Węże i gołębice

Zdajemy sobie sprawę z ogromu zła wokół nas, z którym nie wolno się pogodzić, ale nie walczymy z całym złem tego świata - wyznaczyłyśmy sobie niewielkie pole, na którym pracujemy.

04.12.2006

Czyta się kilka minut

Giotto: cnota roztropności /
Giotto: cnota roztropności /

TYGODNIK POWSZECHNY: - Od czego trzeba zacząć, by postępować w życiu roztropnie?

IRENA DAWID-OLCZYK: - Od właściwego wychowania. Zwykle nie zwracamy na to uwagi, że polskie dzieci, zwłaszcza dziewczynki, wychowywane są przede wszystkim do posłuszeństwa i do spełniania cudzych oczekiwań. Roztropność wymaga natomiast zaufania do siebie, samodzielności i treningu podejmowania decyzji. Wobec tego niewiele dziewczynek ma szansę na zdobycie cnoty roztropności. Żeby nauczyć się podejmować roztropne decyzje, muszę być przekonana, że mam prawo decydować. Zauważmy, że gdy strofujemy nasze dzieci, często w gniewie odruchowo zadajemy okropnie szkodliwe pytanie: kto ci kazał? Zdradzamy w ten sposób założenie, które tkwi w naszym myśleniu: dziecko ma robić wyłącznie to, co mu kazano, jego własną inicjatywę traktuje się jako zło.

Osoby, z którymi pracuje La Strada, a więc głównie młode kobiety wciągnięte do seksbiznesu, są najczęściej obciążone takim wadliwym wychowaniem. Dlatego staramy się przede wszystkim nauczyć je samodzielnego podejmowania decyzji oraz pokonania lęku przed popełnianiem błędów - w pewnym sensie nieuniknionych, bo samodzielności i odpowiedzialności uczymy się także na własnych błędach. Natomiast sutenerzy bardzo pracują nad tym, by prostytutki były przekonane, że nie potrafią same podejmować prawidłowych decyzji i ich egzystencja całkowicie zależy od "opiekuna".

Żeby być roztropnym, trzeba też nauczyć się samodzielnie oceniać sytuację. Musimy się więc zgodzić, że osoby, z którymi pracujemy, będą oceniały sytuację z własnego punktu widzenia. La Strada przyjęła zasadę nieoceniania samej prostytucji. Natomiast uznajemy za zło zmuszanie do niej i utratę kontroli nad własnym życiem. Takie nienarzucanie nikomu własnego punktu widzenia czy systemu wartości jest dość trudne. Miałam klientkę - używamy takiego neutralnego słowa, by nie wiązać naszych podopiecznych kolejnym układem zależności, La Strada po prostu świadczy usługi psychologiczne, prawne i socjalne - która dla młodego chłopaka zrezygnowała z możliwości kształcenia się i osiągnięcia pewnego poziomu życia. Oboje nie mieli środków utrzymania, żyli w skrajnej nędzy, a mimo to dziewczyna była autentycznie szczęśliwa. Urodziła dwoje dzieci, czuła się kochana. Gdy ją spotkałam, zrozumiałam, że mój wewnętrzny opór wobec jej wyborów wynikał z mojej wizji życia, w której ważne jest przede wszystkim wykształcenie, dobra praca, pewien poziom życia, ewentualnie jakiś miły mężczyzna.

Przymus

- Co jest najtrudniejsze w roztropności, którą Panie muszą się wykazywać w swojej pracy?

- Powiem tak: możemy nie zdążyć opracować jakiegoś projektu - wtedy co najwyżej nie dostaniemy od jakiejś instytucji pieniędzy. Zawsze jednak możemy szukać ich gdzie indziej. Ważne, by się znalazły na czas. Natomiast nie możemy sobie pozwolić na błędy dotyczące klientek. Do naszych schronisk trafiają dziewczyny w bardzo ciężkich stanach psychicznych, wręcz na granicy samobójstwa, dlatego musimy np. pilnować, by szafka z lekami w schronisku była zawsze zamknięta. To są sprawy oczywiste. Trudniej odnaleźć równowagę między naciskiem na klientki, by wywiązywały się z zawartych z nami kontraktów, a pozostawianą im przestrzenią swobody, konieczną do tego, by nauczyły się samodzielności. Trudno też czasem ocenić stopień zagrożenia. Jakiś czas temu dostałyśmy informację o dziewczynie zmuszanej do prostytucji. Z innych informacji wynikało, że jednak ma swobodę poruszania się. Zwlekałyśmy więc z interwencją policji, chcąc mieć pewność co do oceny sytuacji. I dosłownie w ostatnim momencie dziewczyna została wyrwana z agencji, gdyż jej "opiekunowie" planowali przenieść ją w inne miejsce.

Niekiedy rzeczywistość nas przerasta. Pewna Rosjanka z Kaliningradu trafiła do agencji na jednej z greckich wysp. Została przekazana miejscowej policji, która z powrotem oddała ją do burdelu. Jeszcze tej samej nocy rzekomo popełniła samobójstwo. Jej ojciec do dzisiaj walczy, by udowodnić sutenerom morderstwo. Więzi w małych lokalnych społecznościach są tak silne, że obcy jest całkowicie bezbronny. I dotyczy to - co może zaskakiwać - także Polski. Niedawno zaopiekowałyśmy się dziewczyną zmuszaną do niewolniczej pracy na polskiej wsi. To pierwsza ujawniona nam ofiara niewolnictwa w Polsce. W tej chwili zamierzamy szukać takich osób.

- Przypadek ten nie dotyczy prostytucji?

- Zapewne wymuszeniem usług seksualnych by się skończyło, gdyż w sytuacji niewolnictwa mechanizm psychologiczny, który kieruje sprawcą, prowadzi do coraz większego wykorzystywania ofiary. Najpierw wymusza się pracę po czternaście godzin dziennie za jedną bułkę, potem za bułkę co drugi dzień, potem...

Problemy mamy także z nieprecyzyjnie sformułowanym prawem, np. polskie prawo karze oddanie innej osoby w stan niewolnictwa i handel niewolnikami. Jeśli ofiara w dobrej wierze zatrudniła się u kogoś, kto ją niewolniczo wykorzystuje, a jednocześnie ma ona teoretycznie nawet niedużą swobodę poruszania, nie można sprawcy ukarać. Większość krajów w Europie posiada taką lukę w prawie, ale zostało to już zauważone i może niebawem się zmieni.

Emocje

- Roztropność jest cnotą moralną, która - jak głosi teoria - w ocenie sytuacji powinna w pierwszym rzędzie kierować się zasadami moralnymi. Dlatego intryguje nas neutralność La Strady wobec oceny prostytucji jako takiej.

- Dobrowolne prostytuowanie się jest krzywdzeniem siebie, pozbawianiem siebie czegoś ważnego - tak to widzę. Mogę próbować roztropnie wpływać na świadomość moich podopiecznych, by także to dostrzegły. Ale po pierwsze, same muszą dojrzeć do takiej świadomości. A po drugie, wykluczony jest tu jakikolwiek przymus czy narzucanie czegokolwiek. W przeciwnym przypadku nasza praca byłaby zastępowaniem jednego przymusu przez drugi. Dlatego stawiamy sobie za cel ratowanie ofiar ewidentnego przymusu, które same nie są w stanie poradzić sobie z tą sytuacją. Nie ingerujemy w sytuacje, kiedy prostytucja jest dobrowolnie wybrana, jako np. źródło utrzymania.

Á propos różnego postrzegania rzeczywistości opowiem Panom pewną anegdotę. Prowadziłam szkolenie dla nauczycieli. W wolnej chwili rozmawiałam przy kawie z dwiema sympatycznymi nauczycielkami w średnim wieku o motywach podejmowania się prostytucji. Zadałam im pytanie: jeśli potrzebowałyby pieniędzy na operację swojego dziecka, a miały do wyboru tylko dwie możliwości - ukraść albo sprzedać swoje ciało - co wybrałyby? Obie równocześnie odpowiedziały: - Przecież to oczywiste! Okazało się, że każda z nich za oczywistą potraktowała inną z tych dwóch możliwości.

Zanim moralnie ocenimy dziewczyny godzące się na prostytucję, uświadommy sobie, że często ich wyjazd z domu rodzinnego jest pierwszą w życiu samodzielnie podjętą decyzją, że opierały się one na cudownej rzeczy - zaufaniu do drugiego człowieka, że chciały zmienić swoje życie. W następstwie tego otrzymały od świata komunikat: "nie wolno ci ufać ludziom ani sobie, bo podjęłaś złą decyzję, siedź na miejscu i licz krowie ogony, bo nic cię w życiu lepszego nie czeka". Zamiast oceniać, trzeba im przywrócić wiarę w siebie i wiarę w ludzi.

- Kto Pani zdaniem ma większe wrodzone poczucie roztropności: mężczyźni czy kobiety?

- Zdecydowanie kobiety, gdyż jesteśmy zwykle bliżej życia. Na przykład nie będziemy nieroztropnie wywoływać wojen, bo wiemy, jak ciężko jest urodzić człowieka i doprowadzić go do dorosłości. Nie będziemy zatem bezmyślnie mordować ludzi. Wiemy także, ile trudu kosztuje zorganizowanie codziennego życia. W związku z tym mamy chyba mniejsze tendencje do destrukcji w imię wielkich idei: patriotyzmu, religii, państwa itd.

- Pracując z ofiarami męskiej brutalności trudno chyba potem w ogóle ufać mężczyznom?

- Odpowiem tylko w swoim imieniu: czasami trudno; co gorsza, niekiedy nie sposób oddzielić pracy od prywatności. Mój towarzysz życia powiada, że często czuje się jak... żona policjanta. Staram się nie opowiadać mu o tym, czym się zajmuję, bo w domu chcę się oderwać od spraw zawodowych; wszelkie problemy z emocjami - to chyba roztropne - staramy się rozwiązywać tu, w biurze, i we własnym gronie.

- Jak radzicie sobie psychicznie, kontaktując się bezustannie ze światem przemocy i ludźmi poniżanymi?

- Coraz gorzej, bo ta praca niesie ze sobą obciążenie psychiczne. Korzystamy z pomocy superwizora, który z pozycji psychologa przygląda się naszej pracy. Każda z nas może też skorzystać z indywidualnej pomocy psychologicznej, a podczas cotygodniowych zebrań urealniamy nasze doświadczenia, czyli staramy się uwolnić od emocji i sprawdzamy, czy nie przyjmujemy perspektywy klientek. Doświadczenie podpowiada, by koleżankom, które dopiero zaczynają pracę, nie powierzać starszych od nich klientek, które łatwo mogą im narzucić swoje zdanie. Co ważne: wspieramy się nawzajem. W naszym zespole pracują wyłącznie kobiety, co powoduje, że nie skrywamy emocji ani problemów, także prywatnych - gdy więc któraś przeżywa kryzys, wszystkie staramy się ją wspierać: zabieramy ją na dyskotekę, szukamy dla niej dobrego psychologa, oszczędzamy w miarę potrzeby.

Miłość

Najtrudniejszym psychicznie obciążeniem nie jest jednak obcowanie ze skutkami przemocy, której ofiarami są nasze klientki, ale nierzadkie poczucie własnej bezsilności, gdy po długiej pracy, kiedy już wydawało się, że jakaś dziewczyna wyjdzie na prostą, nagle okazuje się, że chce wrócić do agencji lub na ulicę. Pytam wtedy sama siebie: jaki błąd popełniłam? Może np. nie zapewniłam jej poczucia sukcesu? Klientka musi bowiem odnieść choćby mały sukces, choćby skończyć kurs poszukiwania pracy czy poddać się terapii u psychologa, by uwierzyć, że warto wrócić do normalnego życia. Ludzi trzeba chwalić, zrozumiałam to pracując z dziećmi niepełnosprawnymi - chwaliłam za wszystko, nawet za to, że nie rozlały zupy. Dziewczyny, z którymi pracujemy, także musimy chwalić, gdyż zwykle pochodzą z domów, gdzie wiele od nich wymagano, ale skąpiono im życzliwości i uznania. Żyły więc w poczuciu klęski, bo krytykowano je za wszystko - zaś oszuści żerują na kobietach zakompleksionych i niedowartościowanych. Wystarczy, że sutener powie: jesteś świetna, a dziewczyna pójdzie za nim na koniec świata, zniesie wszystkie upokorzenia, bo wcześniej nie słyszała od nikogo dobrego słowa. Toteż rozmawiając z matką dziewczyny, która prostytuuje się za granicą, mówię: jeśli pani chce, by córka wróciła do domu, proszę przekazać jej, że ją pani kocha i że jest organizacja, która jej pomoże. Czasem matki reagują niezrozumieniem: "przecież wie, że ją kocham". A jednak ludziom trzeba jak najczęściej dawać dowody miłości i mówić, że się kocha. To bardzo pomaga.

- "Śpieszmy się kochać ludzi"?

- Właśnie! Bycie z osobą kochaną nie jest doświadczeniem danym raz na zawsze. Odchodzą od nas nie tylko umierający rodzice, odchodzą również dzieci, gdy stają się dorosłe. Miłości nie wolno więc odkładać na później, trzeba się śpieszyć z jej okazywaniem, bo kto wie, co zdarzy się jutro. Wielu rodziców popełnia wielki błąd, zbyt rzadko albo wcale nie okazując dzieciom miłości.

Pracując w La Stradzie doszłam do wniosku, że nierzadko sutenerzy okazali moim klientkom więcej uczucia - nawet jeśli było to uczucie pozorne i wyrachowane - niż ich matki i ojcowie. Mistrzostwo w imitowaniu miłości osiągają sutenerki, czyli właścicielki agencji towarzyskich - dziewczyny czują się więc w agencji jak w kochającej się rodzinie, sutenerkę zaś traktują niczym matkę. Agencja, którą postrzegamy jak piekło, okazuje się zatem ,,rodziną zastępczą". Niejedna dziewczyna, opuściwszy agencję, jeszcze po latach wspomina sutenerkę jako najbliższą jej osobę. Pewna Ukrainka opowiadała mi, że gdy klient źle potraktował jej koleżankę, sutenerka uderzyła go butelką w głowę - odtąd dziewczyny wiedziały, że ktoś będzie walczyć o nie jak lwica, a korzystający z ich usług panowie pamiętali, że dziewczynom należy się szacunek. Tyle że sutener nie jest bezinteresowny i żyje ze złudzeń dziewczyny, często niepełnoletniej, spragnionej czułości i akceptacji...

- Praca w La Stradzie wymaga roztropności choćby z tej racji, że narażają się Panie na odwet ze strony świata przestępczego.

- Nie czujemy się zagrożone, bo jak kiedyś powiedział pewien policjant: gdyby którąś z was stuknęła mafia, śledztwo toczyłoby się pod nadzorem ministra - i mafia o tym wie. Przestępczość zorganizowana bywa zresztą bardziej obliczalna niż małżonek-furiat, toteż bardziej zagrożone mogą się czuć osoby, które pomagają ofiarom przemocy domowej. Nie ignorujemy jednak niebezpieczeństwa.

- Czy w Pani pracy zdarzyły się jakieś nieroztropne kroki?

- Kiedy zaczęłam, zdarzyło mi się zameldować u siebie klientkę pochodzącą z Białorusi. Dziewczyna była ofiarą przestępczości zorganizowanej. To szczyt nieroztropności! Wprawdzie nie stało się nic złego, ale przekroczyłam wszelkie granice: po pierwsze, ujawniłam komuś swój prywatny adres; po drugie, wymieszałam życie prywatne z zawodowym, czego pod żadnym pozorem czynić nie wolno.

Kiedyś byłyśmy przekonane, że to, co dobre dla nas, musi być dobre także dla klientek. Musiałyśmy zrezygnować z przykładania swoich miar i wartości do innych kobiet. Zdarza się, że popełniamy typowo kobiece błędy - na co zwrócił nam uwagę superwizor. Jako mężczyzna zauważył, że w rozmowach z klientkami mamy odruch, by na zwierzenie odpowiadać zwierzeniem. Czasem klientka pyta się np. o naszą rodzinę i my jej zaczynamy o niej opowiadać. To nieroztropne, bo to tak, jakbyśmy się zwierzały sutenerowi.

Przebiegłość

- Jezus mówi do Apostołów: ,,Bądźcie roztropni jak węże i nieskazitelni jak gołębice". Czy można pogodzić przebiegłość węża z łagodnością gołębicy?

- Można, traktując przebiegłość jako narzędzie do osiągnięcia słusznego celu. Naszym celem jest dobro kobiety, nikogo innego - nawet jej rodziny. Pewnego razu zadzwoniła do nas babcia klientki, prosząc o umożliwienie kontaktu z wnuczką. Dziewczyna zastrzegła sobie, że nie chce kontaktów z rodziną, lecz babcia tak rozpaczała, że jedna z moich koleżanek podała jej adres. To był błąd, bo nie wiedziałyśmy, czy to aby nie babcia skłoniła wnuczkę do prostytucji. Znów kwestionuję idylliczny obraz polskiej rodziny - nie jest to moje osobiste uprzedzenie, ale konsekwencja wieloletniej pracy z prostytutkami, które zazwyczaj nie mają jakiegokolwiek oparcia w rodzinie. Nie możemy dowierzać krewnym klientek, tym bardziej jeśli znamy ich tylko przez telefon, bo przez telefon można odegrać zatroskaną matkę lub babcię, prawda zaś może być inna. Stajemy więc po stronie klientek, troszcząc się tylko o ich interes.

- Gdy przed laty ,,Tygodnik" zaprosił Panią do ankiety o pielgrzymce Jana Pawła II do krakowskiego Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, sceptycznie powiedziała Pani, że nie wątpi, iż odtąd wiele będzie się mówić o miłosierdziu, ale nie zmieni się nasz stosunek do poniżanych i wyzyskiwanych. Czy z natury jest Pani pesymistką?

- Trudno pałać optymizmem, przyglądając się dziewczynie zmuszanej do niewolniczej pracy, dziewczyna zaś bez sprzeciwu - nikt nawet nie używa wobec niej przemocy fizycznej - godzi się z losem. I gdy się widzi, że nikt jej nie pomaga i nie współczuje. Myśląc o jej losie, utwierdzam się w przekonaniu, że współczucie pozostaje u nas towarem deficytowym.

- Roztropność wymaga, by realnie oceniać własne możliwości. Tymczasem wydaje się, że La Strada porywa się z motyką na słońce.

- Dlaczego? Zdajemy sobie sprawę z ogromu zła wokół nas, z którym nie wolno się pogodzić, ale nie walczymy z całym złem tego świata - wyznaczyłyśmy sobie niewielkie pole, na którym pracujemy. I to jest chyba roztropne, poza tym moja praca pozwala mi zaspokoić poczucie sprawiedliwości.

- Św. Tomasz przekonywał, że cnoty są ze sobą ściśle powiązane, nic więc dziwnego, że Pani poczuciu roztropnego działania towarzyszy wiara w sprawiedliwość.

- Każda działalność rodzi się z wiary - w moim przypadku z wiary w sprawiedliwość, że trzeba poprawiać świat, aby był choćby ciut lepszy i sprawiedliwszy, co wydaje się celem roztropnym, bo realnym. Pracujemy z kobietami, które może nie zawsze skorzystają z naszej pomocy i powrócą do bagna - ale będą pamiętać, że spotkały kiedyś ludzi, którzy nie oceniali i nie gardzili nimi, że nadal przez dwadzieścia cztery godziny na dobę dyżurują przy telefonie, pod który zawsze mogą jeszcze raz zadzwonić.

- Zatem można wierzyć w człowieka, choć na co dzień obcuje się ze złem?

- Jednego jestem pewna: nie sposób zapomnieć o jego godności, o której w La Stradzie nie mówimy zbyt często. Natomiast staramy się, by nasze klientki wiedziały, że - jak każdemu - im także należy się szacunek.

IRENA DAWID-OLCZYK jest menedżerką w La Stradzie - Fundacji Przeciw Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu. W 2004 r. La Strada otrzymała medal św. Jerzego za walkę ze smokiem zobojętnienia, które usprawiedliwia się bezradnością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2006