Z niebios na ziemię

Judasz składający pocałunek zdrady na twarzy Jezusa - z tak mocnym akcentem na okładce pierwszego numeru pojawiła się w księgarniach Teologia Polityczna, nowy rocznik filozoficzny.

15.02.2004

Czyta się kilka minut

Pismo nie jest wydawane przez żadną z instytucji Kościoła; jest autorskim przedsięwzięciem dwóch filozofów, Marka Cichockiego i Dariusza Karłowicza, firmowanym przez zasłużoną w promowaniu działalności charytatywnej Fundację Świętego Mikołaja. W słowie wstępnym wydawcy prowokacyjnie deklarują “łączenie religii z polityką, spraw społecznych z ostatecznymi, Kościoła z życiem wspólnoty politycznej, władzy duchowej i świeckiej, różnych modeli legitymizacji, reprezentacji, hierarchii i autorytetu, różnych definicji wspólnoty i jej celów, odmiennych modeli racjonalności". Takie przedsięwzięcie nie znajdzie zapewne zrozumienia u tych, którzy prawdę, sprawiedliwość, dobro i piękno wywodzą z “innych źródeł", a pewnie i u tych, którzy słowa Chrystusa: “Bogu, co boskie, cesarzowi, co cesarskie" traktują z właściwą fundamentalistom dosłownością. Celem pisma, jak zapewniają wydawcy, nie jest polityzowanie religii czy klerykalizowanie polityki, a jedynie lepsze zrozumienie tego, co polityczne.

Dobro, wartości, rock-and-roll

Śmiały to zamiar, wziąwszy pod uwagę, że - poczynając od Hobbesa - filozofia polityki w swym głównym nurcie uniezależniła się od teologii. Czy w dzisiejszym świecie jest miejsce na teologię polityczną? Miarą jakiego dobra mierzyć można instytucje polityki i jakich cnót wymagać od obywateli, kiedy po większych i mniejszych przewrotach umysłowych “dobra" i “cnoty" zastąpione zostały w języku prywatnym i publicznym przez “wartości"? Wiara, nadzieja, miłość, przyjaźń, muzyka, rock-and-roll, jazz, opera, sztuka, sztuka mięsa, ciepły posiłek i ciepłe onuce - wszystko nabiera wartości mocą ludzkiego wyboru. Państwo, w którym święci się nową stację metra, będzie państwem sklerykalizowanym, ale jednak zasadniczo świeckim, dopóki nieliczni skądinąd bluźniercy odpowiadają za obrazę czyichś uczuć religijnych, ale nie stają przed Świętym Oficjum z oskarżenia publicznego. Niezmordowani w swych obrazoburczych dążeniach artyści drażnią się z tymi, którzy bronią imienia swojego Boga, nie będącego - w tym problem - ani osobą fizyczną, ani prawną. Jeśli zatem państwo chroni pewne wartości, to nie dlatego, że są one bardziej święte niż inne, a jedynie ze względu na ich fundamentalne znaczenie dla ładu społecznego. Być może własność, prawo do sprawiedliwego procesu czy równość wobec prawa mają religijne korzenie, niemniej dziś nie stoi już za nimi sankcja boska, ale autorytet państwa. Inaczej mówiąc, normy pierwotnie religijne zostały w państwie zeświecczone - wybrane przykazania Dekalogu stały się regułami współżycia społecznego.

Wydawcy pisma muszą być świadomi trudności związanych z przywróceniem teologicznego spojrzenia na politykę. Teologia polityczna jest przecież nie tyle pogłębioną refleksją nad sprawami państwa, co refleksją specyficzną, w świecie liberalnej demokracji osobliwą i zepchniętą na margines. Pismu nie patronuje bynajmniej Carl Schmitt, autor głośnej książki pod takim samym tytułem, ale raczej św. Tomasz, godzący w swych pouczeniach dla chrześcijańskiego władcy rozum naturalny z Objawieniem. Już choćby dlatego wydaje się potrzebne przedstawienie pokrótce, ale bardziej systematycznie niż ma to miejsce w pierwszym numerze, samej idei teologii politycznej. Szkoda, że w piśmie nie pojawiają się - choćby w charakterze odnośników - informacje o podobnych przedsięwzięciach za granicą, zwłaszcza że - jak czytamy - “tym, co uderza w badaniach teologów polityki jest ogromna świeżość tego rodzaju spojrzenia". Czytelnik dowiaduje się wprawdzie, że teologia polityczna ma już swoją tradycję (Maritain, Voegelin, wspomniany Schmitt), a jej najbardziej wpływowym reprezentantem jest obecny Papież, niemniej o całym nurcie zmuszony jest sądzić na podstawie tekstów zamieszczonych w niniejszym numerze. Wydaje się to jednak obarczeniem autorów (ponad 20 osób, z których blisko połowa to duchowni różnych wyznań) zbyt dużą odpowiedzialnością.

Komunizm, lustracja, miłosierdzie

Temat pierwszego numeru: “Sprawiedliwość, miłosierdzie, zdrada" odsyła do początków III RP i kwestii rozliczenia z komunistyczną przeszłością. Teksty obracają się wokół tezy: nie ma miłosierdzia bez sprawiedliwości. Nie można okazać miłosierdzia tym, którzy nie przyznali się do winy, nie wykazali skruchy i chęci zadośćuczynienia - i wcale o wybaczenie nie proszą. Znajdujemy tu nie tylko artykuły o moralnych argumentach na rzecz lustracji, niemieckich doświadczeniach z nią związanych czy współpracy duchownych (15 proc. księży diecezjalnych!) ze służbami “bezpieczeństwa", ale też krótkie rozprawki ukazujące teologiczne “zaplecze" tej tezy. Myliłby się jednak ktoś, kto oczekiwałby od teologów stanowisk jednoznacznych - moralnego rygoryzmu czy szafowania łaską. W teologii (tej niepolitycznej) relacja między sprawiedliwością a miłosierdziem jest bowiem bardziej złożona - tak jak bardziej złożone są stosunki między ortodoksją, herezją i ekskomuniką. Jeśli bowiem filozofia polityczna przyjmuje, że sprawiedliwość jest pierwszą cnotą publiczną czy też pierwszą cechą instytucji publicznych, i jej właśnie ma prawo oczekiwać obywatel, to - pomijając wszelkie subtelności - uznaje również, że człowiek przed boskim trybunałem powinien raczej pokładać ufność w Bożym miłosierdziu. Miłosierdzie rozumiane jako odstąpienie od wykonania sprawiedliwości (jego świeckim odpowiednikiem będzie łaska) jest jednak kategorią mało przydatną w codziennym życiu świeckiej wspólnoty politycznej, skoro nie należy do niej Ten, który miłosierdzie ma prawo okazać. Ci zatem, którzy o miłosierdziu mówią, a zwłaszcza je - pod różnymi nazwami - oferują, chcąc nie chcąc wkraczają na teren teologii politycznej, nawet jeśli na co dzień myślą po hobbesowsku i w żaden wyższy porządek etyczny nie wierzą.

“Teologia Polityczna" świadomie przyjmuje tę właśnie perspektywę w ocenie rozrachunków z komunistyczną przeszłością. Pozwala to wyjść poza prawny pozytywizm, którym zwykle zasłaniają się oprawcy upadłych reżimów, zbić argument “wykonywałem tylko rozkazy", gdy rozkazy mają charakter zbrodniczy. W istocie wszelkie trybunały międzynarodowe posługują się właściwie nie tyle filozofią, co teologią humanitaryzmu, z jej centralnym pojęciem praw człowieka. Uwikłane są jednak nieuchronnie w inny paradoks. Czy sąd nad oprawcami każdego zbrodniczego reżimu (z natury rzeczy sąd nad samym reżimem) może być czymś innym niż sądem zwycięzców nad zwyciężonymi? Dlaczego zwyciężeni mieliby uznać autorytet trybunału zwycięzców, a nie tylko pogodzić się z ich siłą? Można sobie oczywiście wyobrazić, że siła i sprawiedliwość - jak w westernie - są po tej samej stronie, ale równie dobrze można przyjąć, że jest odwrotnie. Historia najnowsza pokazuje, że obiekcje tego rodzaju nie są obce i zwycięzcom, i chyba tylko ludzie o faryzejsko czystym sumieniu ich nie mają. Zakres, w jakim poszczególne kraje pokomunistyczne dokonały (lub nie) rozrachunku z przeszłością, ma jednak niewiele wspólnego z rozwiązaniem tego dylematu teologiczno-filozoficznego; zależy po prostu od relacji sił między ludźmi dawnego i nowego ładu oraz sposobu przejęcia (lub nie) władzy przez opozycję.

Brak takiego rozrachunku - polityka opacznie rozumianego miłosierdzia wobec ludzi dawnego reżimu - jest w perspektywie “Teologii Politycznej" niczym innym jak zdradą: zdradą ideału sprawiedliwości, a zatem i solidarnościowej wiary. Pojęcie zdrady (na marginesie warto zauważyć, że przy Okrągłym Stole po stronie władzy zasiedli zdrajcy marksizmu-leninizmu), podobnie jak miłosierdzia, jest w filozofii polityki nieobecne, w teologii natomiast ma odpowiednik w zaparciu się prawdziwej wiary. Kto jednak we wspólnocie religijnej i świeckiej jest strażnikiem prawdziwej wiary, kto broni jej ortodoksyjności przed heretykami? Czy jej historyczna tożsamość sprowadza się do ciągłości instytucjonalnej, odpowiednika sukcesji apostolskiej, czy też może chodzi raczej o ciągłość i zachowanie idei? Czy o wspólnocie politycznej - świeckim odpowiedniku wspólnoty Kościoła - powinniśmy myśleć w kategoriach Kościoła rzymskiego czy Corpus Christi, mistycznego ciała Chrystusa? Czy zatem - schodząc z niebios na polską ziemię - Komisja Krajowa “Solidarności" miała prawo pozbawić “Gazetę Wyborczą" jej solidarnościowego logo? Teologia polityczna pozwala postawić i takie pytanie. Szkoda więc, że problem zdrady sprowadzony tu został do zaniechania lustracji, zwłaszcza że aż prosi się, by ambiwalencję tej kategorii (kategorii, nie przypadku) ukazać na przykładzie sprawy pułkownika Kuklińskiego. Zdrada potraktowana tak wybiórczo każe bowiem - nolens volens - nawet teksty poświęcone teologii islamu czytać z kluczem publicystycznym i w Judaszu na okładce widzieć Adama Michnika całującego Lecha Wałęsę.

Wspólnota, tożsamość, pięknoduchostwo

A przecież nie o to chodzi wydawcom pisma. “Z tytułem pierwszego zeszytu »Teologii Politycznej« - piszą we wstępie - jest trochę jak z »Trzema muszkieterami« Aleksandra Dumasa, gdzie prawdziwym bohaterem jest ten czwarty. Mówiąc o sprawiedliwości, miłosierdziu i zdradzie mówimy tu bowiem przede wszystkim o kwestii tożsamości wspólnoty politycznej, która stała się dziś problemem nie tylko teoretycznym". Właśnie - wspólnoty politycznej, której z perspektywy teologii politycznej nie można utożsamić z państwem w jego współczesnej formie. W tradycji zapoczątkowanej przez Hobbesa wspólnotą - w istocie zbiorem indywiduów - są wszyscy ludzie żyjący pod jedną władzą; przed powstaniem państwa nie mieli oni nawet - poza “mnogością" - wspólnej nazwy. Tymczasem z perspektywy przyjętej przez pismo więź państwowa jest wtórna wobec tej, która “naturalnie" łączy jednostki - czy będzie ona miała narodowy, religijny, czy też jakiś inny charakter. Właśnie z tej perspektywy można mówić o sprawiedliwości, a zwłaszcza o zdradzie, nie wikłając się we wspomniany wyżej paradoks legalności, popadając za to w inny: kto bowiem może wymierzyć sprawiedliwość, jeśli nie władza państwowa, która jako jedyna ma środki do jej wyegzekwowania? Kto ukarze zdrajców, kto okaże miłosierdzie skruszonym przestępcom? Teologia polityczna nie tylko patrzy na ład państwowy z perspektywy spraw ostatecznych; przyjmuje też, że ład ten jest osadzony w porządku wyższego rzędu, w nadrzędnej wspólnocie posiadającej swój eschatologiczny wymiar, w której wierność zostanie nagrodzona, a zdrada ukarana. I tylko z tej perspektywy tożsamość wspólnoty politycznej może stać się problemem - kiedy reguły jej współżycia nie są zgodne z regułami wyższego porządku.

Pięknoduchostwo nie jest tym samym, co oryginalność, i zapewne pomysłodawcy “Teologii Politycznej" chcieliby go uniknąć. Z takim zarzutem muszą się jednak liczyć. Jeśli bowiem chodzi o sprawy ostateczne, to znakomita większość ludzi cywilizacji zachodniej podziela przeświadczenie, że nie warto za nie umierać, ale też, że nie wolno w ich imię zabijać; nawet więcej - że nie można o nich mówić w sposób konkluzywny. Zadaniem filozofii polityki nie jest wyłącznie legitymizowanie bądź delegitymizowanie danego ustroju; w czasach mniej burzliwych niż Hobbesowskie dawała ona zalecenia i pouczenia, jak urządzić świat społeczny i polityczny, by nie był on tylko domeną czystej siły. Projekt “Teologii Politycznej" zdaje się prowokacyjnie wychodzić poza to wstrzemięźliwe, nowożytne stanowisko, choć po lekturze pierwszego numeru nie sposób jeszcze powiedzieć, jak daleko.

"Teologia Polityczna. Rocznik filozoficzny" nr 1/2003-2004.

---ramka 323281|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2004