W lidze z Monachium

To nasza racja stanu, abyśmy mieli dobre stosunki z najbliższymi sąsiadami i przyciągali ich do Unii. granice Europy są szersze niż granice Unii Europejskiej.
 / Fot. UM Wrocław
/ Fot. UM Wrocław

Małgorzata Nocuń i Andrzej Brzeziecki: Czy miasto może prowadzić politykę zagraniczną? Rafał Dutkiewicz: Nie powinno, bo to domena państwa. Natomiast może wpisywać się w politykę zagraniczną państwa i Wrocław to robi. Wrocław łączy dwie tradycje – zachodnią, ponieważ historycznie ziemie te należały do Niemiec, i wschodnią, ponieważ część mieszkańców miasta pochodzi ze Wschodu. Jak wyglądał proces godzenia się z tym podwójnym dziedzictwem? Mit dotyczący miejsca, skąd pochodzimy, czyli Lwowa, jest silny. W rzeczywistości tylko kilka procent mieszkańców Wrocławia przyjechało stamtąd, ale byli to ludzie istotni dla odbudowy życia w mieście. Inteligencja i... tramwajarze. W każdym razie tęsknota za Lwowem udzieliła się wszystkim. Gdy dwa lata temu zbieraliśmy datki na pomnik pomordowanych profesorów we Lwowie, mieszkańcy Wrocławia reagowali wręcz entuzjastycznie. Ważne też, że między Wrocławiem a Lwowem nie ma dziś kontrowersji. Pokażę to Państwu na przykładzie pewnej anegdoty. Gdy Andrzej Wajda został honorowym obywatelem Wrocławia, zdarzyła się zabawna rzecz: gdy czytał swoje przemówienie, w pewnym momencie wyraźnie się zawahał – zamilkł na chwilę. Po uroczystości zapytałem: „Panie Andrzeju, czemu Pan się tak zaciął?”. Odpowiedział: „To Krysia [Zachwatowicz – przyp. red.] napisała mi przemówienie. Ja go wcześniej nie czytałem i nagle zobaczyłem, co tam jest napisane: że gdy przyjechaliśmy do Wrocławia, śpiewaliśmy piosenkę »jeszcze jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa«..., a przecież w pierwszym rzędzie siedział mer Lwowa”. Po chwili opowiedziałem o tym merowi Lwowa i on przyjął tę historię z pełnym zrozumieniem, a nawet uśmiechem. Lwów pozostał dla wrocławian miastem mitycznym, ale są też u nas ślady materialne tej przeszłości – Ossolineum, pomnik Fredry czy Panorama Racławicka, która, nawiasem mówiąc, jest mistrzostwem marketingu: pochodzi ze Lwowa, komuniści nie pozwolili jej pokazać i jeszcze wygrywamy z Rosjanami ważną bitwę... Oczywiście obok Lwowa jest ta druga, niemiecka tradycja, są dzieje powojenne i poczucie dumy związane z tym, że zniszczony Wrocław został przez nas odbudowany. Trudno jednak chyba tłumaczyć obywatelom, dlaczego miasto finansuje inicjatywy związane ze Wschodem, jak tłumaczenie książek na rosyjski, a nie np. żłobek czy przedszkole? Nie mam żadnych wątpliwości, że tłumaczenie książki Normana Daviesa o Wrocławiu na inne języki jest dobrą inwestycją w promocję miasta. Wspieramy też Kolegium Europy Wschodniej, z którym jesteście Państwo związani i które w rzeczywistości realizuje fragment polityki państwowej. Przykazał nam to świętej pamięci Jan Nowak Jeziorański, który zakładał tę instytucję. Jeśli chodzi o działania we Lwowie, to nie jest to tak trudne do wytłumaczenia. Przy akceptacji społecznej i wspólnymi siłami wrocławian wybudowaliśmy tam pomnik, realizując zadanie o charakterze państwowym, oczywiście za wiedzą odpowiednich urzędów. Cokolwiek powiedzieć, udało się dokonać czegoś, czego nikt przed nami nie zrobił. Razem z Ukraińcami upamiętniliśmy dramatyczne wydarzenie z polskiej historii Lwowa. Przy okazji tego projektu zrobiliśmy jeszcze dwie dobre rzeczy – daliśmy kolejny sygnał do współpracy, w czym nie przeszkodziły nam meandry lokalnej polityki we Lwowie. Po drugie, doprowadziliśmy do wzmocnienia współpracy rektorów uczelni wrocławskich z rektorami uczelni lwowskich. Lwów jest miastem partnerskim Wrocławia. Jakim narzędziem w polityce miasta jest partnerstwo? Różnie z tym bywa. Czasem wydaje się, że formuła już się wyczerpała i partnerstwo zamiera. Czasem wprost przeciwnie, jak w przypadku Lwowa. Poza tym jestem zaprzyjaźniony z merem Lwowa, Andriejem Sadowym, i to też pomaga w realizacji projektów. Po 1989 r. większość polskich miast poszukiwała partnerów na Zachodzie, żeby coś uzyskać od bogatszych miast. W przypadku Wrocławia było trochę inaczej. Oczywiście w poprzednich dekadach chcieliśmy uzyskać pomoc, ale bardziej nam zależało na know-how. Nie chcieliśmy wyważać otwartych drzwi. Wówczas żywe było partnerstwo z Charlotte w USA, skąd czerpano dużo dobrych rozwiązań, uczyli nas też Francuzi z departamentu Vienne. Teraz możemy pomagać włodarzom Lwowa: nasi urzędnicy i radni jeździli tam, oni przyjeżdżali do nas. Zawsze podkreślają, że się od nas uczą. Jest też pewien aspekt tej współpracy, może marginalny, ale istotny, choćby ze względu na naszą przeszłość. Często nasi przyjaciele ze Lwowa chcą wykorzystać wzajemne relacje, aby otrzymać zaproszenie i wizę. Wiele osób uważa to za nadużycie, ale ja tak nie myślę. Pamiętam, jak w przeszłości sam starałem się wyjechać za granicę na stypendium. Moja żona mogła mi w tym wyjeździe towarzyszyć tylko dlatego, że zaprosiła ją nieznana nam osoba. To doświadczenie podpowiada mi, że nie jest to aż tak naganne. Nawet jeśli ci ludzie tylko się po Wrocławiu przespacerują, to i tak coś im w głowach zostanie. Wrocław nawiązuje też współpracę z Wilnem – Litwa jest w Unii, więc w tym przypadku nie ma już wątku prometejskiego. Wilno było trzy lata temu Europejską Stolicą Kultury. Było to dla miasta duże wyzwanie, bo akurat rozpętał się kryzys. Ich doświadczenia są dla nas interesujące. Będziemy rozwijać projekty z Wilnem – na przykład chcemy wypożyczyć obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, mamy w planie wspólne imprezy związane z „Panem Tadeuszem” – przecież rękopis jest u nas we Wrocławiu. Umawiamy się też na Kaziuki – odpustowy jarmark, który jest jedną z najważniejszych tradycji Wilna – i który chętnie pokazalibyśmy tutaj. Kilka lat temu wraz z merem Lwowa podpisał Pan deklarację, że będziecie działać na rzecz przybliżenia Lwowa do Polski i budowy połączenia kolejowego, takiego, by polskie pociągi mogły swobodnie do tego miasta dojeżdżać. Pomysłu jednak nie udało się zrealizować. Pomysł był dobry i w interesie Polski. Chodziło o to, by po raz pierwszy kolej z torami o rozmiarach europejskich przebiła się na Wschód. Chodziło raptem o kilkadziesiąt kilometrów, ale byłoby to wydarzenie historyczne, a równocześnie zwiększające dochodowość z eksploatacji tej trasy, ponieważ we Lwowie mieszka 800 tys. ludzi, a w całym obwodzie jakieś dwa miliony. Ci ludzie chętnie korzystaliby z takiego pociągu i wielu Polaków też. Tak więc deklarację podpisaliśmy i posłałem ją do właściwych ministerstw – MSZ, infrastruktury itd. Niestety nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Jaki jest pomysł na wciąganie wschodnich partnerów do imprez związanych z Europejską Stolicą Kultury – zwłaszcza teraz, gdy od jakiegoś czasu uwaga Europy zwrócona jest gdzie indziej? Po pierwsze wciąż trzeba podkreślać, że Ukraina i Białoruś należą do Europy. Niektórzy europejscy urzędnicy, z którymi rozmawiałem, nie wiedzieli, że graniczymy z Ukrainą i że na wschód od Polski mówi się innymi językami niż rosyjski. Po drugie, ogłosiliśmy z merem Sadowym sympatyczną inicjatywę, która z przyczyn formalnych nie ma znamion oficjalnych, że „podzielimy się” trochę tym tytułem z lwowianami. To był też jeden z powodów, dla których dyrektorem artystycznym Europejskiej Stolicy Kultury uczyniliśmy Krzysztofa Czyżewskiego. W aplikacji lubelskiej, której był on jednym z autorów, wątek lwowski był bardzo obecny, a cała tematyka wschodnia – jak wiadomo – jest dla niego ważna. Ktoś może zapytać: po co się angażować w jakąś nieprzewidywalną Europę Wschodnią, jeśli można z powodzeniem grzać się w cieple Europy Środkowej? To dużo przyjemniejsze. Powodów jest kilka. O tożsamości już mówiliśmy. Druga sprawa to przyzwyczajanie lwowian, że Polacy interesują się ich miastem i niczego złego w tym nie ma. Nas już od dawna nie boli, że Niemcy interesują się swym dziedzictwem kulturowym we Wrocławiu. Trzeci powód jest taki, że skoro nam kiedyś udzielano pomocy, to także powinniśmy wspierać słabszych. Bez wątpienia jesteśmy cywilizacyjnie krok do przodu w stosunku do naszych wschodnich sąsiadów. I wreszcie: myślenie Giedroycia – choć nie chcę zbaczać na wielką politykę – jest wciąż aktualne. To nasza racja stanu, abyśmy mieli dobre stosunki z najbliższymi sąsiadami i przyciągali ich do Unii Europejskiej. Mamy przeświadczenie, że granice Europy są szersze niż granice Unii. Współczesne zjawiska, może mniej cywilizacyjne, a bardziej kulturowe, są równie interesujące na Wschodzie i jeśli dyskurs europejski ma być kompletny, musimy się wsłuchiwać w głosy stamtąd. Czasem zahacza Pan jednak o wielką politykę – przyjaźni się Pan z białoruskimi opozycjonistami. Podczas Wrocław Global Forum przepraszał Pan ich za to, że wśród oficjalnych flag wisiała flaga państwowa Białorusi, a nie narodowa biało-czerwono-biała... Honorowaliśmy opozycję białoruską i należało powiesić flagę, do której przyznają się ci honorowani. To był nietakt, nawet jeżeli zachowano się zgodnie z wymogami dyplomacji. Z Łukaszenką trzeba manewrować: zawiesiliśmy partnerstwo z Grodnem, ale festiwal kultury białoruskiej się we Wrocławiu odbył. Wrocław Global Forum pokazuje, że Pan ma większe ambicje niż kontakty z najbliższymi sąsiadami Polski – jak to się wpisuje w politykę zarządzania miastem? Następuje proces metropolizacji: miasta-metropolie są rozpoznawalne dzięki sile kontaktów pomiędzy sobą oraz dzięki ważnym imprezom. Nowy Jork ma słynny maraton, Los Angeles Oscary, Paryż tygodnie mody, a inne miasta, jeśli chcą się liczyć, muszą mieć ważne wydarzenia na przykład o charakterze kongresowym. Tu dotykamy jeszcze jednej rzeczy: nie wszystkie wydarzenia o najwyższej randze muszą się w Polsce dziać w Warszawie. W interesie państwa jest rozproszenie pewnych przedsięwzięć. Jeśli chodzi o Global Forum, czyli spotkania o charakterze transatlantyckim, to Wrocław pasuje tu ze względu na wszystko, co w książce opisał Norman Davies. A przy okazji Polsce i Europie jest potrzebna refleksja na temat, czym są dzisiaj USA i czym mają być dla naszego regionu. W Polsce dokonał się ostatnio pewien proces myślowy: z postaw silnie proamerykańskich przesunęliśmy się na postawy silnie europejskie. To dokonało się w czasie wojny w Iraku i naszego wejścia do Unii. Nie oceniam tego zjawiska, ale refleksja, jaką rolę mogą odgrywać USA w świecie, jest ważna. Jakie są spodziewane profity z takiego zaangażowania – nowe kadry, projekty? Chciałbym, aby do Wrocławia przyjeżdżali ludzie ze wszystkich stron świata. Ucieszyłem się, gdy kiedyś wyszedłem z urzędu i spotkałem wysokiego czarnoskórego mężczyznę z dzieckiem. Okazało się, że to nowojorczyk, który przyjechał odwiedzić żonę pracującą we Wrocławiu w oddziale jednej z firm. Jeden człowiek i kilka zjawisk: choćby takie, że to do pracującej w Polsce kobiety przyjeżdża mężczyzna z Ameryki i jeszcze to on opiekuje się dzieckiem. Oczywiście mówimy o mikroskali, ale to przykład, jak zmienił się Wrocław i cała Polska. Ucieszyło mnie to, bo pokazało, że Wrocław bierze udział w wyścigu cywilizacyjnym. W wyścigu tym wygrają metropolie, czyli te byty, które są widoczne z kosmosu, gdy gaśnie Słońce. A mikrokosmos Wrocław widać z kosmosu? W skali Polski tak, w skali Europy jeszcze nie. Nie możemy się ścigać z Londynem czy Berlinem, ale w lidze, w której jest np. Monachium, już się zaczynamy pojawiać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2012