W cieniu doktora Lutra

Co roku do Wittenbergi ściąga pół miliona turystów: oglądają drzwi, do których prawie 500 lat temu Marcin Luter miał przybić swoje tezy, i kazalnicę, z której nauczał. Świadectwa ewangelickiego chrześcijaństwa stoją, gdzie stały. Trudniej uświadczyć chrześcijan. Niektórzy chcą to zmienić.

05.01.2010

Czyta się kilka minut

Znad Łaby ciągnie się wilgotna zasłona, zalega melancholijnie nad miastem. Wilgoć przenika pod płaszcze, wstrząsa dreszczem, zmusza nielicznych przechodniów do przyspieszenia kroku. Tylko niewielki Weihnachtsmarkt, tradycyjny o tej porze w niemieckich miastach bożonarodzeniowy jarmark, emanuje odrobiną ciepła, udziela go, nawet jeśli skąpo, posępnej Starówce w jej bardziej jesiennej niż zimowej scenerii.

Kościół zamkowy, do którego odrzwi 31 października 1517 r. Marcin Luter miał przybić 95 buntowniczych tez, wyznacza z jednej strony granicę miejskiego centrum; drugą granicę markuje miejski kościół Mariacki, gdzie głosił kazania. W tym powiatowym mieście w landzie Saksonia-Anhalt, chyba wszystko oddycha do dziś jego imieniem - Marcina Lutra, doktora teologii uniwersytetu wittenberskiego, twórcy Reformacji.

500 lat minie niedługo od chwili, gdy Luter poruszył bryłę ówczesnego świata. Jego współczesnym okres około roku 1500 musiał wydawać się potężnym przewrotem w ich postrzeganiu rzeczywistości: daleko na Zachodzie nowe ziemie, odkrywane przez Kolumba i jemu podobnych; na wschodnich obrzeżach morza, nieprzypadkowo zwanego Śródziemnym, Konstantynopol, serce wschodniego chrześcijaństwa, wpadł w ręce muzułmańskich Osmanów; w Moguncji nad Renem Johann Gutenberg wynalazł druk - odkrycie, które zrewolucjonizowało komunikację między ludźmi, ułatwiając przepływ idei i zarazem je rozpowszechniając. Jednak przewrót o najbardziej doniosłych skutkach zaczął się w Wittenberdze, gdzie niewiele dotąd znaczący mnich-augustianin wystąpił przeciw prymatowi rzymskiego Kościoła.

Dziś nawet katolicy nie kwestionują wielu zasług Lutra: on przełożył na niemiecki Nowy Testament, czyniąc go zrozumiałym dla każdego, zmodernizował język niemiecki, był jednym z wybijających się uczonych swych czasów, a jego reformatorski impuls wywołał, pośrednio, także konieczne zmiany w Kościele katolickim. Ale Reformacja to także początek krwawych wojen religijnych, które podzieliły Niemcy - i kraj, i Kościół, i ludzi.

To jednak wielka Historia, przez duże "H".

Tutaj, w Wittenberdze, na Lutra patrzy się bardziej z perspektywy lokalnej: za jego sprawą miasto zyskało nieoczekiwanie sławę i znaczenie, które przetrawia do dzisiaj. "Lutherstadt Wittenberg", Wittenberga Miasto Lutra, jak brzmi oficjalna nazwa. Mniej oficjalna to "Rzym protestantów". Co roku do 50-tysięcznego miasta ściąga pół miliona turystów z całego świata; chcą oglądać legendarne drzwi Schlosskirche i kazalnicę w Sankt Marien, świadectwa Reformacji i ewangelickiego chrześcijaństwa.

Jednego tylko w Wittenberdze trudno dziś uświadczyć - chrześcijan. Winę ponosi 40 lat komunizmu w NRD, gdy państwo uprzykrzało im życie. Wielu występowało z Kościoła, aby ułatwić egzystencję sobie i dzieciom. Potem, gdy naciski władz zelżały, wielu odchodziło od Kościoła, bo przestawali czuć z nim więź, obojętnieli. Proces dechrystianizacji doprowadził do tego, że dziś ponad 70 proc. mieszkańców wschodnich Niemiec określa się jako "bezwyznaniowi" (w zachodniej części kraju - 19 proc.). W Wittenberdze niechrześcijan jest chyba jeszcze więcej. W 2009 r. w mieście doliczono się 25 ewangelickich konfirmacji i 7 katolickich pierwszych komunii. Niektórzy mówią, że Wittenberga to dziś "ostoja ateizmu".

Aby stawić czoło coraz silniejszej sekularyzacji, pod koniec października 2009 r. w Wittenberdze założono "Freundeskreis Luther" (w wolnym przekładzie: "Krąg Lutra"; Niemcy, gdy się za coś zabierają, lubią "kręgi" czy "grupy robocze"). Cele są ambitne: jego członkowie chcą ożywić życie religijne, zaczynając w ten sposób także przygotowania do 500. rocznicy Reformacji. Chcą też zbierać darowizny na renowację miejsc pamięci Lutra. Do "Kręgu" należą biznesmeni, wydawcy, mecenasi sztuki. Także politycy, na czele z urodzonym pod Wittenbergą ministrem gospodarki landu Saksonia-Anhalt Reinerem Haseloffem - skądinąd praktykującym katolikiem.

55-letni Haseloff, z wykształcenia fizyk, wyrósł w NRD w rodzinie katolickiej, był ministrantem. Po zjednoczeniu Niemiec wstąpił do CDU, został samorządowcem; sprawy Wittenbergi zna dobrze: przez 10 lat był tu szefem urzędu pracy. Nie widzi sprzeczności w tym, że jako katolik angażuje się na rzecz "ikony protestantyzmu" . Mówi, że chodzi mu przede wszystkim o chrześcijaństwo - i o to, aby na powrót przyciągnąć do niego młodych ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2010