Wieczorna u Panny Marii muzyka

Kościół Mariacki w Lubece słynął m.in. jako miejsce niezwykłych koncertów. Niezwykłych także dlatego, że w tych czasach instytucja publicznych koncertów była rzadkością.

26.11.2016

Czyta się kilka minut

La Rêveuse / Fot. Jennifer Girard
La Rêveuse / Fot. Jennifer Girard

W nocy poprzedzającej Niedzielę Palmową, z 28 na 29 marca 1942 r. aliancki nalot obrócił w gruzy znaczną część pięknej starówki hanzeatyckiej Lubeki. Spłonął m.in. kościół NMP, a w nim sławne organy – wielkie na emporze zachodniej i mniejsze w transepcie, zwane Totentanz-Orgel (od równie sławnego XV-wiecznego cyklu malowideł Bernta Notkego przedstawiających „Taniec śmierci”, znajdujących się w tym miejscu i także doszczętnie zniszczonych). Grały na nich pokolenia najznakomitszych mistrzów, a posada organisty mariackiego w Lubece należała do najbardziej prestiżowych i pożądanych we wszystkich krajach niemieckich. To tam właśnie – wedle przekazanej w nekrologu Forkela relacji – pielgrzymować miał pieszo z Saksonii (kilkaset kilometrów) 20-letni Jan Sebastian Bach, który spędził w Lubece trzy miesiące, by słuchać gry najsławniejszego z żyjących organistów, Dietricha Buxtehudego. Historia milczy na temat szczegółów ich spotkania, ale możemy sobie wyobrazić, że mistrz życzliwie przyjął genialnego młodzieńca i być może także Bachowi dane było zasiąść za pulpitem organów u Panny Marii.


Kupcom ku uciesze


Kościół Mariacki w Lubece słynął także jako miejsce niezwykłych koncertów, zwanych Abendmusiken (lub Abend-Musique), które zapoczątkowywał w połowie XVII w. Franz Tunder, jego organista i znamienity kompozytor. Niezwykłych także dlatego, że w tych czasach instytucja publicznych koncertów była rzadkością. Muzykę traktowano głównie utylitarnie – niemal zawsze pełniła jakąś funkcję: towarzyszyła liturgii i śpiewem uwznioślała jej teksty, była „tłem” dworskich, mieszczańskich i plebejskich zabaw, przygrywała do tańca; kwitło też muzykowanie amatorskie, ulubiona rozrywka w domach zwłaszcza niemieckich i angielskich. Koncerty podobne do tych, jakie znamy dziś, odbywać się mogły np. na dworach, pod patronatem możnych arystokratów i tylko dla nich oraz ich gości. Jednak sporadycznie organizowano także tego typu imprezy o publicznym charakterze – lud miał okazję posłuchać muzyki innej niż kościelna (czy „ludowa” właśnie) głównie przy okazji publicznych, odświętnych wystąpień suwerena, którym towarzyszyć mogły instrumentalne intrady lub okolicznościowe kantaty.

Inną ważną cechą lubeckich koncertów było to, że choć odbywały się w kościele, to ich inicjatorem (i mecenasem) nie był konsystorz, lecz bogaty miejscowy cech kupiecki. Skupieni w nim patrycjusze tak wielbili grę swego organisty, że ufundowali mu możliwość publicznego występowania poza liturgią – właśnie w ramach otwartych koncertów, li tylko dla przyjemności słuchających. Wedle jednej z anegdot dotyczących genezy tego zwyczaju kupcy od rana zbierali się w kościele we czwartki, by oczekiwać tam na otwarcie w południe pobliskiej giełdy, i wtedy właśnie Tunder swą grą uprzyjemniał im czas. Później to zinstytucjonalizowano i przeniesiono na wieczorną porę. Bardziej prawdopodobne jednak jest nawiązanie tu do starszej tradycji znanej zwłaszcza z Niderlandów, w których – ponieważ w krajach kalwińskich nie dopuszczano gry organowej w liturgii – wykorzystywano stare, cenne, pięknie brzmiące instrumenty do celów koncertowych.

Początkowo były to tylko recitale organowe, szybko jednak Tunder – zachęcony powodzeniem, jakim cieszyły się koncerty – począł zapraszać też innych instrumentalistów oraz śpiewaków. Tradycję tę podjął i wspaniale rozwinął jego następca, Dietrich Buxtehude, uznawany za największego z niemieckich kompozytorów pomiędzy epokami Schütza i Bacha (nota bene pochodził z duńskiego ówcześnie Helsingborgu, tam też rozpoczął karierę organisty). Zgodnie ze zwyczajem nowy organista winien był poślubić córkę poprzednika (jeśli ów ją miał) i tak właśnie było w tym przypadku – trzydziestoletni Dietrich, obejmując w 1668 r. posadę w Marienkirche, pojął za żonę Annę Margarethe Tunder, z którą miał później siedem córek. Wspomniany zwyczaj stał się pewnym problemem, gdy nadszedł czas sukcesji samego Buxtehudego – podobno warunek poślubienia jego najstarszej córki zraził do ubiegania się o tę posadę takich znakomitych kandydatów, jak młodzi wówczas Händel i Mattheson…


Adwent i inne okazje


W czasach Buxtehudego koncerty rozwinęły się tak bardzo, że specjalnie z myślą o nich dobudowano w nawie głównej kościoła specjalne empory dla muzyków (w niektórych koncertach brało udział aż kilkudziesięciu wykonawców, co nieco kłóci się z naszymi wyobrażeniami o dominacji małych, pojedynczych obsad kameralnych w muzyce barokowej). Koncerty stały się prawdziwą miejską instytucją – oprócz wsparcia cechów zyskiwały donacje bogatych mieszczan, wreszcie w ich organizację włączyły się władze municypalne, dając do dyspozycji podległych sobie muzyków miejskich. Koncerty odbywały się początkowo mniej lub bardziej regularnie w czwartki (rozpoczynając się na ogół o godz. 16.), później skupiono siły na ich szczególnie okazałej realizacji tylko w pięć niedziel poprzedzających Boże Narodzenie – stąd też w programach ważne miejsce zajmowała muzyka korespondująca z okresem Adwentu. Organizowano także koncerty extraordinaire związane ze szczególnymi wydarzeniami, np. wizyta Bacha w Lubece w 1705 r. zbiegła się z dwiema takimi okazjami: koncertem kommemoratywnym (Castrum doloris) po śmierci cesarza Leopolda I oraz drugim ku czci jego następcy, Józefa I (Templum honoris).

Na Abendmusiken przychodziły nieprzebrane tłumy. Zgodnie z warunkiem władz kościelnych wstęp był darmowy dla wszystkich – jako że chętnych słuchaczy bywało więcej niż miejsc (w wielkiej skądinąd świątyni), niekiedy urządzano publiczne próby generalne poza kościołem, na które wstęp biletowano, co pozwalało podreperować napięty budżet. Podczas koncertów dla władz miejskich, duchowieństwa i mecenasów zarezerwowane były miejsca siedzące na specjalnych podestach, pozostali musieli stać w strasznym ścisku, koncerty zaś trwały niekiedy wiele godzin. Miasto zapewniało też specjalną ochronę, gdyż publiczność nie zawsze była zdyscyplinowana i zdarzały się różne incydenty. Informacje o repertuarze przekazują częściowo zachowane drukowane libretta utworów wokalnych, na ogół bez wyszczególniania obsad czy innych kompozycji, które z pewnością także wykonywano.

O koncertach informowała też prasa, jednak przeważnie bez szczegółów dotyczących repertuaru i wykonawców – stąd mimo powszechnych w tamtych czasach zachwytów wobec Abendmusiken wiemy wciąż raczej niewiele o ich czysto muzycznej zawartości. Stosownie do miejsca – dominowała muzyka religijna, choć nie liturgiczna, a więc przede wszystkim kantaty i pieśni, motety (także łacińskie), później też oratoria. To oczywiście nie wyczerpywało repertuaru, choć nie wiadomo prawie nic o wykonywanej muzyce instrumentalnej. Zgodnie ze zwyczajami epoki pomiędzy utworami wokalnymi, podobnie jak w antraktach oratoriów, z pewnością rozbrzmiewać mogły kompozycje kameralne. Przed i po koncertach popisywali się swą wirtuozerią organiści, zwłaszcza sam mistrz Buxtehude – to dla niego wszak ściągali tam słuchacze, czasem z bardzo daleka. Także jego znane dziś kompozycje na pewno cieszyły uszy lubeckich mieszczan podczas wieczornych koncertów. Grano również utwory innych współczesnych kompozytorów, zwłaszcza północnoniemieckich, jak choćby zaprzyjaźnionych z Buxtehudem Johanna Adama Reineckena, Christopha Bernharda, Matthiasa Weckmanna czy Johanna Theilego. Niestety, większość materiałów nutowych związanych z tym cyklem zaginęła, choć wiele przetrwało do czasów II wojny światowej w archiwach kościoła Mariackiego, dzieląc tragiczny los świątyni podczas bombardowań Lubeki.


Dawid w swej pomście


Raczej konserwatywne upodobania Buxtehudego (i władz kościelnych) początkowo nie dopuszczały do wykonań oratoriów jako gatunku zbyt pokrewnego operze i długo niemile widzianego w świątyniach, z czasem jednak także lubecki organista uległ budzącej powszechny entuzjazm modzie i sam zaczął tworzyć oratoria dla Abendmusiken (wiemy o kilku takich dziełach, niestety niezachowanych). Niektóre były pięcioczęściowe, a każdą z części wykonywano w kolejną niedzielę cyklu, stąd część badaczy wyróżnia nawet Abendmusik jako lokalny, osobny podgatunek oratorium „w odcinkach”, co wszakże jest dyskusyjne, gdyż w cyklu obecne też były inne formy. Następca Buxtehudego, Johann Christian Schieferdecker, zarzucił zróżnicowany repertuar z czasów poprzednika i w jego czasach oratoria (nadal „serialowe”) niemal całkowicie zdominowały programy adwentowych koncertów. Utwory te, podobnie jak ich włoskie pierwowzory, umuzyczniały przede wszystkim historie ze Starego Testamentu, precyzyjnie anonsowane długimi tytułami, np.: „Król-prorok Dawid jako zapowiedź Zbawiciela naszego”; „Cierpliwy Hiob krzyż niosący”; „Sodomy i Gomory upadek ognisty”; „Wielki król Izraela Dawid w swej pomście, grzechu, jako i tegoż odpuszczeniu”; „Przez syna swego zdradzon Dawid jako wzorzec cierpień Jezusa” etc. Także z tych późniejszych dzieł dochowały się ledwie okruchy muzyki oraz w miarę kompletne libretta.

Tradycję wieczornych koncertów u Panny Marii kultywowano jeszcze przez cały wiek XVIII, kres położyła jej epoka wojen napoleońskich. Zwyczaj ten, jak i sama nazwa „Abendmusik”, upowszechnił się w wielu innych niemieckich ośrodkach. W samej Lubece powrócono do niego po ponad stuletniej przerwie w latach 20. minionego wieku. Po odbudowie kościoła NMP z wojennych zniszczeń – trwa tam do dziś. ©


Muzykę Buxtehudego i Reineckena przedstawi zespół La Rêveuse (solistka: Hasnaa Bennani) 9 grudnia o godz. 20.00 w Centrum św. Jana.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Actus Humanus 2016