Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 2005 r. tak o Jarosławie Kaczyńskim mówili, przez zaciśnięte zęby, nawet jego przeciwnicy. Po 2007 r. pojęcie traciło na popularności. W 2010 r., przy okazji wyborów prezydenckich, wszyscy na chwilę wstrzymali oddech i znów mówili o niebywałej zdolności odzyskiwania politycznej pozycji. Ale potem można było wytykać Jarosławowi Kaczyńskiemu kolejne przegrane wybory i obserwować rozłamy w jego partii. Odchodzili i politycy liberalni, i ci bardziej radykalni, jak Zbigniew Ziobro, któremu wróżono rolę następcy Kaczyńskiego. Żaden nie odniósł sukcesu. Tymczasem PiS Jarosława Kaczyńskiego trwa – i w gruncie rzeczy niewiele mu brakuje do PO. Strategia mówienia codziennie o katastrofie smoleńskiej, zamiast Polaków zniechęcać, przynosi efekty, i nawet po drugiej stronie barykady pojawiają się głosy, żeby rewelacje Antoniego Macierewicza traktować poważnie.
Ziobro, Kluzik-Rostkowska, Kamiński, Bielan, Kurski, Kowal czy Dorn byli świetnymi marszałkami, zdolnymi wygrywać bitwy, ale nie całe kampanie. Każdy z nich ma jakieś talenty, ale Kaczyński ma je wszystkie. Gdy trzeba, jest miły jak Kluzik-Rostkowska (gdy czyta list do Rosjan), potrafi być też erudytą jak Dorn czy Kowal (gdy cytuje Ujejskiego), ale umie także w radykalizmie przebić Ziobrę i bulteriera Kurskiego (gdy zarzuca premierowi kraju, że „łże”, i miota oskarżeniami na lewo i prawo). Jeśli mu się to opłaca, pochwali Edwarda Gierka, a gdy trzeba, przypomni o swym antykomunizmie; trwa przy ojcu Rydzyku i nadaje ton na demonstracjach, takich jak ta w ubiegłą sobotę.
Kaczyński zna smak sukcesu i gorycz porażki – ma do nich, zdaje się, podobnie obojętny stosunek. W jednym z wywiadów planował (żartem?) karierę polityczną do 2040 r., niedawno zapowiedział start w wyborach prezydenckich i prawdopodobnie to on będzie decydował, kto znajdzie się na „biorącej” liście prawicy w przyszłych wyborach parlamentarnych.
Ziobro i inni młodzi zdolni na prawicy (obok licznych talentów) muszą najwyraźniej posiąść jeszcze jeden: talent czekania.