Wiara wysokiego ryzyka

Wolność religijna to jedno z praw podstawowych: mapa miejsc, gdzie chrześcijanie doświadczają prześladowań, pokrywa się w dużej mierze z mapą krajów, które nie przestrzegają innych praw człowieka.

25.11.2008

Czyta się kilka minut

Abdul Rahman miał szczęście. Ten 43-letni dziś Afgańczyk mieszka we Włoszech, gdzie dwa lata temu dostał azyl polityczny. A mało brakowało, aby już nie żył.

Mając 25 lat, Rahman - wtedy współpracownik chrześcijańskiej organizacji humanitarnej w Pakistanie - przyjął chrzest. W 1993 r. przyjechał do Niemiec, gdzie w 2000 r. poprosił o azyl. Odmówiono mu, choć w jego ojczyźnie rządzili talibowie, którzy konwertytę - zdrajcę islamu - natychmiast skróciliby o głowę. Gdy zostali obaleni, w 2002 r. Rahman wrócił do Afganistanu. W lutym 2006 r. został aresztowany po tym, jak jego ojciec doniósł policji, że syn przyjął chrześcijaństwo. Wcześniej od Rahmana odeszła żona; sprawa w ogóle wyszła na jaw w wyniku ich sporu o prawo do opieki nad dziećmi.

Za porzucenie islamu Rahmanowi - który oświadczył, że chce być chrześcijaninem - groziła kara śmierci. Ale sąd po miesiącu zwrócił akt oskarżenia do prokuratury, oficjalnie z powodu uchybień; uznano, że Rahman jest niepoczytalny. Był to formalny wybieg - konwertytę uwolniono pod naciskiem międzynarodowym. Opuścił Afganistan i otrzymał azyl we Włoszech.

Abdul Rahman miał szczęście. Jego historia zdarzyła się w kraju, w którym Zachód jest zaangażowany, do tego w stolicy - gdyby wydarzyła się na prowincji, może jej finał byłby inny. A tak wybuchła międzynarodowa awantura: o losie Rahmana mówiły światowe media, interweniowali zachodni politycy. Niektórzy grozili, że jeśli zostanie skazany, wycofają z Afganistanu żołnierzy.

Ludzie bez imienia

Świat poznał historię Rahmana. Tymczasem większość tych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji - głównie w krajach islamskich, choć nie tylko - pozostanie bezimienna. Świat nie pozna ich historii, twarzy.

Nieznane jest imię i los Saudyjczyka, aresztowanego w maju pod zarzutem przejścia na chrześcijaństwo; wiadomo tylko, że był torturowany. Nieznane jest nazwisko Saudyjki, która w sierpniu tego roku została zamordowana przez własnego ojca. Gdy ten, członek policji religijnej i Komisji Promocji Cnoty i Zapobiegania Występkom, odkrył konwersję córki, obciął jej język, a następnie spalił żywcem. Nie trafił do więzienia, bo przestępstwem w Arabii Saudyjskiej jest odejście od islamu, a zabicie apostaty pozostaje bezkarne.

Nieznane są nazwiska dziesiątków algierskich chrześcijan, którzy w tym roku zostali aresztowani za prozelityzm; także w tym roku władze Algierii zamknęły większość kościołów ewangelickich. Wiadomo, że sześciu chrześcijan z miasta Tiaret, oskarżonych o dystrybucję książek religijnych (grożą im 2 lata więzienia) to: Rachid, Djallil, Sami, Abdelkader, Mohammed i Chabane. Wiadomo też, jak nazywał się konwertyta z islamu, ukrzyżowany w lipcu 2007 r. w Etiopii: Shek Hamed Adem.

Czarną dziurą jest Korea Północna, gdzie każda religia jest tępiona; nie wiadomo nawet, ilu jest tam chrześcijan. Lepiej monitorowana jest sytuacja w Chinach - choć niewiele z tego wynika. Zwykle wiadomo, kto trafił tam do więzienia i na jak długo. Np. biskup Kościoła podziemnego John Han Dingxian, zmarły w 2007 r. po dwóch latach izolacji (wcześniej spędził w więzieniach 35 lat). Nawet jeśli taka wiedza nie przekłada się na możliwości pomocy, można przynajmniej odnotować, że więźniowie sumienia, np. z zakazanej sekty Falun Gong, mogą być uśmiercani, a ich organy sprzedawane zagranicznym biorcom.

Wolność religijna i wolność zwyczajna

Świat nie jest dla chrześcijan miejscem bezpiecznym. Trudno oszacować, ilu co roku traci życie z powodu wiary - zapewne tysiące. Według szacunków organizacji "Pomoc Kościołowi w Potrzebie", 200 mln chrześcijan doświadcza prześladowań na tle religijnym, a ich życie może być zagrożone. Kolejnych 350 mln poddawanych jest łagodniejszej opresji i traktowanych jak obywatele drugiej kategorii. Tak jest nie tylko w Egipcie czy Turcji, aspirującej do członkostwa w Unii Europejskiej, ale też w Bhutanie, gdzie religią państwową jest buddyzm.

Miejsca, gdzie chrześcijanin może czuć się bezpiecznie, pokrywają się zwykle z tymi, gdzie panują porządki demokratyczne: Europa, obie Ameryki (wyjątkiem Kuba i Wenezuela), Australia, niektóre kraje Afryki i Azji (np. Japonia, Korea Południowa, RPA, kraje z większością chrześcijańską, jak Filipiny). Za to miejsca, gdzie bycie chrześcijaninem wymaga czasem tylko rezygnacji z kariery, a czasem heroizmu, można podzielić na dwie kategorie.

Pierwsza to te, których rządy zwalczają wszelkie formy religijności lub traktują je podejrzliwie i inwigilują; religia z samej swej istoty postrzegana jest przez ich rządy (autorytarne czy totalitarne) jako przestrzeń ludzkiej wolności, podczas gdy ich system nastawiony jest na kontrolę, zatem wszelkie struktury religijne postrzegane są jak zagrożenie. Oczywiście, nie wszędzie jest tak samo: inna jest sytuacja w Korei Północnej, inna w Wenezueli (gdzie Kościół katolicki jest na cenzurowanym, odkąd biskupi skrytykowali rządy prezydenta Chaveza), a jeszcze inna w Birmie - tu prześladowani mogą być zarówno mnisi buddyjscy, jak i chrześcijanie, o ile tylko sprzyjają opozycji.

Konstytucja tak, ale...

Druga grupa krajów wrogich chrześcijanom to te z dominującą jedną religią - najczęściej islamem. Określa ona przestrzeń życia publicznego, obyczajowość, a często kształt prawa stanowionego. Prześladowani są nie tylko wyznawcy innych religii, ale też eks-muzułmanie. Co nie znaczy, że sytuacja we wszystkich krajach islamskich jest podobna. Arabia Saudyjska, Somalia (zniszczono tam wszystkie kościoły; garstka chrześcijan funkcjonuje w "katakumbach") czy Nigeria (w stanach z większością muzułmańską także niemuzułmanie sądzeni są według prawa koranicznego) to skrajności.

Historia Afgańczyka Rahmana pokazuje sprzeczność, która występuje w większości państw islamskich - między prawem a życiem, a nawet w obrębie prawa. Wprawdzie Afganistan podpisał międzynarodową konwencję o prawach człowieka, a jego konstytucja gwarantuje wolność religii, ale ta sama konstytucja stwierdza, iż ustawy nie mogą być niezgodne "z podstawami świętej religii islamu". Nawet jeśli konstytucje takich krajów jak Egipt czy Turcja gwarantują wolność wyznania, często pozostaje ona na papierze - jest rozmywana przez codzienną praktykę, która z niemuzułmanów czyni obywateli drugiej kategorii. A bywa, że to ustawy niższego rzędu stają się podstawą prześladowań; np. w Pakistanie "prawo o bluźnierstwach", gdzie "bluźnierstwo" interpretować można pojemnie.

Przypadek szczególny to Indie: "demokracja kastowa" i kraj wielu religii, z większością hinduistyczną. Choć konstytucja gwarantuje wolność religii, w wielu stanach są tzw. ustawy antynawróceniowe, przewidujące kary dla konwertytów. W Indiach od lata tego roku trwają pogromy chrześcijan; ich bilans to kilkudziesięciu zabitych, tysiące rannych, 70 tys. wygnanych z domów, 400 spalonych świątyń.

Wolność jednych, zniewolenie innych

Dlaczego świat - społeczność międzynarodowa - nie robi nic albo prawie nic? Dlaczego wszyscy jakby przywykli, że chrześcijanie są prześladowani? Dlaczego gdyby w którymś z krajów Europy zabito imama, wiadomość o tym trafiłaby na czołówki światowych mediów, a śmierć chrześcijańskiego duchownego w Turcji kwitowana jest wzmianką?

Na takie pytania można usłyszeć różne odpowiedzi. Najtrafniejsza wydaje się chyba taka, że z wolnością religijną jest trochę jak z prawami człowieka: teoria sobie, a realia sobie. Równo 60 lat temu, 10 grudnia 1948 r., Zgromadzenie Ogólne ONZ proklamowało Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Ale sytuacje, gdy społeczność międzynarodowa decydowała się gdzieś na interwencję motywowaną ich łamaniem, były wyjątkowe. Decyduje Realpolitik: realna była interwencja w Kosowie, nierealna jest w Korei Północnej czy Arabii Saudyjskiej.

Zresztą aby zobaczyć, jak trudno jest domagać się egzekwowania wolności - także religijnej - nie trzeba sięgać do Arabii. Obok Afganistanu to Irak stał się ostatnio obiektem najbardziej intensywnych "działań prometejskich" Zachodu. O efektach można dyskutować, ale jeden ze skutków ubocznych jest taki, że pełna wolność dla irackich muzułmanów skutkuje zniewoleniem i "oddolnymi" prześladowaniami irackich chrześcijan. W 2003 r. żyło ich tam 800 tys. - członków społeczności liczącej 2000 lat. Dziś zostało 300 tys., reszta wyemigrowała. W mieście Mosul kilka lat temu żyło 25 tys. chrześcijan. Dziś zostało pięciuset.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2008