Wały przeciwpowodziowe

Bohaterem gali Silesiusa był pełen werwy Tadeusz Różewicz, składający zobowiązanie, iż poezja dolnośląska dorówna osiągnięciom polskiej piłki nożnej.

29.04.2008

Czyta się kilka minut

Najbardziej spektakularnym wydarzeniem festiwalu Port Wrocław było pierwsze wręczenie Nagrody Poetyckiej Silesius. Jury przyznało ją Tadeuszowi Różewiczowi za całokształt twórczości, Julii Szychowiak za debiut (zob. obok tekst Marcina Orlińskiego) oraz Andrzejowi Sosnowskiemu za książkę roku. Wybory raczej nie budzą kontrowersji, jeśli zaś prawdziwe są przecieki, że podczas obrad do ostatniej chwili z Sosnowskim walczył tom Urszuli Kozioł, oznacza to, iż dobrze i na równych prawach obecne były zupełnie różne obszary językowej wrażliwości. Bohaterem gali był niewątpliwie Różewicz; odcień niesamowitości miało jego omyłkowe pożegnanie: "Do zobaczenia w 1912 roku"...

Na motocyklu

Jaki zaś był cały 13. Port Wrocław? Na pewno nie pechowy. Wśród gości znaleźli się m.in. Reiner Kunze i Jurij Andruchowycz, Wojciech Bonowicz, Jerzy Jarniewicz, Zbigniew Machej, Marcin Sendecki, Krzysztof Siwczyk, Piotr Sommer, Andrzej Sosnowski, Dariusz Suska oraz poeci francuscy, obecni w wydanej przez Biuro Literackie antologii Krystyny Rodowskiej "Na szali znaków". Odbywały się debaty krytyków o debiutach oraz strategiach pisania na temat poezji, Stanisław Bereś i Katarzyna Batorowicz-Wołowiec promowali swą monumentalną książkę wywiadów "Wojaczek wielokrotny", zaprezentowano ponad 80 wideoklipów zgłoszonych do konkursu "Nakręć wiersz", a nagrodzone prace, stanowiły nie ilustrację, ale samodzielny artystycznie ekwiwalent utworu poetyckiego, dla bibliotekarzy, księgarzy i nauczycieli przygotowano specjalne sympozjum, słowu poetów zaś towarzyszyły improwizacje zespołu Mikołaja Trzaski. Publiczność? Na widowni pojawiało się od (może) 100 do jakichś 400-500 osób, a więc sporo, choć z pewnością nie były to zdesperowane tłumy szturmujące budynek Teatru Polskiego.

Pierwsze wrażenie, jakie narzucało się w trakcie Portu, nie wiązało się jednak z literaturą, a słowem - kluczem byłaby "profesjonalizacja". Od czasu swego powstania w 1996 r. w Legnicy impreza organizowana przez Artura Bursztę wychodziła poza ramy klasycznych spotkań autorskich, zmierzając po części w kierunku happeningów, podczas których poeci smażyli naleśniki czy strzygli włosy u fryzjera. Teraz jednak skala jest inna i każde spotkanie promujące tom wierszy to zarazem sceniczne przedsięwzięcie z wykorzystaniem muzyki, wyświetlanych na ekranach wizualizacji, bogatej scenografii, maszynerii teatru oraz jego aktorów. Efekty dawało to różne. Gdy Andrzej Sosnowski i Tadeusz Pióro czytali kunsztowne i zabawne utworki Harry’ego Mathewsa, połączenie rytmu poetyckich próz z rytmem muzyki i kaskadami śmiechu słuchaczy tworzyło całość dość narkotyczną. Gdy barwnie ubrany Andruchowycz wykrzykiwał wiersze i rozrzucał rękopisy - niewątpliwie przebijał się do świadomości widowni. Ale już wwieziony na scenę na motocyklu Wojciech Bonowicz czytał teksty zapewne piękne i mądre, lecz przez sporą część publiczności niesłyszane, bo jego głos przegrywał z improwizowanym jazzem. Jeszcze w gorszej sytuacji była niezdradzająca na razie większych talentów showmańskich Julia Szychowiak.

Część takich kłopotów związana była z czysto technicznymi kwestiami, ale budziła też poważniejsze pytania. Czy oprawa nie zdominuje tego, czemu powinna służyć, czyli poezji? Czy festiwalowa przyszłość należy do poetów performerów i czy ci, którzy chcą odnosić medialne sukcesy, muszą w swoje strategie wkalkulować elementy czysto marketingowe? Dawno temu zwrócono uwagę, że w sztukach wizualnych triumfy święcą dziś osobowości dynamiczne, które w innych czasach byłyby może głośnymi awanturnikami lub odkrywcami... Także współczesna poezja z jej chwilami przerażającą egalitaryzacją, rozmytymi kryteriami oceny, płynnymi granicami daje im pewne pole do popisu.

Wyspy intelektualne

Zwłaszcza że na naszych oczach dokonuje się kulturowa przemiana. Jak mówił Jacek Dehnel, coraz więcej młodych ludzi pisze, coraz mniej zaś czyta, a większości tych, którzy zaczynają aspirować do miana twórców, towarzyszą absolutna pewność siebie i przekonanie o własnej znakomitości. Rzecz nie tylko w ilościowym przyroście powstających tekstów, czemu znakomicie sprzyja internet, lecz w czymś głębszym. Obumieraniu wiary w hierarchię, zrównywaniu z sobą wszystkiego, a może nawet zaniku pewnych norm, co jakoś ilustruje anegdota o Różewiczu, do którego zadzwonił pewien ojciec z żądaniem, by pisarz streścił mu "Kartotekę", którą "córka ma przeczytać na poniedziałek"...

By zaistnieć w przestrzeni miasta i świadomości jego mieszkańców, przebić się w mediach, przyciągać sponsorów, ale też dostosować do współczesnego kulturowego pejzażu, imprezy takie jak Port Wrocław muszą się rozwijać - być coraz większe, głośniejsze, "bardziej profesjonalne". Miejmy nadzieję, że rozwój nie odbędzie się kosztem zawartości artystycznej i intelektualnej. Kompromis na pewno jest możliwy, podobnie jak możliwe jest połączenie zadań marketingowych z wysoką kulturą, czemu poświęcona była debata o nagrodach literackich z udziałem prezydentów Gdańska (Pawła Adamowicza), Gdyni (Wojciecha Szczurka) i Wrocławia (Rafała Dutkiewicza). Z ich wypowiedzi wynikało, że u podstaw fundowania przez samorządy wyróżnień dobrze łączą się względy takie, jak promocja miasta, budowanie jego marki, kreowanie jakości życia w nim, ze zobowiązaniem miasta do mecenatu, chęcią władz lokalnych wyręczania w działaniu nieruchawych organów administracji centralnej oraz podtrzymywania życia elit, bez których - jak mówił prezydent Adamowicz - społeczeństwo biednieje i obumiera. A wreszcie tworzeniem instytucji obliczonych na długie trwanie, nowych tradycji, co jest ważne w kraju, przez który przetoczył się niwelujący walec historii. Dodajmy przy tym, że na Nagrodę Gdynia miasto wydaje ok. miliona złotych, co stanowi w przybliżeniu równowartość półtora autobusu. Z kolei niecały milion, wydawany przez Wrocław na Angelusa i Silesiusa, to kropla w budżecie miasta, wynoszącym 3 miliardy zł.

Wszystkie takie działania mogą tworzyć mechanizmy przeciwstawiające się intelektualnej pauperyzacji społeczeństwa. Bo gdy poznaje się wyniki badań czytelnictwa, śledzi poziom działów kultury w wysokonakładowych tygodnikach albo główną część oferty mediów, np. telewizji publicznej, trudno nie pomyśleć, że intelektualne wyspy, o których pisał w swoim czasie Czesław Miłosz, zostaną zatopione wzbierającą falą powodziową głupoty. Nagrody czy festiwale, ambitne pisma są więc manifestacją zapotrzebowania na kulturę, aktem przeciwstawienia się obojętności. Póki możemy, wznośmy te wały przeciwpowodziowe.

Więcej informacji o festiwalu: www.biuroliterackie.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2008