Uszanujmy biesiady

Straszne były represje na posłach, którzy poszli na urodziny znanego dziennikarza.

27.09.2021

Czyta się kilka minut

 / KATERYNA BIBRO / ADOBE STOCK
/ KATERYNA BIBRO / ADOBE STOCK

Siedemnaście tysięcy ludzi w całej Francji wzięło na przełomie 1847 i 1848 r. udział w około siedemdziesięciu bankietach obywatelskich, które przeszły do historii jako jedna z bezkrwawych rewolucji nowoczesnej Europy. Nauczeni pamiętać okres Wiosny Ludów na ziemiach polskich i w ich pobliżu jako brutalne widowisko, tym bardziej bolesne, że w krótkim terminie daremne, zapominamy, iż przejście od monarchii lipcowej do drugiej republiki odbyło się – że tak powiem – przez bufet.

Chciałbym kiedyś pomyszkować w bibliotekach w poszukiwaniu dokładnych jadłospisów tamtej kampanii. Owszem, obszerny opis bankietu dał w jednej z powieści Flaubert, ale dotyczy on wyłącznie wznoszonych haseł i dyskusji. Ten genialny, wiecznie aktualny pisarz był też nieznośnym hipochondrykiem i gardził dobrym jedzeniem z powodu wiecznych problemów trawiennych. W jego obszernych listach znajdziemy mnóstwo szczegółów ówczesnego życia codziennego i schadzek z kochanką – ale nie dowiemy się, co jadali potem na śniadanie.

Pozostaje na razie internet. A tam, na nielicznych rycinach dokumentujących ową „kampanię bankietową”, majaczą niewyraźnie talerze z nieokreśloną strawą. Za to dokładnie widzimy, iż przed każdym z jegomości zasiadających przy długich stołach widać butelkę. To byli poważni, zaangażowani w sprawy publiczne ludzie, elita obywatelska. Gromadzili się natchnieni wolą naprawy gnijącego ustroju i podźwignięcia z ruiny kraju. Ale do głowy by im nie przyszło, żeby kłócić się o postulaty obniżenia cenzusu majątkowego albo – o zgrozo! – wprowadzenia wyborów powszechnych o suchym pysku. Czy można wstać i wznieść toast „precz z korupcją!” popijając tisanę z werbeny?

Werbenę polecam wam z głębi serca, ale w kontekstach bardziej prywatnych niż obywatelskich, gdy nie zachodzi potrzeba ojczyzny ratowania. Rośnie to ziele bez trudu nie tylko na francuskim, ale i na polskim balkonie. Jej zwiewna orzeźwiająca paleta smaków tym jest wobec naszej poczciwej melisy, czym był citroën ds wobec syrenki.

Pomysł ogólnokrajowych biesiadnych dyskusji „co z tą Francją” pojawił się jako sposób na obejście obowiązującego pod rządami Ludwika Filipa zakazu zgromadzeń politycznych – choć nikt z władz oraz pracujących dlań szpicli nie miał wątpliwości, po co ci ludzie siadają za stołem: żeby zmusić króla do reform albo do odejścia. Różne są oceny stopnia „wstecznictwa” i represyjności tamtej monarchii, kolejnego ogniwa rozwoju po okresie restauracji Burbonów, tych, co to niczego nie zrozumieli i niczego się nie nauczyli. Zamordyzm trwał, lecz w lżejszej wersji, z pewną istotną granicą: mógł zakazać wielu rzeczy dziejących się poza sferą ścisłej prywatności, na ulicach i placach, ale np. biesiada, uczta, bankiet należały do tego zakresu zdarzeń, których władza nie śmiała tknąć.

Zdarzeń wprawdzie zbiorowych, ale otoczonych mirem nietykalności, bo dotyczących szczególnego przeżycia – posiłku. Spotkania tysiąca dwustu osób (tyle liczył pierwszy bankiet w Paryżu w 1847 r.) z pewnością nie nazwiemy imprezą „prywatną” w sensie ścisłym, ale fakt, że między obecnymi stały stoły, talerze z jadłem i przede wszystkim butelki z winem, wyjmował to wszystko spod definicji „zgromadzenia publicznego”. Dziś, kiedy lewicowa teoria krytyczna obala podział na prywatne i publiczne, twierdząc, że to tylko wygodny parawan dla hegemona, który za nim chowa najgorsze objawy ucisku, myślę, że wyjątkowy, pośredni status uczty, uszanowany przez monarchię lipcową, wart jest zachowania.

Także w obronie przed innymi zgoła purytanami: straszne były represje na posłach, którzy poszli na urodziny znanego dziennikarza (z tego miejsca go pozdrawiam: obca mi jest amikoszoneria, jaką wykazuje wobec polityków, ale doceniam, jak wiele zrobił pożytecznego, popularyzując w prasie dobre wino). Owszem, rozumiem wilczą logikę partyjnych wycinanek – nowy wódz po powrocie na białym koniu ma prawo pozbyć się starej gwardii pod byle pretekstem, ale czy naprawdę musi to być spotkanie towarzyskie, pozbawione, o ile wiem, momentów skandalicznych? „Żadnego alkoholu na spotkaniu nie piłem” – skamlał potem publicznie jeden z ukaranych. Cóż za żenada – przepraszać za bankiet.

Chyba że skandalem było samo przebywanie w jednej rozległej przestrzeni biesiadnej z politykami drugiego plemienia? Kara dlatego była sroga, że zachowanie posłów niweczy strategię Platformy, będącą pokraczną powtórką reaganowskiej bitwy z Imperium Zła. Ale ja bym raczej powiedział, że skandalem jest ta strategia, skoro w jej ramach można wylecieć z partii za bycie na czyichś urodzinach. ©℗

Przyroda zna, a jakże, przypadki mieszania się odmian na jednej grządce – coraz częściej widuję dynie hokkaido, które utraciły typowy „czubeczek” przez krzyżowanie się z naszą miejscową odmianą. Dużo takich dyń przywiozła nam niedawno we wspaniałym darze nasza czytelniczka, dziękuję raz jeszcze! Każdy w redakcji wziął sobie po jednej, a ja im poradziłem, żeby ją upiekli – choć można też, korzystając z faktu, że taka krzyżówka się łatwiej rozpada, wykonać kolejny wariant zupy dyniowej. Małą dynię rozkrawamy, wyjmujemy gniazda nasienne, kroimy na drobną kostkę wraz ze skórą. Dodajemy małego selera pokrojonego w kostkę. Zalewamy ok. 0,5-0,7 l wody lub lekkiego bulionu warzywnego. Solimy, gotujemy pod przykryciem na wolnym ogniu, dodając opcjonalnie po listku szałwii i lubczyku. Po przestudzeniu miksujemy, podajemy z odrobiną oliwy i pyszną posypką, którą uzyskamy prażąc na patelni kilka z grubsza posiekanych orzechów laskowych i migdałów, po czym łącząc je w proporcji 1:1 z parmezanem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2021