Za trudne dla dorosłych

Miłobędzka i Falkiewicz pokazują, jak uczynić mniej poukładanym funkcjonujący kanon literacki. To, co dotąd stawiano na marginesie, wkracza do centrum, a dotychczasowy środek przesuwa się w bok.

28.04.2009

Czyta się kilka minut

Dlaczego ściszony głos Krystyny Miłobędzkiej staje się coraz lepiej słyszalny? Odpowiedź najprostsza: dzięki klasie wydanych w ostatnich latach książek poetyckich. "Po krzyku" oraz "gubione" doczekały się uznania jury najważniejszych nagród literackich w kraju: pierwsza została nominowana do Nike w 2005 r., druga otrzymała właśnie Silesiusa. Do lepszego słyszenia głosu Miłobędzkiej przyczyniły się także wydane w ubiegłym roku eseje poetki, "W widnokręgu Odmieńca", oraz "Zbierane", zbiór wierszy z lat 1960-2005. Dawne zapisy, choć nie nieznane (jeden z nich przeczytać można nawet w "Poetyce stosowanej" Chrząstowskiej i Wysłouchowej), wybrzmiewają dziś jak gdyby po raz pierwszy. A przecież głos Miłobędzkiej, głos jej poezji nie zmienił się, wciąż "przedziera się do słów", może nawet z jeszcze większym trudem niż kiedyś.

To jest zwyczajne

"Miałam duże kłopoty z mówieniem. Byłam dzieckiem małomównym. Dopiero gdy byłam sama, wchodziłam na stół i przemawiałam płynnie w nieznanym języku". Tę opowieść o narodzinach słowa - narodzinach poetki znaleźć można w "szarym świetle", wydanej właśnie przez Biuro Literackie książce rozmów Jarosława Borowca z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem. Wywiad rzeka bierze swój początek w wywiadzie z autorką "Anaglifów", który Borowiec zrobił dla "Tygodnika Powszechnego". Tamto pierwsze spotkanie, nie tylko z Miłobędzką, ale i jej psem, ogrodem, lasem, pozostawiło w nim, jak wyznaje, przekonanie, że powinien wrócić. Zapewne podobnie chciałby móc powiedzieć każdy, kto odwiedził dom Miłobędzkiej i Falkiewicza w Puszczykowie.

W "szarym świetle" poetka i krytyk opowiadają o dorastaniu, pisaniu, ulubionych książkach (rzadko tych samych), politycznych zaangażowaniach lat 80., wspólnym życiu - domu, synu... Falkiewicz pytany jest o Gombrowicza i innych pisarzy, których twórczością się zajmował, o pracę kierownika literackiego w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym i Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, o Heideggera i metaforę - główne tematy swoich filozoficznych zainteresowań. Rozmowy z Miłobędzką dotyczą głównie myślenia o poezji, także pisania dla teatru dziecięcego. Niezwykła jest zamykająca książkę dyskusja z udziałem obojga o filozofii Wschodu, zmierzająca w stronę refleksji o Bogu, śmierci i... końcu literatury. Blisko osiemdziesięcioletnia poetka mówi: "Dziś wiem, że dużo się w tekstach szarpałam i awanturowałam o siebie, o niemożność, nieumiejętność powiedzenia czegoś. Potem przychodzi rozjaśnienie, że tego powiedzieć się nie da. To jest zwyczajne i tak oczywiste, że nie ma o czym mówić".

To ostatnia w tej książce - ostateczna odpowiedź na pytanie o możliwość mówienia/pisania: tego zrobić się nie da, poezja jest niemożliwa. Wróćmy jednak do początku.

Spór z milczeniem

Pyta Borowiec: "Czy jest taki czas, kiedy rodzi się poeta, kiedy zostaje się poetą, czy to miejsce, które trudno wyznaczyć?". "Mogę domyślać się tego jedynie z cudzych miejsc - odpowiada poetka. - Gdybym chciała trafić na jakiś ślad czegoś takiego u siebie, to pewnie byłyby to te przemówienia na stole, o których panu wspominałam. Było w tym więcej okrzyków i gestów niż płynnie wypowiadanych słów - więcej wolności. Ale ten mój stół to ostatnie miejsce, do którego piszący powinien się przyznawać".

W tej jak zwykle ostrożnej wypowiedzi autorka "Imiesłowów" zawarła swoje poetyckie credo. Poezja bierze się z niemożności mówienia i - jednocześnie - z potrzeby mówienia. Jest wysiłkiem uwolnienia siebie i słów z więzienia niemoty. Poezja to "okrzyki i gesty", wypowiedź niekoniecznie zrozumiała, wymykająca się milczeniu, naznaczona nim. Jak ten zapis z ostatnio wydanego tomu:

dzyń dzyń

dzień dobry w środku nocy

Więcej tu ciszy, takiej dzwoniącej w uszach, niż słów. Jest też lęk, bo świat okazuje się nieprzewidywalny. Nagły telefon? Śmierć? Cztery strony dalej czytamy:

bliżej tych co poszli

blisko tych których tu już nie ma

blisko tych do których mi coraz bliżej

Znów rwany, pełen powtórzeń zapis, jakby ktoś zaczynał w połowie i wcale nie kończył, tylko nagle przerywał. To kolejny poetycki okrzyk, ciąg dalszy sporu z milczeniem, jaki wiodła, wchodząc na stół, mała Krystyna. Wydaje się, że Miłobędzka nie odeszła, nie chciała odejść daleko od tamtego stołu. Komentując swój najnowszy tom, mówi: "Taki jest po wielu latach powrót do początku: spotkanie starej kobiety z dziewczynką, spotkanie lekkości mówienia z nieznajdywaniem słów". Milczenie, z którym zmaga się dziecko - zdaje się twierdzić poetka - tylko pozornie jest odmienne od ciszy towarzyszącej staremu człowiekowi. Dopowiedzenie tej myśli znaleźć można u cytowanego przez nią Kandinskiego: "Biel w naszej duszy niepokoi, jak absolutna cisza. To nie jest cisza śmierci, to rozlewa się potrzeba życia. To jest nic przed narodzeniem, nic przed zrozumieniem wszystkiego".

Pisanie, tak jak je rozumie Miłobędzka, jest więc niemożliwe o tyle, o ile zawsze będzie je poprzedzać "biel" i "nic". A jednocześnie przemożna potrzeba tworzenia, tak jak potrzeba życia, nie pozwala pozostawić "bieli" bez odpowiedzi. O tym jest zamykający "gubione" jednowyrazowy zapis. To ledwo widoczne, otoczone pustą przestrzenią papieru:

mów!

Język nienauczony

Miłobędzka wierzy, że każdy rodzaj twórczości uprawianej przez człowieka ma swe źródło w zabawach z okresu dzieciństwa. To dlatego nie zapomina o dziecku w sobie i dlatego chętnie wchodzi z dziećmi w relacje, pisząc dla nich scenariusze teatralne czy prowadząc z nimi zajęcia oparte na czytaniu poezji. W "szarym świetle" opowiada o wspaniałych, żywych reakcjach małych ludzi na wiersze bliskich sobie poetów. "Tymoteusza Karpowicza i Mirona Białoszewskiego czytała Pani kilkuletnim dzieciom?" - pyta Borowiec. "Dlaczego pana to dziwi? - odpowiada pytaniem Miłobędzka.

- Nie ma w szkole podstawowej Karpowicza, Białoszewskiego ani Leśmiana, nie mówiąc o »Alicji w krainie czarów«. Podobno są za trudne dla dzieci. One nie są za trudne dla dzieci. One są za trudne dla dorosłych - którzy zapomnieli własnego, osobnego języka, a znają tylko ten »nauczony«. Czytałam z dziećmi Karpowicza - ­

»...to jest mój deszcz, wolny od innych deszczów, to po niebie kuleje moja chmura«. Dzieci chwytały w lot, nieświadomie przyjmowały te słowa jako manifest swojej osobności. Naszym drugim autorem był Białoszewski. Ten jego »burak-burota« z »Obrotów rzeczy«! W jego domowym języku i wciąż mnożonych rodzinach słów dzieci odnajdywały swój codzienny język, wydobywały się z ulgą ze szkolnych okowów".

To apel o niepozbawianie się tego, co w nas najbardziej indywidualne i twórcze, oraz sugestia, by wzoru prywatnej mowy poszukiwać u poetów. Artyści, którym udało się zachować w swoim pisaniu ferment dziecięcego języka, są dla Miłobędzkiej najwartościowsi. Upomina się więc o poetów-lingwistów (choć sama nie używa i nie lubi tego terminu) i o miejsce dla "nienauczonego" języka w kanonie literackim, nie tylko szkolnym: "Życie literackie w tym kraju często okazuje się zamkniętym światem, który nie wpuszcza innego języka, innego autora. Wszystko musi być poukładane, równe - to jest dla mnie przerażające".

Tak mocna wypowiedź może zaskakiwać w ustach Miłobędzkiej. Przestaje dziwić, gdy wie się, że to sprzeciw wobec niedoceniania twórczości Tymoteusza Karpowicza.

Miary na stulecie

Może najciekawsze jest "szare światło" jako wypowiedź w imieniu spychanego dotąd na margines nurtu literatury polskiej. Wypowiedź ta, bezpośrednio związana z głosem Krystyny Miłobędzkiej, opiera się na wyborach i sądach krytyka - Andrzeja Falkiewicza. Autor "Polskiego kosmosu" upomina się o prawie nieznanych: Zbigniewa Kruszyńskiego, Mieczysława Piotrowskiego, Jerzego Plutę, ale główna część rysowanego przez niego i Miłobędzką literackiego świata rozciąga się między dwoma słupami granicznymi: dziełami Bolesława Leśmiana i Tymoteusza Karpowicza. W tej przestrzeni zaznaczają się inne twórczości-punkty orientacyjne: Wata, Białoszewskiego, Maja, Krynickiego, także Leopolda Buczkowskiego, który występuje tu w roli poety, nie prozaika. Tak naszkicowana mapa ma pomóc nie tyle wywrócić, co uzupełnić i przebudować, uczynić mniej "poukładanym i równym" funkcjonujący kanon literacki. To, co dotąd stawiano na marginesie, wkracza tu do centrum, a dotychczasowy środek przesuwa się w bok.

Bohaterowie "szarego światła" konsekwentnie wybierają piszących "nienauczonym" językiem. Falkiewicz - swoich zapomnianych prozaików i, oczywiście, Gombrowicza. Miłobędzka - Leśmiana. Oboje Karpowicza i Buczkowskiego.

Twórczość tego ostatniego to, jak powiada poetka, "wszechświat językowy. Jeśli mówimy i myślimy o Karpowiczu i jego »Odwróconym świetle« jako wspaniałym dokonaniu w polszczyźnie, to taka jest również proza Buczkowskiego". O Karpowiczu Miłobędzka i Falkiewicz mówili i pisali wielokrotnie. Zaprzyjaźniony z nimi poeta był, ich zdaniem, "mistrzem polskiej poezji lingwistycznej" i "górą - miarą poetyckich umiejętności". To w nim widzą spadkobiercę dokonań Leśmiana w polszczyźnie. "Karpowicz wraca jako miara na stulecie - prorokuje autor "Istnienia i metafory". - Wiele świadczy o tym, że wraca w sposób trwały. Ta miara, to skupienie, powaga, to serio przywiązywane do poezji i twórczości może być tym, czego naszym czasom żałośnie brakuje".

***

Czy Falkiewicz ma rację? Czy obraz polskiej literatury rysowany przez niego i jego żonę ma szansę być czymś więcej niż prywatną wizją? Jednym z symptomów powrotu twórców takich jak Karpowicz, powrotu do centrum z marginesu, jest także żywe zainteresowanie twórczością Krystyny Miłobędzkiej. To nieustawiony głos jej poezji mówi teraz w imieniu literatury za trudnej dla dorosłych.

JAROSŁAW BOROWIEC, "SZARE ŚWIATŁO. ROZMOWY Z KRYSTYNĄ MIŁOBĘDZKĄ I ANDRZEJEM FALKIEWICZEM", Biuro Literackie, Wrocław 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Nauczycielka, współzałożycielka Szkoły Demokratycznej w Krakowie, autorka tekstów i wywiadów publikowanych m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, dotyczących zwłaszcza problematyki wychowania oraz literatury dziecięcej.

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2009