Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wypowiedzi Jezusa odwołujące się do języka apokaliptycznego zawsze sprawiały kłopot egzegetom. Niektórzy uczeni twierdzą, że apokaliptyczny język jest jedynie przypisywany Mistrzowi z Nazaretu i został w całości wymyślony przez pierwotnych chrześcijan, usiłujących przetrwać jako nowo konstytuująca się religia. Jeszcze inni uważali, że Jezus był rzeczywiście typowym przedstawicielem apokaliptycznego nurtu mesjańskiej tradycji żydowskiej, lecz niestety żadna z jego przepowiedni się nie sprawdziła. Można się pewnie długo sprzeczać na temat tych kwestii, przy czym warto pamiętać, że jednym z tytułów oskarżenia Jezusa przed Sanhedrynem były przypowieści o zburzeniu Świątyni Jerozolimskiej.
Czytając ewangeliczne opowiadania apokaliptyczne, nie mogę uciec od wrażenia, że opowiadają one o fenomenie historii. Przy czym nie chodzi mi o nostalgiczne rozważanie tego, co się stało w przeszłości. Nie myślę nawet o kresie historii. Innymi słowy, nie rozmyślam nad historią stworzoną przez historyków. Maksyma "historia jest nauczycielką życia" wcale nie wydaje mi się trafiona. Bo czy stajemy się lepsi dzięki znajomości zależności politycznych i uwarunkowań, poznaniu ambicji polityków, motywów działania prześladowców i katów na przestrzeni epok? Po piekle XX wieku świat nie stał się ani lepszy, ani bardziej chrześcijański, ani mniej rasistowski.
Gdy zatem myślę o historii, to zastanawiam się nad "sensem historii". Jaki jest sens naszego uporczywego pielgrzymowania w kierunku kresu czy też końca własnego czasu? Czytając apokaliptyczne wypowiedzi Jezusa, dochodzę do wniosku, że głoszą one jedną prostą prawdę: Bóg poprzez Swojego Syna działa w historii społeczeństw i pojedynczych ludzi. Ich historia polega na wybieraniu między wartościami. Bo nasze życie, Twoje i moje, to ciągła walka między dobrem i złem. Ściślej mówiąc, to walka o dokonywanie właściwych, sprawiedliwych wyborów w życiu. Takich wyborów, w których umielibyśmy stanąć po stronie prześladowanego, a nie prześladowcy, po stronie nienawidzonych, a nie nienawistnych, po stronie uciśnionych, a nie uciskających.
No dobrze, ale gdzie ten sens naszej historii? Jeśli dobrze rozumuję, to nie polega on na idealistycznym myśleniu o społeczeństwach w kategoriach dążenia do najdoskonalszego etapu rozwoju człowieczeństwa. Również sens historii chrześcijaństwa nie polega na usiłowaniu dotarcia do chrześcijaństwa idealnego. To iluzja i fałszywy trop, prowadzący najczęściej do nadużyć i deptania ludzkiej godności. Sens naszej historii polega na tym, że z najtragiczniejszych kart naszej egzystencji, naszego przemijania, Bóg zawsze wyciągnie jakieś dobro. Bo Bóg jest zawsze po tej właściwej, przyzwoitej stronie trudnych ludzkich wyborów. Z tej perspektywy "nawet włos nie spadnie nam z głowy", chociaż po ludzku skończyło się prawie wszystko.