na jego karierę. Zaangażował się totalnie w budowę systemu, w propagowanie stalinizmu wśród swoichsłuchaczy w szkole wojskowej w Rembertowie może także dlatego, żeby nie budzić podejrzeń. A może był przez kogoś osłaniany? Tego nie wiemy. Jeśli tak, mógłby to być generał Popławski, marszałek Rokossowski i pewnie ktoś w Moskwie. Bez „swoich” kontaktów na Kremlu trudno było wtedy budować pozycję w Warszawie.

W lipcu 1956 r., tuż po buncie robotników w Poznaniu, Jaruzelski zostaje generałem. Najmłodszym w PRL-u. Czemu zawdzięcza ten awans: szczęściu czy protekcji?

Wiemy, że karierę zawdzięczał bezpośrednio Popławskiemu i sympatii Rokossowskiego. Ten drugi, co prawda, wcześniej dwukrotnie odmówił mu awansu ze względu na młody wiek, ale wiele wskazuje, że to on właśnie, już wyjeżdżając z PRL-u, poprosił jeszcze Spychalskiego, by nie zostawiał na lodzie tak dobrze zapowiadającego się generała. Pamiętajmy jednak też, że Jaruzelski wybijał się na tle mizerii, jaka panowała w Ludowym Wojsku Polskim, zwłaszcza po stalinowskich czystkach. Był ponadprzeciętnie wykształcony, kulturalny, obowiązkowy.

A protekcja?

Jeśli mowa o protekcji, musiałaby to być mocna protekcja pochodząca z ośrodka władzy w Związku Sowieckim. Protektorzy w PRL-u chyba by nie wystarczyli w czasach stalinizmu czy potem, w czasie Października ’56. Zaraz po otrzymaniu awansu generalskiego jego kariera mogła się przecież gwałtownie załamać właśnie w okresie Października. Wtedy wpływy Popławskiego i Rokossowskiego malały, ten drugi musiał pospiesznie opuścić Polskę. Jaruzelski stawiał też trochę na tzw. „natolińczyków” – opcję twardogłowych w PZPR. Ten wybór mógł go drogo kosztować, bo natolińczycy przegrali. Jeśli kariera Jaruzelskiego była kiedyś zagrożona, to może najbardziej właśnie w 1956 r., z powodu jego kalkulacji politycznych, jak się okazało, błędnych.

Jednak w 1960 r. został szefem Głównego Zarządu Politycznego LWP. W książce stawiacie tezę, że ten awans zdecydował o jego późniejszej wielkiej karierze.

Po Październiku ’56 rękę wyciągnął do niego minister obrony Marian Spychalski, który go wysłał do Szczecina, by objął dowództwo 12. Dywizji Piechoty. Z jednej strony było to „zesłanie”. Ale to także ważny moment z punktu widzenia kariery wojskowej, bo dał mu mocny tytuł do dalszych awansów. Dowodzenie dywizją było przepustką do kolejnych gwiazdek generalskich i pozycji w wojsku. Natomiast Główny Zarząd Polityczny to już coś innego. Awans ten wprowadził go do elity politycznej PRL. GZP był miejscem, z którego mógł oddziaływać na propagandę i budować kontakty z politykami. GZP oznaczał też powrót do Warszawy. A jeśli wtedy ktoś chciał robić karierę, musiał być w Warszawie; PRL była szalenie scentralizowana.

Wtedy właśnie został politykiem?

Wtedy na pewno zdał sobie sprawę, że jak będzie dobrze rozgrywał swoje sprawy, to czekają go wielkie zaszczyty polityczne. W latach 60. zacieśniał związki z wszechmocnym wówczas ministrem spraw wewnętrznych Mieczysławem Moczarem. Był w tym cyniczny niczym prawdziwy polityk wedle najgorszych wzorów, bo przecież po Październiku ’56 wszystko zawdzięczał Spychalskiemu, człowiekowi Władysława Gomułki. Ale przeszedł na stronę Moczara, stał się częścią jego salonu, obserwował, jak Moczar budował swoje środowisko i jego mit. Moczar tworzył wtedy prawdziwą koterię polityczną, tzw. „partyzantów”, czyli tych, którzy wojnę spędzili w okupowanej Polsce, działając w komunistycznym podziemiu: Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. Tworzył propagandę „partyzantów” i obsadzał swoimi ludźmi stanowiska. Jaruzelski szybko przykleił się do tej koterii.

Ale gdy w 1970 r. władzę objął Edward Gierek i szybko odsunął Moczara, kariera Jaruzelskiego nie ucierpiała. Jak to się działo, że choć źle obstawiał, to wychodził bez szwanku?

Wyróżniłbym dwa etapy. Pierwszy to czas sprzed wyjazdu do Szczecina. Wtedy powodował nim lęk. Po Szczecinie był już innym człowiekiem, bardziej ostrożnym. Każda jego kolejna nominacja poprzedzana była swoistą kokieterią, gdy mówił, że nie przyjmie stanowiska, i proponował innych kandydatów. Zawsze chciał mieć pewność, że ktoś go naprawdę chce. Owszem, brał udział w przewrotach na szczytach władzy PRL, maczał palce w odsunięciu Gomułki i potem Gierka. Ale zawsze dopiero w tym momencie, gdy miał już pewność, że „nowe” wygrywa. ©

PAWEŁ KOWAL (ur. 1975) jest historykiem i politykiem. Był m.in. wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie PiS, a od 2013 r. jest przewodniczącym rady krajowej Polski Razem; specjalizuje się w tematyce polityki wschodniej. Jako historyk był m.in. współautorem koncepcji Muzeum Powstania Warszawskiego; autor wielu książek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2015

Podobne artykuły

Dodatek
Jesienią 1956 r. generał Wacław Komar - wcześniej działacz komunistyczny, w latach 50. uwięziony i torturowany - został dowódcą tzw. wojsk wewnętrznych, czyli jednostek podległych ministerstwu spraw wewnętrznych. Gdy w październiku 1956 r. w Warszawie rozpoczęły się obrady władz PZPR - które przesądziły o odsunięciu "stalinistów i wyniosły do władzy Władysława Gomułkę - zaniepokojony początkowo rozwojem sytuacji Kreml skierował na Warszawę jednostki armii sowieckiej, stacjonujące w Polsce. Przez kilka dni ważyło się, czy dojdzie do interwencji ZSRR - jak na Węgrzech. W tamtych dniach gen. Komar organizował obronę Warszawy przed spodziewanym atakiem wojsk sowieckich, później natomiast usiłował postawić na porządku dziennym kwestię obecności w Polsce Armii Czerwonej, o czym opowiada we wspomnieniach, które ukazują się drukiem po raz pierwszy. Gdyby w tamtych dniach zrealizował się w Polsce "scenariusz węgierski i doszło do walk, Wacław Komar podzieliłby zapewne los Pála Malétera. Przed październikiem 1956 r. Maléter był zdeklarowanym komunistą i wysokim rangą wojskowym (dowodził korpusem pancernym). Gdy zaczęły się demonstracje, a potem walki, on i jego żołnierze stanęli przeciw Sowietom. Maléter został ministrem obrony w rządzie Imre Nagya i organizował obronę Budapesztu. Aresztowany i sądzony razem z Nagyem, został skazany na śmierć. 17 czerwca 1958 r. Nagy, Maléter i dwóch innych przywódców powstania zostało powieszonych.Red..