Wajda skarcony

1 Bronisław Wildstein postanowił skarcić Andrzeja Wajdę. A ponieważ cokolwiek czyni, czyni dokładnie, skarciwszy wielkiego reżysera we wtorek, powtórzył tę czynność w czwartek.

04.05.2010

Czyta się kilka minut

Być może zanim te słowa ukażą się w druku, Wajda zostanie skarcony jeszcze kilka razy. Klasycy propagandy wszystkich czasów i ustrojów z pewnością pochwalą ten sposób postępowania z przeciwnikiem.

Skarcenie pierwsze ("O kim nie wolno źle pisać", "Rzeczpospolita" z 27. 04.) wpisane zostało w obronę Marka Króla, byłego właściciela i redaktora "Wprost", z hukiem wyrzuconego z łamów tego tygodnika za felieton brutalnie atakujący Andrzeja Wajdę i Adama Michnika. Powie ktoś: obrona przyjaciela jest czynem szlachetnym. Odpowiem wprost: uwierzyłbym w szlachetność obrony, gdyby nie była przyłączeniem się do ataku. Nie tracąc bowiem okazji, Wildstein nazywa list Wajdy w sprawie pogrzebu zmarłego prezydenta "kuriozalnym wystąpieniem" i dodaje, że reżyser "przestraszył się, iż zabraknie dla niego miejsca w zamku królów". Rzecz jasna: nie brak też sugestii, że Wajda napisał swój list za namową Michnika. Subtelność argumentacji rzuca się w oczy.

Atak drugi ("Wajda i inni, czyli kto gra katastrofą", "Rzeczpospolita" z 29. 04.) nie korzysta z żadnych pretekstów, jest mocny i bezpośredni. Wildstein zarzuca Wajdzie, że w jego wypowiedzi dla paryskiego dziennika "Le Monde" znalazło się pytanie, czy to Lech Kaczyński wydał rozkaz lądowania w Smoleńsku. Zdaniem publicysty "Rzeczpospolitej" tego rodzaju pytanie jest niegodne, sugeruje ono bowiem odpowiedzialność zmarłego prezydenta za katastrofę i śmierć 95 osób (dodajmy jeszcze, że pytanie Wajdy zestawia Wildstein z insynuacyjnymi pytaniami, jakie niegdyś stawiał z sejmowej trybuny Andrzej Lepper).

Nie jestem aż tak szalony, by wdawać się w dyskusję z Bronisławem Wildsteinem, a zwłaszcza: by sądzić, że zdołam zmienić o milimetr jego niezłomne przekonania. Ale, skoro żyjemy (na razie) w demokratycznym kraju, także i mnie wolno cichutko i na boku powiedzieć kilka zdań.

Przeświadczenie Wildsteina o "kuriozalności" listu Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz warto, jak sądzę, skonfrontować z wynikami sondażu, przeprowadzonego z inicjatywy "Gazety Wyborczej" ("Wawel wciąż dzieli", "GW" z 29. 04.). Otóż: na pytanie o to, czy Wawel jest odpowiednim miejscem pochówku dla Lecha Kaczyńskiego, 41 procent respondentów odpowiedziało twierdząco, ale odpowiedzi przeczących było 48 procent. W tym samym sondażu 52 procent pytanych uznało, że najlepszym prezydentem po roku 1989 był Aleksander Kwaśniewski, a tylko 27 procent - że Lech Kaczyński. Znaczy to tyle, że Wajda i Zachwatowicz trafnie odczytali sytuację, kuriozalne jest za to przeświadczenie Wildsteina, iż reprezentuje poglądy zdecydowanej większości (a jeśli ktoś nie wierzy w sondaż "GW", to niech zmusi redakcję "Rzeczpospolitej", by zamówiła analogiczne badania).

Drugi atak Wildsteina dziwi mnie jeszcze bardziej. Otóż: albo chce się dotrzeć do prawdy, albo zakazuje się stawiania niewygodnych pytań. Pytanie Wajdy może się nie podobać zwolennikom zmarłego prezydenta, może razić tych, którzy hołdują zasadzie de mortuis aut bene aut nihil - ale jest to pytanie uzasadnione przez epizod gruziński sprzed dwóch lat. Wildstein może się z tym stanowiskiem nie zgadzać, powinien jednak pamiętać, że jego poglądy nie mają mocy konstytucji.

Skądinąd: zarzuty, które publicysta "Rzeczpospolitej" stawia Wajdzie, można porównać z sądami Marka Siwca, szefa BBN za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Powiada on: "Odpowiedzialność jest w rękach tych (...) którzy wystosowali zaproszenie". I dodaje: "to był polityczny pomysł, aby zabrać taką delegację" (cytuję za portalem onet.pl z 29. 04.). Można się z Siwcem nie zgadzać, nie sposób jednak udawać, że nic nie powiedział i że nic nie wie o kwestiach chronienia najważniejszych osób w państwie. Trudno też nie spostrzec, że jego pytania i stwierdzenia stawiają kwestie odpowiedzialności za katastrofę jeszcze ostrzej niż pytanie Wajdy.

W "Rzeczpospolitej" z 29. 04., na stronie sąsiadującej z artykułem Bronisława Wildsteina, znaleźć można list Jacka Jadackiego, zakończony szlachetnym wezwaniem: "Szanuj każdego człowieka - nawet wroga!". Cóż powiedzieć? Wszyscy powinniśmy tę dyrektywę powtarzać (co najmniej) kilka razy dziennie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2010