Wszystko dla zysku

To znamienne, że miesięcznik WIĘŹ (7/05), który poprzedni numer poświęcił pokoleniu JP2 i fenomenowi polskiego kwietnia, teraz pyta z okładki: Solidarność już niemodna?. Naczelny pisma, Zbigniew Nosowski, w tekście wprowadzającym pisze: Wielokrotnie wołaliśmy »nie ma wolności bez solidarności«. Te słowa nie były tylko politycznym sloganem; mają one głębokie przesłanie moralne, również obecnie. Skoro tak - to jaka jest nasza wolność, jeśli jest w niej tak mało solidarności?.

Pierwsza “S" powstała, gdy robotnicy poczuli, że ich praca traci sens. W kapitalizmie zaś ludzi pracy krzywdzi wyzysk. Próbowali go zdefiniować: ekonomista Ryszard Bugaj, Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych i ks. Piotr Mazurkiewicz, politolog. I choć od razu okazuje się, że nie ma jednej definicji wyzysku, nikt nie przeczy, że w Polsce, kraju o wysokim bezrobociu, on istnieje. Wyzysk pojawia się, mówi ks. Mazurkiewicz, “w odniesieniu do osób, które wprawdzie mają legalną pracę, ale - wykorzystując ich słabszą pozycję - ustalono im takie warunki pracy, w których dochodzi do swego rodzaju zniewolenia poprzez poczucie tymczasowości (...), w których pozbawia się ich prawa do wypoczynku niedzielnego, troski o życie duchowe rodziny, w których muszą się godzić na niesprawiedliwe wynagrodzenie, ograniczenie lub wręcz brak ubezpieczeń społecznych i opieki zdrowotnej". Bo czym innym jest praca, a czym innym przestrzeń ekonomiczna. Dziś można mieć pracę, ale tak nisko płatną, że nie pozwala na nic więcej ponad wegetację; o realizacji marzeń czy finansowaniu edukacji dzieci nie mówiąc.

Mordasewicz jest optymistą. Uważa, że “w gospodarce opartej na wiedzy pozycja pracownika staje się coraz silniejsza". Ciekawe, że rozmówcy za wzór dobrych relacji pracownik-pracodawca uznają firmę Microsoft, która słynie z unikania wielu zobowiązań wobec pracowników. Mordasewicz winą za niewłaściwe funkcjonowanie rynku prowadzące do wyzysku, woli obarczyć niską mobilność Polaków “utrudniającą dopasowanie podaży pracy i popytu na nią". Wzorem są dla niego pod tym względem USA.

Tymczasem dla Bugaja “warunkiem sukcesu gospodarczego w długim okresie jest taka doza sprawiedliwości, jakiej oczekuje społeczeństwo (...). Jeżeli tej sprawiedliwości nie ma, co obserwujemy w Polsce - pojawia się niestabilność polityczna. Obowiązkiem szeroko rozumianego państwa jest dostarczyć pracę mniej więcej tam, gdzie są ludzie, a nie odwrotnie - (...) to trzeba zaliczyć do praw człowieka. Jeżeli ludzie mieszkają gdzieś od pokoleń, mają swój dom, przyjaciół, szkołę, to nie można im powiedzieć, że mają się spakować i jechać na Śląsk, a za następny rok - do Poznania". Państwo może bowiem tak sterować inwestycjami, by dostarczać pracę. Jeśli o lokalizacji inwestycji ma decydować tylko kryterium zysku, przez co zmusi się pracownika do przenosin, skutkiem będzie wzrost patologii społecznych.

Mordasewicz solidarność i sprawiedliwość w przedsiębiorstwach postrzega raczej jako objaw sprawnego zarządzania: “W warunkach rynkowych firmy nie mogą sobie pozwolić na nieszanowanie pracowników, choćby tylko we własnym interesie - jeśli nie ze względów etycznych". Otóż w oparciu o tę wypowiedź można by postawić tezę, że w Polsce nie ma jeszcze “warunków rynkowych". Spór Bugaja z Mordasewiczem to klasyczna wymiana zdań na temat “niewidzialnej ręki rynku". Obaj wierzą w rynek, ale Mordasewicz wierzy w jego wersję idealną, a Bugaj w korygowanie gospodarki przez państwo. Czy dobrze funkcjonujący rynek i wzrost gospodarczy są celami samymi w sobie? Bugaj podaje przykład, z którym trudno polemizować: w USA w latach 1975-2000 PKB wzrósł o ponad 1/3, ale 2/3 pracowników z dołu drabiny społecznej obniżyły się wynagrodzenia.

Niestety, także Kościół zdaje się być bezradny wobec współczesnego wyzysku. Ks. Mazurkiewicz przypomniał, że w 1991 r. Papież zachęcał Polaków, by próbowali wnieść do Europy “coś specyficznego - przymierze wolnego rynku i solidarności". Tymczasem, zrealizowaliśmy “dwa cele, jakie stawiali sobie niegdyś komuniści: materializm praktyczny i atomizację społeczeństwa".

ABrz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2005