Wyrok na wolną Białoruś

Sąd w Mińsku skazał dziennikarki Biełsatu na dwa lata kolonii karnej za wykonywanie pracy reporterskiej podczas antyrządowych protestów na Białorusi.

18.02.2021

Czyta się kilka minut

Kaciaryna Andrejewa (z prawej) i Daria Czulcowa w klatce dla więźniów na sali rozpraw, Mińsk, 18 lutego 2021 r. / Fot. Associated Press / East News /
Kaciaryna Andrejewa (z prawej) i Daria Czulcowa w klatce dla więźniów na sali rozpraw, Mińsk, 18 lutego 2021 r. / Fot. Associated Press / East News /

Kaciaryna Andrejewa i jej operatorka, Daria Czulcowa, zostały zatrzymane trzy miesiące temu podczas relacjonowania pokojowej demonstracji na Placu Zmian – w miejscu, gdzie wcześniej OMON zakatował aktywistę, Romana Bandarenkę. Dziewczyny transmitowały wydarzenia z okna pobliskiego budynku. Kilka godzin później drzwi do mieszkania wyważyli funkcjonariusze białoruskich służb.

Władza Łukaszenki oskarżyła dziennikarki o „organizację i przygotowywanie działań rażąco naruszających porządek publiczny”, a także o zakłócenie pracy komunikacji miejskiej, co rzekomo spowodowało straty o równowartości ok. 17 tys. zł.

Po ogłoszeniu decyzji sędzia zapytała skazanych, czy rozumieją swój wyrok.

– Nie, co to jest? – zapytała Kaciaryna.

– Dlaczego nie 25 lat? – dodała Dasza.

Jej słowa podkreślają kuriozalność sytuacji. Nie było żadnych dowodów winy. Na sali sądowej wszystkie zarzuty w zasadzie się rozsypały. Przypominało to stare sowieckie żarty o więźniach politycznych. „Więzień dostał 15 lat łagru. Za co? Za nic, gdyby było za co, to od razu by go rozstrzelali”. Łukaszenko idzie więc drogą towarzysza Stalina. Równie dobrze mógłby zrezygnować z pokazowych procesów, a powrócić do systemu trójek NKWD wydających wyroki śmierci podczas wielkiego terroru – mówi oburzony Aleksy Dzikawicki, wiceszef telewizji Biełsat.

„Ten wyrok to nie tylko represja. To akt terroryzmu, który ma zastraszyć środowisko dziennikarskie. Władze uznały nas za niepotrzebnych obywateli, których miejsce jest w więzieniach lub – w najlepszym przypadku – na emigracji” – napisał po wyjściu z sądu mąż Kaciaryny, także dziennikarz Biełsatu, Ihar Iliasz.


Czytaj także: Wojciech Konończuk: Pół roku na ulicach


Podczas półrocznych białoruskich protestów, które wybuchły po sfałszowanych wyborach prezydenckich, prawie 500 razy zatrzymywano dziennikarzy niezależnych mediów. Sama telewizja Biełsat, należąca do Telewizji Polskiej, od swojego powstania zapłaciła już ponad 130 tys. euro grzywien, ponieważ jej dziennikarze nie mają szans uzyskać akredytacji uprawniającej do wykonywania zawodu. Jednak do tej pory zazwyczaj karano ich kilkunastodniowym aresztem i karą grzywny. Wyrok aż tak długiej kary więzienia dla dziennikarza to precedens nawet w warunkach białoruskiej dyktatury.

„Za każdym razem, gdy wychodziłam do pracy, ryzykowałam nie tylko swoją wolnością, ale też zdrowiem i życiem. Udawało mi się uniknąć ostrzału gumowych kul, wybuchów granatów ogłuszających, uderzeń pałek. Moi koledzy mieli dużo mniej szczęścia. Byli kopani w brzuch, łamano im nosy, strzelano do nich z kilku metrów. I jak dotąd nie wszczęto ani jednej sprawy karnej dotyczącej faktów przemocy wobec nich (…) Nie popełniłam żadnego przestępstwa. Nikogo do tego nie zachęcałam. Mam wszystko: młodość, ulubiony zawód i co najważniejsze – czyste sumienie. Chcę poświęcić się budowaniu Białorusi, w której nie będzie represji politycznych. Wysoki sądzie, ja nie proszę, ale żądam uniewinnienia siebie, moich kolegów i setek więźniów politycznych” – powiedziała Kaciaryna podczas rozprawy.

Proces dziennikarek nabrał być może większego rozgłosu, niż podejrzewały władze. Organizacje broniące praw człowieka uznały Kaciarynę i Daszę za więźniów politycznych. Przeciwko wyrokowi protestowały międzynarodowe federacje dziennikarskie. A komentatorzy zwracali też uwagę na specyficzny dobór urzędników prowadzących sprawę. Prokurator, Alina Kasjanczyk – 22 lata. Sędzia, Natalla Buguk – 31 lat. Obaj śledczy, którzy prowadzili sprawę, także są pomiędzy 22. a 30. rokiem życia.

– To ma pokazać, że istnieją młodzi, wierni funkcjonariusze reżimu. Według tej retoryki na Białorusi nie trwa walka ze starym systemem, ale konflikt „młodzi porządni obywatele, przeciw młodym wichrzycielom” – wyjaśnia Aleksy Dzikawicki.

– Czekamy na uzasadnienie wyroku. Będziemy się natychmiast odwoływać do sądu wyższej instancji. Nie liczymy jednak na sprawiedliwość, bo to decyzja czysto polityczna. Łukaszenko jest podłym graczem w sferze handlu ludźmi. Od lat wykorzystuje cynicznie więźniów politycznych jako walutę na forum międzynarodowym. Jako redakcja nie godzimy się z uwięzieniem naszych dziewczyn. Będziemy apelować do Unii Europejskiej, USA i całego wolnego świata, by naciskali na reżim. Walka trwa. Wierzę, że dziewczyny wyjdą wcześniej na wolność – dodaje wiceszef Biełsatu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2021