W Watykanie bez zmian

Ci, którzy za pontyfikatu Jana Pawła II narzekali, że Kościół nie może żyć od jednego nadzwyczajnego wydarzenia do drugiego, muszą być zadowoleni. Wśród moich watykańskich rozmówców panuje przekonanie, że w Kurii Rzymskiej nic się nie dzieje.

05.02.2007

Czyta się kilka minut

fot. K. Atys - Agencja Gazeta /
fot. K. Atys - Agencja Gazeta /

Wstępując na tron Benedykt XVI, w przeciwieństwie do Jana Pawła II, Kurię Rzymską znał doskonale. Przepracował w niej 24 lata (od 25 listopada 1981 do 2 kwietnia 2005 r.). Co więcej, jak sam stwierdził w "Raporcie o stanie wiary": "niewygodne stanowisko" prefekta Kongregacji Doktryny Wiary "ma jedną zaletę - daje przegląd ogólnej sytuacji". Teraz jednak stał się Kurii zwierzchnikiem, a zarazem - jeśli wolno tak powiedzieć - zakładnikiem. Rządzi Kurią, ale bez niej byłby bezradny w rządzeniu Kościołem. Jedyne, co może, to dobierać takich ludzi (przynajmniej szefów dykasterii), którym może bezgranicznie ufać.

Rzeczy drugorzędne

Kurialiści, jak Watykan Watykanem, zawsze narzekali na funkcjonowanie Kurii. Także poglądy obecnego papieża na jej działalność (nie tylko zresztą jej, ale w ogóle różnych kościelnych instytucji) znane są od dawna - nigdy ich nie skrywał. Np. w roku 1990, na Mityngu Przyjaźni Narodów w Rimini, w wygłoszonym tam wykładzie "Zawsze odnawiająca się wspólnota" powiedział m.in.: "Po Soborze stworzyliśmy liczne nowe struktury, wiele rad na różnych poziomach, tworzy się je nadal... Musimy być świadomi, że te struktury pozostają rzeczami drugorzędnymi, jako pomoc dla celu pierwszorzędnego, i gdy ewentualnie będzie taka potrzeba, muszą zniknąć, aby nie przerodziły się, by tak rzec, w Kościół. W tym znaczeniu zaapelowałem o rachunek sumienia, który mógł­by rozciągnąć się także na Kurię rzymską, wezwałem, aby rozważono, czy wszystkie istniejące dziś dykasterie są konieczne. Po Soborze mieliśmy już dwie reformy Kurii, a zatem nie jest wykluczona trzecia".

Ten nadmiar instytucji i zadań, które Kościół na siebie nałożył, jest - mówił - "jak pancerz Saula, który przeszkadzał iść młodemu Dawidowi". I dodał: "Zawsze trzeba kontrolować, czy instytucje, które kiedyś były pożyteczne, są nimi nadal". Kościołowi - zdaniem kard. Ratzingera - konieczny jest jeden tylko element instytucjonalny, "ten nadany mu przez Pana: struktura sakramentalna Ludu Bożego ześrodkowana na Eucharystii".

Kardynał nabiera doświadczeń

Od razu po konklawe głośno więc było o planowanej przez nowego papieża reformie Kurii. Agencje donosiły, że Benedykt XVI powołał komisję, której zadaniem jest opracowanie projektu zmian.

Z woli Papieża na jej czele stanął kard. Attilio Nicora, szef Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej. Nieoficjalnie mówiono, że Benedykt chce zredukować liczbę urzędów, łącząc te mające podobny zakres odpowiedzialności, np. biuro prasowe z Papieską Komisją ds. Środków Społecznego Przekazu, a Papieską Radę ds. Rodziny z Radą ds. Świeckich. Włoska prasa wielokrotnie zapowiadała, że w najbliższym czasie należy spodziewać się także radykalnych zmian personalnych, przede wszystkim na stanowiskach prefektów większości kongregacji.

Papież po inauguracji zatwierdził wszystkich na ich dotychczasowych stanowiskach. Mówiono: na razie. Ale wielkie zmiany do dziś nie nastąpiły. Owszem, miały miejsce pewne roszady personalne - jednak nieliczne. Faktycznie kilka watykańskich instytucji zostało niejako połączonych unią personalną ich szefów. Jednak tylko kilka, a same instytucje transformacji nie uległy.

Pierwszą ważniejszą zmianą było zwolnienie z zajmowanego stanowiska przewodniczącego Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego, abpa Michaela Louisa Fitzgeralda. Brytyjski zakonnik ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki (tzw. Ojców Białych) został mianowany sekretarzem Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego w styczniu 1987 r., a 1 października 2002 objął funkcję szefa Rady. Ten wybitny znawca islamu został w lutym 2006 r. mianowany nuncjuszem apostolskim w Egipcie oraz przedstawicielem Stolicy Apostolskiej przy Lidze Arabskiej. Jego miejsce na czele Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego zajął dość zaawansowany w latach (ur. w 1930 r.) kard. Paul Poupard, pozostający nadal przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Świeckich.

20 maja 2006 r. mocą decyzji Benedykta XVI zniknął z Watykanu prefekt Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów, najpotężniejszej watykańskiej dykasterii (własne, i to znaczne fundusze, własny uniwersytet, decydujący wpływ na mianowanie biskupów w krajach misyjnych; kardynał-prefekt tej Kongregacji nie bez kozery nazywany bywa "czerwonym papieżem") - kard. Crescenzio Sepe. Papież mianował go arcybiskupem metropolitą Neapolu. Stosunkowo młody (ur. 1943) purpurat, który za pontyfikatu Jana Pawła II zrobił zawrotną karierę kurialną, usłyszał ponoć od Papieża, że potrzebne mu jest doświadczenie pastoralne, którego nie miał, a Neapol czeka na pasterza odznaczającego się silną osobowością. Miejsce kardynała Sepe zajął Hindus kard. Ivan Dias, dotychczasowy arcybiskup Bombaju, który w Watykanie, a zwłaszcza wśród nowych współpracowników szybko zyskał powszechne uznanie.

Pusta Sala Stampa

Do dziś niejakie zdumienie budzi reorganizacja watykańskiego biura prasowego. Miejsce szarej eminencji Joaquina Navarro-Vallsa, mającego zawsze dostęp do Jana Pawła II hiszpańskiego dziennikarza i członka Opus Dei, zajął - zachowując dawne obowiązki - dyrektor Radia Watykańskiego i Watykańskiej Telewizji, jezuita o. Federico Lombardi. Wywiązywanie się z trzech funkcji wymaga niewątpliwie nadludzkiej pracowitości i systematyczności, a współbracia zakonni żartobliwie proszą go, by się przygotował na czwartą - generała zakonu jezuitów, bo jest poważnym kandydatem w wyborach na zbliżającej się kapitule.

Jeśli mowa o mediach, warto dodać, że Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu od dłuższego czasu nie ma sekretarza. Na jej czele od wielu lat stoi Amerykanin abp John Patrick Foley. Niektórzy widzą w tych decyzjach sygnał, że Stolica Apostolska nie zamierza się zbytnio zajmować mediami. Dziennikarze zresztą nie sprawiają nadmiernych kłopotów: watykańska Sala Stampa, kiedyś tętniąca życiem i stale wypełniona ludźmi, dziś na ogół świeci pustkami. Żadnych newsów nikt nie oczekuje.

I jeszcze o relacjach z dziennikarzami. Kiedy w czasie podróży do Polski dziennikarze w rozdanym wcześniej papieskim przemówieniu z Oświęcimia nie znaleźli słowa Szoah i podzielili się tym odkryciem z Navarro-Vallsem - tekst został na czas poprawiony. Na słynny fragment z Ratyzbony, który miał potem tak zbulwersować wyznawców islamu, zwrócono wcześniej uwagę ojcu Lombardiemu, który przekazał to komuś z papieskiego otoczenia. Ale skończyło się tak, jak się skończyło, i Papież musiał się tłumaczyć.

Buczenie pszczół

No i wreszcie zmiana oczekiwana, poniekąd oczywista: 15 września 2006 r. Benedykt XVI wskazał najbliższego współpracownika. Stanowisko sekretarza stanu, w miejsce blisko 80-letniego kard. Angelo Sodano, zajął dawny bliski współpracownik kard. Ratzingera, wieloletni sekretarz Kongregacji Doktryny Wiary kard. Tarcisio Bertone. Nominacja ta wywołała w Watykanie spore poruszenie. Ktoś, kto mi o tym opowiadał, porównał je do buczenia pszczół w poruszonym ulu. Rezydujący w Watykanie lub w jego pobliżu czcigodni kardynałowie-

-emeryci nie kryli niezadowolenia: jak można sekretarzem stanu mianować kogoś bez wyrobienia politycznego?! Kard. Bertone zaś, chcąc się wymówić od trudnego obowiązku, zasłaniał się nieznajomością języka angielskiego. Na co Benedykt XVI, że to nic nie szkodzi, bo angielskiego nie znają nawet tak wybitni politycy jak Helmut Kohl.

Polacy, którzy zajmują przydzielone im za poprzedniego pontyfikatu stanowiska, zapewniają, że w Watykanie czują się potrzebni i akceptowani. Jednym z papieskich sekretarzy jest ks. Mieczysław Mokrzycki, Polakami są sekretarze kard. Giovaniego Battisty Re, prefekta Kongregacji ds. Biskupów, oraz wspomnianego kard. Bertone. Jeśli wśród naszych rodaków następują zmiany stanowisk, to nie w związku z reformą Kurii. Sekretarz Kongregacji ds. Kanonizacyjnych bp Edward Nowak obejmuje stanowisko duszpasterza Polaków za granicą, a kierownik polskiej sekcji Sekretariatu Stanu, ks. prałat Paweł Ptasznik, pozostaje na stanowisku i jednocześnie pełni obowiązki rektora polskiego kościoła w Rzymie. Ważną misję otrzymał o. Wojciech Giertych, którego Benedykt XVI wybrał na stanowisko Teologa Domu Papieskiego (zastąpił szwajcarskiego teologa, pod koniec pełnienia urzędu mianowanego kardynałem o. Georgesa'a Cottier, także dominikanina). O. Giertych, wykładowca teologii moralnej na rzymskim Uniwersytecie Angelicum, urodził się w Londynie w

1951 r., święcenia otrzymał w 1981 r., mówi po angielsku, francusku, hiszpańsku, niemiecku i rosyjsku. Do jego obowiązków należy m.in. teologiczna rewizja przemówień, które dla Papieża przygotowują inne osoby. Chyba nie ma ich zbyt wiele i w ogóle nie przypuszczam, by przy tym papieżu jego Teolog był przeciążony pracą. Benedykt XVI - o czym się zwykle nie pamięta - jest jeśli nie pierwszym, to pierwszym od bardzo dawna papieżem-teologiem.

Papież jak prefekt

A Papież? Papież funkcjonuje inaczej niż poprzednik. Mówi się, że styl pracy ma podobny jak wtedy, kiedy był prefektem Kongregacji: z uwagą czyta dokumenty, jest niezmiernie pracowity, systematyczny, zaangażowany.

Jego nadworny fotograf, Arturo Mari, mówi, że ma wiele wolnego czasu. Nie musi być na porannych Mszach w kaplicy, nie jest wzywany do papieskich apartamentów w porze obiadu i kolacji, bo Benedykt XVI rzadko kiedy kogokolwiek u siebie przyjmuje. Arturo dodaje, że z nowym Papieżem pracuje mu się bardzo dobrze. Gdy fotografował go w czasie wakacji, Benedykt XVI szedł

i zatrzymywał się według wskazówek pytając, czy tak będzie dobrze.

Inny jest styl rutynowych spotkań Papieża z szefami dykasterii. Do rozmowy z Benedyktem każdy z nich starannie się przygotowuje, idzie z dokładnym planem rozmowy, świadom, o czym ma rozmawiać. Tymczasem Benedykt XVI często zaskakuje, podejmując całkiem inny wątek, świadczący o doskonałej orientacji.

Kiedy Papieżowi dostarczane są dokumenty spraw, których rozwiązanie należy do niego, nie zadowala się akceptowaniem sugerowanej propozycji. Często odręcznie proponuje inne rozwiązania. Na końcu pisze np., że widzi trzy możliwości, a sam najbardziej przychyla się do drugiej.

Ogromną wagę przywiązuje do nominacji biskupich. Wie, że w znacznej mierze to, jaki Kościół po sobie zostawi, zależy od lokalnych pasterzy. A lata przepracowane w Kongregacji sprawiają, że zna ludzi Kościoła ze wszystkich krajów świata.

Wiele czasu poświęca przygotowaniu przemówień i homilii. Słuchając go, łatwo wychwycić specyficzny, jasny i precyzyjny sposób myślenia, znany czytelnikom niezliczonych książek Josepha Ratzingera, których wznowienia cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Pisze zresztą nową książkę: o Chrystusie. Niebawem ukaże się jej pierwsza część, dziesięć rozdziałów. We wstępie Papież wyjaśnia, że ponieważ nie wie, ile Bóg da mu jeszcze życia, woli oddać czytelnikom to, co już napisał.

Benedykt XVI nie jest entuzjastą publicznych zgromadzeń, nie przepada za głoszeniem kazań do tłumów, woli uniwersytecką aulę, spotkanie ze spontanicznymi pytaniami od hałaśliwych uroczystości, a jednak - o dziwo! - jest rekordzistą. Żaden papież przed nim nie gromadził takiej liczby pielgrzymów na środowych audiencjach i niedzielnym "Aniele Pańskim".

Widać, przez każdego papieża inaczej działa Duch Święty i moc Boża.

PS. Watykan jest instytucją dobrze uporządkowaną. Obowiązujące w niej prawa i zarządzenia są ściśle przestrzegane: zarówno te, które określają, gdzie kto może parkować samochód i w jakim stroju może wejść na teren Państwa Watykańskiego, jak i te, które mówią, kto i kiedy może się zbliżyć do Papieża. Jeśli po audiencji generalnej mają prawo zbliżyć się doń obecni na sali biskupi, to żaden Szwajcar żadnemu biskupowi drogi halabardą nie zagrodzi. Piszę o tym w związku z okrzykami zgrozy wywołanymi tym, że po ostatniej audiencji generalnej do Benedykta XVI podszedł abp Juliusz Paetz. Wyjaśnijmy: arcybiskup ten w znanych okolicznościach złożył rezygnację z urzędu i Jan Paweł II rezygnację przyjął. Jeśli żaden sąd emerytowanego metropolity poznańskiego nie skazał (bo nikt z oskarżeniem do prokuratury przeciwko niemu nie wystąpił), nie wolno nazywać go - jak czynili to niektórzy - przestępcą. Jeśli nie ciąży na nim ekskomunika, nie jest wyłączony z Kościoła. Może nam się nie podobać, że arcybiskup podszedł do Papieża, ale nie można tego traktować ani jak przestępstwa, ani też jako absolucji.

---ramka 483311|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2007