W pogoni za codziennością

W Berlinie rozpoczęło się - po raz szósty - Biennale Sztuki Współczesnej, jedna z najważniejszych imprez artystycznych w tej części Europy.

15.06.2010

Czyta się kilka minut

Tegoroczne Biennale przygotowano pod hasłem: "What is waiting out there". Jego kuratorka Kathrin Rhomberg postanowiła zapytać o związki powstającej dziś sztuki z rzeczywistością, o to, czy i w jaki sposób ujawnia się ona w dziełach artystów. A jeżeli tak, to co oni pokazują? Co ich twórczość wnosi do naszego widzenia, czy oni mogą stać się - powtarzając słowa Artura Żmijewskiego - pełnoprawnymi uczestnikami debaty publicznej, istotnie definiując problemy? Czy też nieporozumieniem jest obecnie mówienie o docieraniu do realności w świecie zdominowanym przez media i powielane przez nie obrazy. Być może artyści są skazani na tworzenie kolejnych symulakrów, ewentualnie na podejmowanie prób demaskowania mechanizmów "fabrykowania rzeczywistości".

Można oczywiście sprowadzić te wszystkie kwestie do jednego: sposobu zaangażowania sztuki, jej politycznego i społecznego wymiaru. Jednak w Berlinie postawiono znacznie szersze pytanie: czy można mówić o realizmie współczesnej sztuki i co dziś realizm miałby oznaczać?

Na Biennale większość z ponad 40 artystów stanowią przedstawiciele młodszego pokolenia - roczniki lat 60., 70. i 80. Rhomberg wybrała twórców mniej oczywistych. Nie jest to - szczęśliwie - festiwal gwiazd. Więcej, w Berlinie znalazła się twórczość chętnie wychodząca poza jej instytucjonalne ramy. Pokazywana jest zresztą w miejscach, które nie są do tego na stałe przeznaczone. Część prac znalazła się w siedzibie KW Institute for Contemporary Art, ale główną ekspozycję ulokowano w opuszczonym, ogromnym budynku sprzed wieku. Inne prace znalazły się m.in. w starym warsztacie, jakiejś dawnej kawiarni czy sklepie, a nawet w zwykłym mieszkaniu.

Można odnieść wrażenie, że przy pomocy tych wszystkich zabiegów kuratorskich chciano uciec od postrzegania sztuki jedynie w estetycznym (ale też merkantylnym) wymiarze, po raz kolejny naruszyć granice między tym, co artystyczne i nieartystyczne, zmieszać twórczość z codziennością.

Stary mistrz

Realizm dziś? To pytanie świadomie odsyła do połowy XIX wieku, do wielkiego sporu o sztukę Gustave’a Courbeta i innych artystów tego czasu. Częścią tegorocznego Biennale stała się wystawa Adolpha Menzla, sztandarowej postaci ówczesnego niemieckiego realizmu. W stałą ekspozycję Alte Nationalgalerie wpisano pokaz jego drobniejszych prac malarskich i rysunków. Znalazły się one obok jednych z najgłośniejszych obrazów niemieckiego mistrza poświęconych Fryderykowi Wielkiemu, ale też "Walcowni żelaza", jednemu z pierwszych przedstawień procesu ówczesnego uprzemysłowienia.

Szkice Menzla wybrane na potrzeby Biennale to drobne studia. Są tu bardzo efektowne malarsko przestawienia rąk i stóp. Jednak największą uwagę przykuwają jego rysunki, bardzo różnorodne przedstawienia, od wyobrażeń robotników po precyzyjnie oddane zwykłe przedmioty: ramy rowerów, instrumenty muzyczne czy szpargały. Dawne, ale wręcz kuszą do analogii z późniejszymi poszukiwaniami artystów (co grozi popadnięciem w ahistoryzm). Jest tu wreszcie kilka przedstawień scen ulicznych, ostro, wręcz klaustrofobicznie kadrowanych, bliskich fotografii, a możne nawet kadrom filmowym.

Pokazano Menzla innego, wyłamującego się z obiegowych wyobrażeń. Jego prace umieszczone w kontekście powstającej dziś twórczości zachęcają do innego spojrzenia na dawnego malarza, także na jego najważniejsze obrazy. Przypominają o jego odkrywczości i innowacyjności. Menzlowi udało się wyjść poza słynną formułę Courbeta sztuki "bez ideału, bez religii" i przenieść doświadczenia realizmu także na opowiadanie o przeszłości. Ustawiał się w pozycji świadka wydarzeń. Stąd zapewne sięganie po reporterski kadr, także w przypadku wydarzeń historycznych.

Powstawały trochę "przypadkowe" obrazy, ujęcia wychodzące poza ówczesne normy. Menzel skutecznie odnowił sposób widzenia, zmienił sposób postrzegania widzów.

Jednak ten zabieg pozwala także na inne spojrzenie na dzisiejszą twórczość. Nie tylko ją problematyzuje, dopisując historyczne konteksty, ale przede wszystkim pokazuje skomplikowanie samego terminu "realizm" i różnorodność postaw wobec tego, co rzeczywiste. Jeżeli szukać jakiegoś wspólnego dla nich mianownika, to warto przypomnieć sformułowanie wybitnego XIX-wiecznego krytyka Julesa Castagnary’ego: "artysta w środku jego epoki". W tym określeniu skupiało się to, co najistotniejsze dla tego czasu: zwrócenie się ku współczesności. A co ona dziś może oznaczać?

Mapa konfliktów

Pozostałe wystawy Biennale pokazują, jak różnie może być dziś rozumiane hasło czytania współczesności. Część prac zarysowuje mapę dzisiejszych konfliktów. Są tu m.in. dramatyczne wydarzenia w Meksyku, którym poświęciła swoją pracę wideo Minerva Cuevas, i pełna napięcia sytuacja na przedmieściach francuskich miast zamieszkałych przez potomków emigrantów w fotografiach Mohameda Bourouissy.

Z kolei Mark Boulos zestawił dramatyczną opowieść ludzi z dorzecza Nigru, regionu wydobycia ropy, pozbawianych możliwości połowów, głównego źródła utrzymania ("wydaliśmy wojnę wszystkim białym" ? mówi jeden z rozmówców), ze zdjęciami maklerów chicagowskiej giełdy, oddających się ekscytującej grze o pieniądze. Natomiast Renzo Martens nakręcił drastyczny film o sytuacji w Kongo, szukając sposobu wyłamania się z narzucanego sposobu opowiadania o biedzie.

Czy z tych i innych prac dowiadujemy się czegoś więcej niż to, co otrzymujemy z ekranów telewizorów czy kolorowych gazet, wręcz epatujących swoistą pornografią przemocy? Chyba tak. Artystom - nie zawsze - udaje się pokazać mechanizmy, także opowiadania czy przekazywania informacji.

Avi Mograbi udał się na granicę izraelsko-palestyńską. Próbuje nakręcić prace nadzorujących przejścia. Często nieskutecznie. W tym filmie powtarza się m.in. słowo "authorization". Żołnierze dopytują się, czy ma zgodę na filmowanie, czy jego obecność została "autoryzowana" przez odpowiednie władze, inaczej mówiąc: czy jego przekaz został uzgodniony z władzą i odpowiada ich intencjom. Obraz każdego konfliktu jest ściśle kontrolowany.

Natomiast Marie Voignier swój film poświęciła procesowi Josefa Fritzla z 2009 roku. Artystka nie pokazuje jego przebiegu, lecz sposób relacjonowania przez media. Podgląda prace reporterów, przygotowania komentatorów, całą "kuchnię" telewizyjną, z wybieraniem co bardziej atrakcyjnych ujęć i szokujących wypowiedzi. Ujawnia sposób powstania przekazu.

Kury w słońcu

Jednak nie tylko w ten sposób artyści rozprawiają się z rzeczywistością. Ich działania mogą mieć odmienny charakter. Bywają jedynie rejestracją prostych, zwykłych działań, jak w przypadku Iona Grigorescu, czy interwencjami w przestrzeń, co świetnie udało się Hansowi Schabusowi przy pomocy wielobarwnych dywanów i lamperii na klatce schodowej, której wzór zaburza nasz proces percepcji.

Ważne na Biennale okazały się próby przyglądania się tożsamości, jej zmienności, sposobom kształtowania przez obyczajowość, ale także modę. Celnie udało się to wszystko uchwycić Ferhatowi Özgürowi na przykładzie spięcia islamu i świata zachodniego. To proste, dość bezpretensjonalne filmy. W jednym dwie starsze kobiety zamieniają się strojami, w innym kobieta na tle Stambułu śpiewa popularną piosenkę Jeffa Burckleya "Hallelujah". Wszystko jest tu zaburzone - płeć (dźwięk idzie z playbacku), kontekst religijny (w tle widać minarety).

Istotne jest wreszcie pytanie o nowy, odmienny sposób opowiadania, również o sprawach dramatycznych. Danh Vo przekształcił swoją pracownię na Kreuzbergu w przestrzeń wystawową. Pomiędzy zwykłymi codziennymi sprzętami znalazły się drobne prace-rzeczy odnoszące się do kolonialnych dziejów. To drobiazgi, niepozorne, na pozór niewiele znaczące, ale przywołujące przeszłość. To, co minęło, funkcjonuje tuż obok nas, w najbliższym otoczeniu.

Natomiast znaczną część KW Institute for Contemporary Art zajęły prace Petrita Halilaja. Próbuje on stworzyć nowy dom rodzinny, uwolniony od niedawnych dramatycznych wydarzeń w Kosowie. Jego elementy znalazły się w berlińskiej galerii. Ogromna konstrukcja rozpycha się w największej sali, część przebiła się przez dach. W innych pomieszczeniach znalazły się rysunki artysty, a nawet zawartość jego szafki, a do przygaleryjnego podwórka wprowadziły się kury. Wygrzewają się na słońcu, zaczepiają zwiedzających. Przestrzenie sztuki i nie sztuki przemieszały się. Rzeczywistość wdarła się do galerii. Może to dziś dystans, a nawet ironia, pozwala na dotarcie do tego, co realne, przedrzeć się przez wielość sztucznych kreacji. Odpowiedzi na pytanie o realizm może być bardzo wiele.

Współpraca Robert Zakrzewski

6. Biennial for Contemporary Art, Berlin, czynne do 8 sierpnia br., kurator Kathrin Rhomberg

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2010