Wojna odwetowa

Najważniejszym wrogiem tzw. Państwa Islamskiego nie jest Zachód jako taki, lecz porządek, który ustanowił on na Bliskim Wschodzie.

01.08.2016

Czyta się kilka minut

Przed wesołym miasteczkiem w Bagdadzie, marzec 2013 r. / Fot. Ali Arkady / METROGRAPHY / GETTY IMAGES
Przed wesołym miasteczkiem w Bagdadzie, marzec 2013 r. / Fot. Ali Arkady / METROGRAPHY / GETTY IMAGES

Ilekroć w Europie dochodzi do zamachów, których sprawcy okazują się być powiązani z tzw. Państwem Islamskim (IS), w wielu z nas utwierdza się przekonanie, że to właśnie Zachód stanowi główny cel tej organizacji.

Owszem, wojna, którą toczy IS, dotarła do Europy. Ale przecież nie tutaj się rozpoczęła.

Prawdopodobnie nie słyszelibyśmy dziś o atakach w Paryżu, Brukseli czy Nicei, gdyby wcześniej, przez wiele dekad, Europa, Stany Zjednoczone oraz Związek Radziecki i Rosja nie wtrącały się w sprawy Bliskiego Wschodu, nie narzucały tamtejszym społecznościom wygodnych przede wszystkim dla siebie przywódców i porządków. Ostatnie zamachy to odwet – głównie za nieporadne próby ingerencji w wojnę syryjską.

Zachód długo pozostawał bierny w kwestii Syrii (bo po kosztownych i niezakończonych powodzeniem inwazjach na Afganistan i Irak, a także po interwencji zbrojnej w Libii nie bardzo mógł cokolwiek przedsięwziąć). Kiedy już się zaangażował, posyłając do Syrii lotnictwo, żeby walczyło z dżihadystami, naraził się na ich odwet.

Początkiem tej wojny odwetowej stały się zamachy w Paryżu w listopadzie 2015 r. To wtedy IS pierwszy raz ogłosiło, że chodzi o zemstę.

IS to nie wszystko

Wojna prowadzona przez IS jest najpoważniejszą być może od czasów rewolucji ajatollaha Chomeiniego w Iranie (1979 r.) próbą podważenia porządków, które zaprowadził na świecie Zachód.

Musimy pamiętać, że najważniejszym wrogiem IS nie jest Zachód jako taki, lecz właśnie porządek, który ustanowił on na Bliskim Wschodzie. Tam znajduje się najważniejsze pole bitwy. To Zachód wytyczył obecne granice polityczne i kształt tego regionu świata. Położone tu państwa i wiele z ich problemów są dziedzictwem podbojów kolonialnych. Nawet po zdobyciu niepodległości długi czas pozostawały klientami Zachodu.

Wiara w to, że pokonanie IS rozwiąże problem radykalnego islamu, jest złudna. Przecież przed IS istniały inne podobne grupy terrorystyczne, odwołujące się do świętej wojny, choćby Al-Kaida. Klęska wojskowa i polityczna IS nie musi się przełożyć na ostateczne nasze zwycięstwo. Jeśli w najbliższym czasie nie rozwiążemy problemów Bliskiego Wschodu, jeśli nic się nie zmieni, po upadku IS urośnie kolejna tego typu organizacja.

IS i Al-Kaida nie próbują nawet zabiegać o poparcie społeczne. Narzucają swoją władzę przy pomocy terroru – jeszcze bardziej brutalnego niż ten, który stosują w walce z Zachodem. Za to umiejętnie się odwołują (wykorzystując zresztą zachodnie wynalazki i technologie, korzystając z mediów społecznościowych) do poczucia gniewu, frustracji i wyobcowania, które w społeczeństwach niezachodnich – zwłaszcza na Bliskim Wschodzie – tkwią głęboko.

Dopóki te uczucia nie znikną, dopóty będzie istnieć podglebie dla następnych antyzachodnich ruchów radykalnych.

Ale czy Zachód mógłby się zgodzić na rewizję porządku międzynarodowego? Wymagałoby to rezygnacji z dominującej pozycji politycznej i gospodarczej, a zatem szkodziłoby zachodnim interesom. Ustępstwo dziś oznaczałoby również przyznanie się do klęski w konflikcie z dżihadystami, oddanie im pola i rządu dusz.

Wspólnota poranionych

Alegorią naszego niezrozumienia, jak funkcjonuje współczesny świat, jest Afganistan. Było to państwo, które po zamachach Al-Kaidy na USA w 2001 r. stało się pierwszym polem bitwy w tzw. wojnie z terroryzmem. Ironia losu polega na tym, że wcześniej w Afganistanie terroryzm właściwie nie istniał. Wojna toczyła się tu wprawdzie od lat 70. XX w., jednak do pierwszego samobójczego zamachu doszło 9 września 2001 r., kiedy niemal w przeddzień ataków na Nowy Jork i Waszyngton arabscy terroryści (którzy przybyli zresztą z Europy) zabili przywódcę afgańskiej opozycji Ahmada Szaha Massuda.

Afganistan jako symbol terroryzmu – trudno o jeszcze bardziej fałszywe stwierdzenie! Afgańczycy, z talibami włącznie, nie są dżihadystami, nie interesuje ich nic poza ich własnymi sprawami oraz ich krajem. Będą się bić do ostatniego o swoje, ale nie angażują się w nic, co się dzieje poza granicami ojczyzny. Talibowie, nawet kiedy rządzili w Kabulu, ani myśleli przeszczepiać swoje ustrojowe pomysły na sąsiedni Uzbekistan, Pakistan czy Kaszmir. W ogóle ich to nie obchodziło. Wystarczy prześledzić historię ataków terrorystycznych z ostatnich lat. Nie znajdziemy wśród zamachowców Afgańczyka, a jeśli nawet, będzie wyjątkiem.

A mimo to na Zachodzie Afganistan kojarzy się z terroryzmem, choć jest jedną z pierwszych i najboleśniej przez niego dotkniętych ofiar. ©

WOJCIECH JAGIELSKI jest reportażystą, wieloletnim korespondentem wojennym, obecnie dziennikarzem PAP. Świadek wydarzeń politycznych przełomu wieków w Afryce i Azji. Autor wielu książek reporterskich i laureat nagród dziennikarskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2016