Wilk – cukiernik

Żyjemy w epoce, w której za tabu można tylko tęsknić - po to, by móc wystąpić przeciwko niemu na poważnie.

10.01.2012

Czyta się kilka minut

Guenter Brus, "Akcja z Dianą" (1967/2005). Dokumentacja fotograficzna: Kurt Kren. Galerie Heike Curtze / Sammlung Essl Privatstiftung / MOCAK /
Guenter Brus, "Akcja z Dianą" (1967/2005). Dokumentacja fotograficzna: Kurt Kren. Galerie Heike Curtze / Sammlung Essl Privatstiftung / MOCAK /

Sylwia Chutnik - autorka świetnej "Warszawy kobiet", a także skuteczna działaczka społeczna - stwierdziła niedawno, że każde tabu należy obalić niejako z założenia. Bo to po prostu służy zdrowiu. Powiedziała to mimochodem w programie "TVN Style", w którym Jolanta i Aleksandra Kwaśniewskie rozmawiają zazwyczaj z innymi matkami i córkami: a to o związkach młodych kobiet z mocno starszymi mężczyznami, a to o sztuce współczesnej.

Zrób sobie transgresję

Po wygłoszeniu tego zdania rozmowa dalej toczyła się salonowym, herbacianym small talkiem... Panie zastanawiały się, czy Julita Wójcik, obierając w Zachęcie kartofle, tworzyła dzieło sztuki. Była Pierwsza Dama opowiadała o swoim spotkaniu z Damienem Hirstem (artystą nie tylko ważnym, ale i modnym). Atmosfera jak na eleganckim podwieczorku, po którym na dłużej pozostaje pamięć smaku ciasta niż treść rozmowy.

Okazuje się, że akt transgresji - z założenia bolesny, niebezpieczny i determinujący jak operacja nowotworu - staje się elementem lifestylowym, rodem wprost z pism kolorowych i poranków telewizyjnych, wpisanym gdzieś między dział "Zdrowie" a dział "Uroda"? Przekroczenie jakiegoś (jakiegokolwiek) tabu zamiast kursu asertywności, sesji psychoterapeutycznej z filmu Allena albo wizyty u kosmetyczki? Trudno uwierzyć, że o to właśnie chodziło zdolnej pisarce. Ale wyszło, jak wyszło.

Z drugiej strony, kto wie, czy nie ma w tym trochę racji? Żyjemy w czasach, w których pojęcie tabu rzeczywiście nie ma już żadnej wartości - wszystkie zostały przekroczone, albo też bez trudu, w rękawiczkach, mogą zostać przekroczone. W końcu nawet najbardziej pierwotne tabu śmierci straciło moc - można np. zażyczyć sobie, by ludzkie prochy zostały wystrzelone z armaty w powietrze (i to całkiem niedaleko, w Budapeszcie), można przetworzyć własne zwłoki w obiekt plastyczny, licząc na szeroką widownię, wśród której na pewno znajdą się rodzice z dziećmi. Współczesne non omnis moriar. Bez żadnych poważniejszych konotacji. Just for fun.

Gesty Doroty Nieznalskiej czy Nergala nie mają więc najmniejszego znaczenia. W odróżnieniu od działań, na które przed dwudziestu laty zdobywali się tacy artyści jak Grzegorz Klaman, Zbigniew Libera, Katarzyna Kozyra czy Artur Żmijewski. Aby akt bluźnierczej transgresji w ogóle się dokonał, konieczna jest bowiem świadomość świętokradztwa, poczucie, że granice, które celowo i dobrowolnie przekraczam, coś znaczą. Zachowując wszelkie proporcje: kiedy kolejni barbarzyńcy palili biblioteki, robili to, ponieważ bali się ich mocy. Zarówno artystce wizualnej, jak i piosenkarzowi symbole, które starali się spostponować, już z założenia wydawały się nic nie znaczące, martwe, a przynajmniej nieme...

W pierwszym przypadku głos ma upraszczająca, ale spełniająca funkcję terapeutyczną ideologia (chrześcijaństwo = paternalizm = represja), na której współczesny feminizm - nurt niewątpliwie istotny i potrzebny - może tylko tracić. W drugim chodzi o zwykłą autopromocję. Świętokradztwo, przekroczenie tabu jako element marketingu i reklamy? Przecież to wewnętrzna sprzeczność. Tak, żyjemy w epoce, w której za tabu można tylko tęsknić - po to, by móc wystąpić przeciwko niemu na poważnie.

Człowiek jako wór

I w tym właśnie kontekście warto przyjrzeć się wystawie w krakowskim MOCAK-u. Poświęcono ją akcjonistom wiedeńskim - artystom tak radykalnym, że w porównaniu z nimi nasza sztuka krytyczna z lat 90. wydaje się wręcz salonowa.

Najstarszy z nich, Otto Mühl, zanim pod koniec II wojny światowej poszedł na front, namalował w koszarach fresk przedstawiający zagładę Pompei. Po 1956 r. pracował jako terapeuta z chorymi psychicznie dziećmi uciekinierów węgierskich. Na początku lat 60. doszedł do wniosku, że "blasfemia, wulgarność, szarlatanizm, sadystyczne ekscesy, orgie i estetyka rynsztoka to nasz moralny oręż przeciwko głupocie, zajadłości, zaślepieniu i zaściankowości tego wora, co z przodu żre, a z tyłu sra".

Jak realizował ten postulat? Z przyjemnością pozbawiał wszelki klasycyzm powagi i koturnowości, polewając np. podbrzusze Psyche sokiem malinowym i nakładając nań jeszcze bitą śmietanę (która tak bardzo kojarzy się przecież z wiedeńskimi kawiarniami).

Günther Brus - namiętny kolekcjoner brzytew, noży i siekier - realizował projekt "Samookaleczeń". W 1965 r. wyszedł na ulice Wiednia zabandażowany, zagipsowany i spętany sznurem. Ni to Zmartwychwstały (który tak musiał przecież w pierwszej chwili wyglądać), ni to zombie. Zanim go zatrzymano, dotarł na Heldenplatz, plac Bohaterów, na którym tuż po Anschlussie w 1938 r. wielotysięczny tłum wiedeńczyków wiwatował na cześć Hitlera.

Rudolf Schwarzkogler doszedł do wniosku, że jedynym ratunkiem dla człowieka jest stopniowa likwidacja ciała. Stąd wzięły się jego "Degradacje". Podczas siedmiu sesji gipsował, bandażował i wiązał przyjaciela Heinza Cibulkę (niejako swoje alter ego), zmieniając go w białą, bezwładną kukłę, która stawała się najważniejszym elementem - z wyeksponowanymi, jakby oddzielonymi od reszty, głową i penisem - żywego obrazu, który uzupełniały zwierzęce flaki i wątroby, także przyrządy służące do cięcia. Wszystko to w zimnym, białym świetle sali operacyjnej.

Najbardziej znany spośród akcjonistów wiedeńskich, Hermann Nitsch, urodził się w 1938 r. Dwadzieścia lat później wpadł na pomysł "teatru orgii i misteriów", który miał go zbliżyć do "bezdennej otchłani piekła". Świadkiem jednej z jego akcji była Ewa Kuryluk - wówczas nastolatka. Tak opisuje tamto doświadczenie w "Wiedeńskiej apokalipsie" (wydanie z 1999 r.): "Zapatrzył się na świnię. Zbliżył się do niej. Pogłaskał ją po udzie: raz, drugi, dziesiąty. Obserwując pieszczotę, przegapiłam błysk noża. Zanurzył się w brzuchu po rękojeść. Trysnęła krew. Na widok wnętrzności przymknęłam oczy. (...) Mężczyzna stał wtulony w rozpłatany brzuch świni. Objął ją, głowę wcisnął do środka. Gmerał w kiszkach. Przybrał pozycję płodu, Wrzasnął. W konwulsjach runął na ziemię, wyszarpując wnętrzności. Upadł. Tarzał się we krwi. Wstał. Głowę wpakował w brzuch świni. Zapiszczał. Zatrzepotał ramionami. Zwrócił się przodem do nas, świnię przykrywając sobą. Przybrał pozycję ukrzyżowanego. Zacharczał. Wpadł w drgawki. Jęknął. Wyprężył się. Zastygł z głową na piersi. Runął na podłogę. Gdy ponownie rzucił się z nożem na świnię, w popłochu uciekłam na dwór".

Na zamówienie

Sztuka odwołująca się do tego, co pierwotne, radykalna, ofiarnicza - i niebezpieczna. Brutalnie przekraczająca granice religii, kultury i cywilizacji. Operująca na żywym ciele, karmiąca się nie sztuczną farbą, ale świeżą krwią. Obnażająca ukrytą winę. Sięgająca głębiej niż polityka, socjologia czy filozofia. Okrutna i bolesna próba wycięcia nowotworu z własnego ciała bez znieczulenia.

Możliwa tylko w konkretnym miejscu i konkretnym czasie (tak jak proza Elfriede Jelinek): w powojennej Austrii, która, jak pisze Kuryluk w cytowanej wyżej książce: "wycierpiała swoje, ale przez aliantów została potraktowana łagodnie. Uznano ją za ofiarę hitleryzmu, na kolaborację przymykając oczy. Choć członków NSDAP w Austrii nie brakowało, denazyfikację przeprowadzono powierzchownie. Kraj pociągnięto do odpowiedzialności tak delikatnie, że problem winy znikł, zanim się pojawił. (...) Po Wiedniu mojej młodości kursowała następująca historyjka: wilk spałaszował babcię, obgryzł kosteczki i zakopał w Lasku Wiedeńskim. Włożył na uszy babciną chustkę w biało-czerwoną kratkę. Zamieszkał w babcinej chatce na kurzej łapce. Zajął się wyrobem lukrowanych pierników według babcinej recepty. Zasłynął jako cukiernik. Jak się nazywa wilk? Kto zgadnie, niech nie podnosi ręki, żeby mu jej nie capnął cukiernik".

Czy akcjonistom wiedeńskim udało się odczarować wilka-cukiernika, czy ich działalność miała jakąkolwiek wartość oczyszczającą? Nie wiem. Na pewno dalej pójść się nie dało. Albo raczej kolejnym krokiem musiało być samobójstwo, ostateczna konsekwencja idei wyzwolenia przez degradację. Rudolf Schwarzkogler postanowił być konsekwentny: 20 czerwca 1969 r.,nie przekroczywszy trzydziestego roku życia, wyskoczył z okna. Brus i Mühl cofnęli się: pierwszy zajął się rysunkiem, drugi założył placówkę dla trudnej młodzieży, skazany za jej deprawację, znalazł się w więzieniu.

Najdłużej trwał przy swoich akcjach, igrających z Freudem i chrześcijaństwem, Hermann Nitsch. Tak długo, aż stał się klasykiem, enfant terrible na zamówienie (zresztą, Günther Brus także nie był wolny od tej pokusy). Aby wziąć udział w jego krwawym teatrze, trzeba było zakupić bilet.

W 1999 r. opera wiedeńska zaproponowała Nitschowi reżyserię "Parsifala". Coraz popularniejszy artysta zaczął przekraczać tabu dla zdrowia (i pieniędzy). Stał się zakładnikiem mieszczaństwa. Ulubieńcem spragnionej mocnych wrażeń publiczności. Tematem salonowych rozmów.

I to jest memento na dzisiaj. Sztuka radykalna nie toleruje epigonów. To oni odbierają jej siłę rażenia.

"Akcjonizm wiedeński. Przeciwny biegun społeczeństwa", prace z kolekcji Essla (Austria), kurator: Stanisław Ruksza, Muzeum Sztuki Współczesnej (Museum of Contemporary Art) w Krakowie, wystawa czynna do 29 stycznia 2011 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2012