Wędrówka przez królestwo cieni

Czesław Miłosz: SPIŻARNIA LITERACKA - rzadko się zdarza, by sam pisarz tak precyzyjnie i świadomie wyznaczył końcową granicę swojego dzieła, ale "Spiżarnia..." to rzeczywiście książka ostatnia. "Na tym kończę..." - czytamy w ostatnim zdaniu tekstu, który ją zamyka, i był to koniec nie tylko tego cyklu.

06.09.2011

Czyta się kilka minut

Książka ostatnia, a zarazem piękne i niespodziewane zwieńczenie wieloletniej obecności Czesława Miłosza w "Tygodniku Powszechnym". Był rok 2003, Jerzy Turowicz, przyjaciel poety przez ponad pół wieku, już wtedy nie żył, trzy lata po nim nieoczekiwanie zmarła żona Miłosza Carol. Można było się spodziewać, że pogrążony w żałobie, tracący stopniowo wzrok pisarz zamknie się teraz w sobie, że jego teksty pojawiać się będą coraz rzadziej. Stało się inaczej. W numerze 25. "Tygodnika" datowanym na 22 czerwca 2003 dziewięćdziesięciodwuletni Miłosz zadebiutował jako... felietonista.

Określenie to nie jest zbyt trafne, bowiem składające się na "Spiżarnię literacką" miniatury prozą, inkrustowane obszernymi cytatami, trudno przypisać do konkretnego gatunku, tak czy inaczej chodziło o teksty pojawiające się co tydzień, w osobnej rubryce. Dyktowane regularnie od 25 lutego 2003 do 5 maja 2004 roku Agnieszce Kosińskiej, sekretarce, a także opiekunce Miłosza w ostatnich trudnych latach jego życia, układały się z wolna w całość zdumiewająco rozstrzeloną tematycznie. Przypominały chaotyczną nieco wędrówkę, w której jedynym przewodnikiem jest nieprawdopodobnie wciąż rozległa i żywa pamięć starego poety.

Odbierając od autora kolejne odcinki, miałem coraz mocniejszą świadomość, że lekka, niezobowiązująca forma stanowi po trosze kamuflaż, a humor "Spiżarni" - bo są w niej fragmenty naprawdę zabawne! - podszyty jest mocno melancholią. Jakby autor, świadomy bliskiego końca, chciał jeszcze oddać sprawiedliwość ludziom, o których poza nim niewielu pamięta, ocalić choćby pojedyncze zdania czy chwile, które inaczej bezpowrotnie przepadną wraz ze śmiercią jego umysłu. "Jeżeli wasza pamięć zdoła wyrwać choć cząstkę z otchłani tego, co było, to już dobrze" - pisał w szkicu "Życiorysy".

A przy tym praca nad "Spiżarnią" była dla Miłosza źródłem radości. Mógł teraz wyjaśnić, kim jest tajemniczy "henio" z wiersza Tuwima, albo dać czytelnikowi klucz do poematu Aleksandra Wata, gdzie ukrywa się nieco karykaturalny obraz domu "Kultury" w Maisons-Laffitte. Mógł wrócić do lektur dzieciństwa i młodości, albo objaśnić sens żartobliwego dwuwiersza o pewnej damie, której żabot wpadł do zupy - sens mimo pozorów nieoczywisty. Mógł przywołać postaci Tadeusza Hollendra albo Beaty Obertyńskiej, i zacytować wstrząsający wiersz Jana Darowskiego, poświęcony pamięci o zbrodni na polskich Żydach. Mógł zachwycić się innym wierszem, autorstwa Jana Lechonia, poety, z którym był po wojnie skłócony i o którym wypowiadał się niechętnie.

Cieszył się, gdy kilku czytelników zgłosiło poprawki do odcinka poświęconego tajemniczej pieśni, której bohaterem był Kapitan Papawaj. A w szkicu "Syrokomla" nakreślił zaskakujący obraz: oto Konstanty Jeleński w letnim słońcu Korsyki tłumaczy na francuski utwory Władysława Syrokomli - dziewiętnastowiecznego polskiego poety, którego życie upłynęło na wileńskiej prowincji w najmroczniejszej, międzypowstaniowej epoce zaborów. "W tym pochylaniu się Kota, kosmopolity, nad dziełami polskiej poezji było coś z wzruszającego przywiązania, zwłaszcza kiedy zapuszczał się w sezony tej poezji niemal jałowe" - komentował Miłosz. Pisał chyba także trochę o sobie...

Chwila, kiedy dając nam kolejny odcinek, zatytułowany "Bajki japońskie", Miłosz powiedział, że następnych już nie będzie, była, co tu dużo mówić, smutna i straszna. Kiedy jednak dziś wracam do tej książki, nie czuję już żalu - tylko wdzięczność. (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, ss. 266. Wydanie pierwsze "Spiżarni..." z 2004 roku nie zawierało kilku ostatnich tekstów. Wydanie obecne, przygotowane w ramach "Dzieł zebranych" Miłosza, po raz pierwszy obejmuje całość cyklu, zaopatrzone jest też w przypisy opracowane przez Ewę Kołodziejczyk oraz indeks osób.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2011