W świecie archiwów

Tematem przewodnim Miesiąca Fotografii w Krakowie jest tym razem archiwum fotograficzne. Tradycyjnie też część prezentacji poświęcono artystom pochodzącym z jednego kraju. W 2009 r. są to Czesi.

01.06.2009

Czyta się kilka minut

W ostatnich latach podkreśla się znaczenie archiwów fotograficznych. Przekopuje się je w poszukiwaniu zapomnianych lub dotąd niedostrzeżonych artystów. Podważane są nasze wyobrażenia o dziejach fotografii, zmieniają się dotychczasowe hierarchie. Dostrzeżono też znaczenie archiwów fotograficznych w tworzeniu wyobrażeń o przeszłości i w kształtowaniu pamięci historycznej. Zdjęcia mają zaświadczać o istotnych wydarzeniach ubiegłego wieku, dawać świadectwo zbrodniom popełnianym w imię ideologii, ale też przypominać o ich ofiarach. Trudno w tej sytuacji nie stawiać pytania o sposób ujawniania odnajdywanych fotografii, o dokonywane wybory, o status archiwów, o ich funkcje społeczne. Wreszcie o zasady i ograniczenia w posługiwaniu się zbiorami fotograficznymi.

Z jak wieloma problemami mamy do czynienia, dowodzi "Archiwum Centralne" - główna wystawa tegorocznego Miesiąca zorganizowana w dawnych pomieszczeniach Fabryki "Erdal". Znalazły się na niej fotografie wykonywane przez komunistyczną służbę bezpieczeństwa i Pracownię Fotograficzną praskiej Żydowskiej Gminy Wyznaniowej podczas II wojny światowej. Zdjęcia martwych zwierząt ze zbiorów Biblioteki Instytutu Ochrony Przyrody PAN i archiwum słynnej Kowalni, czyli pracowni Grzegorza Kowalskiego na warszawskiej ASP.

Pod hasłem "archiwum" można znaleźć bardzo różne fotografie. W jednej części wystawy pokazano prywatne zdjęcia wykonane przez niemieckich żołnierzy podczas II wojny światowej. Nie dokumentują one walk, lecz pozostały czas: nudę koszar, zwiedzanie, wypoczynek. Są na nich mężczyźni bawiący się, często w sposób niezbyt wyrafinowany. Nie stronią od podszytych erotyzmem żartów. W tych zdjęciach rzadko można znaleźć grozę czy tragizm tamtego czasu. Grupkę pozujących nago do zdjęcia można nieopatrznie uznać za niegroźnych kawalarzy, którzy na chwilę wyrwali się z domowego zacisza. Jest w tych fotografiach - chwilami zabawnych, przedstawiających banalną codzienność - coś przerażającego. Zwłaszcza że obok można obejrzeć dość niezwykłe zdjęcia pokazujące przedmioty zrabowane czeskim Żydom w dobie Holokaustu. Na polecenie niemieckich władz wykonywano ich dokumentacje. Poszczególne fotografie przypominają katalogi handlowe: na jednym zgromadzono dziesiątki termometrów, na innym pokazano zegary. Wreszcie w byłej fabryce można zobaczyć zdjęcia wykonane przez polską bezpiekę podczas wydarzeń poznańskich w 1956 r. oraz przez czeską w latach 70. To dokumenty, świadectwa, ale wytworzone przez katów lub na ich zamówienie.

Tożsamość fotografii

W "Archiwum Centralnym" są też obecne całkiem odmienne archiwa fotograficzne. Grażyna Makara w cyklu "Wszystkie śluby mojej Mamy" zebrała zdjęcia wykonane w Urzędzie Stanu Cywilnego w czasach PRL-u. Możemy obserwować zmiany obyczajowości, kolejne mody. Z kolei o fotografiach z kolekcji Wojciecha Nowickiego niewiele wiemy. Nie znamy ich autorów ani nie wiemy, kogo przedstawiają. Na własną rękę musimy odczytywać ich znaczenia. Jak podkreśla sam kolekcjoner, "można walczyć o tożsamość tych fotografii", ale - pyta - "po co?". Wystawa pokazuje, jak różny był i nadal jest status archiwów. W każdym z pokazanych przypadków może pojawić się pytanie o traktowanie fotografii jako sztuki. Pytanie o próby uartystyczniania tego, co za wytwory sztuki trudno uznać. Skrajnym przykładem jest wspomniany zbiór Pracowni Fotograficznej. Te zdjęcia - wykonane w czasach Zagłady - są utrzymane w konwencji sztuki awangardowej. Mogą wręcz zachwycać wyczuciem formy, ale czy powinny? Okazuje się, że do estetycznego wymiaru można sprowadzić wszystko, nawet pokazaną na tej wystawie dokumentację fotograficzną zmienności genetycznej w europejskiej kolekcji odmian buraka ćwikłowego. Tym zdjęciom, wykonanym jedynie w celach dokumentacyjnych, nie sposób odmówić pewnej atrakcyjności wizualnej. Ale problematyczne mogą okazać się także archiwa artystyczne. Na wystawie pokazano dwa: Zbigniewa Dłubaka i wspomnianej już Kowalni. Są one cennym źródłem wiedzy, ale czy każdemu z ich fragmentów można nadawać artystyczną rangę?

Tegoroczny festiwal zachęca wręcz do stawiania podobnych pytań. W Galerii Camelot można zobaczyć prace Arnolda Odermatta "Karambolage", który jako fotograf policyjny dokumentował wypadki drogowe. Te bardzo oszczędne zdjęcia, czasami powtarzające te same ujęcia, okazują się dziś niezwykle atrakcyjne wizualnie i bliskie strategiom współczesnych artystów tworzących fotograficzne katalogi wybranych zdarzeń, widoków czy rzeczy (w tegorocznej edycji Miesiąca Fotografii można zobaczyć kilka takich projektów). Sam Odermatt, utrwalając kolejne katastrofy, raczej nie uznawał siebie za artystę.

Nie można zapominać, że to, co oglądamy, jest dziełem kuratora: wybór prac, ich sposób wystawienia. Wielkim odkryciem ubiegłorocznego Miesiąca Fotografii była Stefania Gurdowa, kobieta-fotograf działająca w latach 1921-37 na galicyjskiej prowincji. Mogliśmy zobaczyć współczesne odbitki jej rewelacyjnych zdjęć, pokazane w sposób, w który ona sama raczej nigdy by ich nie zaprezentowała. Jednak jej oryginalne zdjęcia się nie zachowały, a same odbitki swą skalą przypominały te wykonywane w epoce Gurdowej. W tym roku na wystawie "Witkacy. Psychoholizm" w Bunkrze Sztuki pokazano dobrze już znane fotografie, reprodukowane i prezentowane na wystawach. Jednak powiększono je do znacznych rozmiarów, bardzo odległych od takich, jakie zazwyczaj oglądamy. Zdjęcia stały się jeszcze bardziej atrakcyjne, zwłaszcza seria portretów bliskich artyście osób, wykonanych przez Witkacego w latach 1912-14: Marii i Stanisława Witkiewiczów, Bronisława Malinowskiego czy Artura Rubinsteina. Czy w przypadku fotografii nie ma granic interwencji?

Mniej obecni

Hasło "archiwa" stało się także okazją do pokazania twórczości w Polsce słabo obecnej. Muzeum Narodowe w Krakowie przygotowało poważny przegląd prekursora fotografii prasowej - Weegee’ego, który dokumentował życie Nowego Jorku w latach 30. i 40. To obraz odległy od oficjalnych wyobrażeń o tym mieście. Jego zdjęcia układają się w swoistą kronikę wypadków: zabójstw, kolizji, pożarów. Zawsze był pierwszy na miejscu wydarzenia. Stał obok policjantów czy strażaków - musiał być dobrze poinformowany. Pokazuje świat biednych dzielnic, utrwala wizerunki ludzi odsuwanych na margines. Weegee był osobą niepozbawioną humoru. Często nadawał swoim pracom ironiczne tytuły. Potrafił wykorzystywać zaskakujące okoliczności. Jedną z fotografii, na której tłum przygląda się zastrzelonemu mężczyźnie, nazwał "Miejsca na balkonie z widokiem na morderstwo". Potrafił też tworzyć zdjęcia zaskakująco oszczędne, wręcz minimalistyczne, jak te przedstawiające nowojorskie neony czy opustoszałe ulice miasta.

Natomiast Starmach Gallery wystawia zdjęcia Viktora Kolářa, jednego z najciekawszych przedstawicieli czeskiego dokumentu. Od ponad czterech dekad dokumentuje on rodzinną Ostrawę, kiedyś przemysłowe miasto, teraz zniszczone. Dobrze wydobywa kontrasty, czasami zaskakujące lub zabawne przeciwstawienia.

Innego rodzaju przypomnieniem jest pokaz w Galerii Pauza. Poświęcono go zmarłemu w ubiegłym roku młodemu fotografowi Ireneuszowi Zjeżdżałce. Stworzył on swoiste archiwum Wrześni. W kolejnych cyklach niewielkich zdjęć - jak "Mały album mojego miasta", "Bez atelier", "Inwentaryzacja" oraz "Sedymentacja" - utrwalał marginesy rodzinnego miasteczka, podupadające zaułki, dawne fabryki, opustoszałe zakątki. Czerń i biel odbitek tworzy dystans, nadaje im pozór dawności, która czasami - błędnie - może się kojarzyć z sentymentalizmem. Tym bardziej zaskakujące są prace z najnowszej, nieukończonej serii fotografii w kolorze. W tych pejzażach nie ma prób upiększania czy stylizacji.

Czesi w Krakowie

Miesiąc Fotografii pokazuje jeszcze jedno zjawisko. Artyści sięgają do archiwów, do zdjęć autorstwa innych osób, powstałych przed laty, ale też wykonywanych obecnie. Zamieniają się w edytorów. Z dokonanych przez siebie znalezisk tworzą własne opowieści. Przed rokiem można było zobaczyć w Krakowie wystawę "Real Foto" Mikołaja Długosza. Wykorzystał on znalezione w internecie amatorskie zdjęcia. Zbyněk Baladrán obecny na wystawie w Bunkrze Sztuki pokazuje prace stworzone z fotografii pochodzących z prywatnych i publicznych archiwów. Układa je w nowy sposób, nadaje odmienne znaczenia. Z kolei Aleksander Prugar, którego prace w ramach programu off - przeglądu twórczości najmłodszego pokolenia - pokazała Galeria BB, wykorzystał zdjęcia wykonane przed laty przez własnego ojca. Odnalazł tylko fragmenty negatywów, porysowane, niekompletne.

Fotografie Viktora Kolářa, a także Baladrána pokazano w ramach drugiego cyklu tegorocznego Miesiąca, poświęconego czeskiej fotografii. Obok prac tego ostatniego w Bunkrze znalazły się dzieła artystów tworzących w latach 70. lub dziś ciekawie nawiązujących do strategii wypracowanych w tamtym czasie. Jednak pozostałe wystawy z czeskiego cyklu rozczarowują, a kompletnym nieporozumieniem okazał się duży przegląd najnowszego pokolenia "Aktualizacja.cz" w Muzeum Witrażu. Dominują na niej banał i przewidywalność. Może błędem było przygotowanie slajdowych pokazów, zamiast wystawienia tradycyjnych odbitek. Z kilkudziesięciu nazwisk zapamiętuje się jedno, dwa, jak Dita Pepe, autorka przewrotnej serii autoportretów. Być może wspólny mianownik, jakim jest narodowość, to zbyt mało, by stworzyć ciekawą wystawę.

Miesiąc Fotografii w Krakowie, wystawy czynne do końca maja 2009 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2009