Elity pożerają semaglutyd. My odchudźmy risotto

Oto dzisiejsi odpowiednicy eleganckich atletów, wojowników i myśliwych z greckich waz czerwonofigurowych. Oni też w sporcie szukali drogi wzwyż, bo ich ciała mogła deformować raczej gnuśność niż praca.

04.09.2023

Czyta się kilka minut

fot. Olga Miltsova / Adobe Stock

A może mały domek w Danii? Na przykład w Aalborgu, rodzinnym miasteczku Adriana Zandberga, lub gdziekolwiek indziej, może tylko z dala od przemysłowych hodowli norek lub świń, które znaczą dobrze zorganizowanym cierpieniem tę łaskawą dla rowerzysty płaską ziemię wbitą klinem między dwa morza. Ja bym najbardziej lubił zamieszkać w pobliżu pewnej wytwórni maślanych ciastek w okrągłej płaskiej puszce, która potem zwyczajowo służy do przechowywania nici i kordonków.

Lepiej nie folgować łakomstwu, bo ile takich puszek poustawianych jedna na drugiej pomieści szafka z robótkami? Mebel to nie spodnie, nie da się poluzować guzika. Garderoba też ma swoje ograniczenia, ale Duńczycy w związku z tym dokonali ostatnio kapitalnych odkryć, które skłoniły mnie, by na moment zająć się tamtejszym rynkiem nieruchomości. Otóż ostatnio można wziąć w Danii kredyt hipoteczny na znacznie korzystniejszych warunkach niż w sąsiednich krajach europejskich, bowiem bank centralny utrzymuje stopy na dość niskim poziomie, by zniechęcić inwestorów do duńskiej korony. Ta bowiem i tak bez przerwy trzyma wysoki kurs do euro. A to dlatego, że firma farmaceutyczna Novo Nordisk nieustannie zwozi do Danii wagony pełne dolarów zarobionych na rynku światowym, wymieniając je zaś na lokalną walutę, powoduje jej umocnienie. Wartość rynkowa tej spółki wzrosła w tym roku o jedną trzecią i wynosi więcej niż całe duńskie PKB. W prasie fachowej padają już głosy, by rozmaite wskaźniki ekonomiczne dla Danii wyliczać z wyłączeniem wyników Novo Nordisk, bo ten kolos zakrzywia parametry jak czarna dziura czasoprzestrzeń.

Tu musi chodzić o coś więcej niż zwyczajowe wysokie zyski branży farmaceutycznej. Otóż jedna z opracowanych w NN dla cukrzyków substancji – semaglutyd – okazała się piorunująco skuteczną formułą, pozwalającą skutecznie odchudzić bogaty Zachód. Zajęliśmy się tym w „Tygodniku” parę miesięcy temu, wspominając o popycie na ozempic, najbardziej znany preparat z tej rodziny, działający m.in. na nasz mózg w ten sposób, że czujemy się zawsze syci i po prostu nie chce nam się jeść. Potem dołączył lek wegovy, już wprost, a nie ubocznie, rejestrowany jako środek na otyłość. Amerykanie zużywają go takie ilości, że firma musiała ograniczyć wprowadzenie go w innych krajach, aby obecni klienci mieli bezpieczny dostęp do dawek. Bo to nie jest jednorazowy strzał, lecz ­dożywotnie comiesięczne zastrzyki.

Prawie żaden ubezpieczyciel nie refunduje kuracji, ale leku brakuje. W Nowym Jorku mieszkańcy bogatego Upper East Side, choć cukrzyca i poważne formy otyłości dotykają ich dwa razy rzadziej niż w biedniejszych dzielnicach, kupują dwa razy więcej wegovy niż sąsiedzi np. z Brooklynu. „Zamiast w kółko spotykać się na kolacje czy drinka, odkrywamy teraz ze znajomymi nowe sposoby spędzania czasu, np. spacer w Central Parku” – opowiada nowojorskiej gazecie jedna ze sławniejszych tiktokerek lansujących się dzięki „witaminie O”.

To są nasi kaloi k’agathoi, ucieleśniający ideał piękna splecionego z dobrem, dzisiejsi odpowiednicy tamtych ­ponadczasowo eleganckich atletów, wojowników i myśliwych z greckich waz czerwonofigurowych. Oni też byli – a przynajmniej chcieli, byśmy takimi ich zapamiętali – gibcy, szczupli i, podobnie jak spacerowicze z Central Parku, należeli do elity, która w sporcie szukała drogi wzwyż, bo ich ciała mogła deformować raczej gnuśność niż praca. Zresztą ceramika, która syci nasze oczy ich niskokalorycznym pięknem, to też oznaka wysokiego statusu. Największa dziś w Europie spółka giełdowa to koncern LVMH, dominujący we wszelkich gałęziach luksusu, od torebek, przez spinki, po koniaki. Depcze jej po piętach Novo Nordisk, wzbogacony dzięki wynalazkowi pozwalającemu w naszym mózgu wyłączyć niepotrzebny, szkodliwy wręcz (w warunkach żywnościowego bezpieczeństwa) głód. Gdyby jeszcze znaleźli podobną pigułkę na – niepotrzebną, odkąd przestaliśmy żyć w stadach – potrzebę dominacji i agresji… ©℗


Jak wiecie, jestem wielkim miłośnikiem risotta, które niestety jest skrobiową bombą, a do tego jeszcze wymaga na ogół sporo masła. Goszcząc przy stole ludzi dotkniętych cukrzycą, zrobiłem minimalistyczną, ale nie mniej smakowitą wersję risotta dyniowego. Z małej dyni hokkaido wyrzucamy gniazda nasienne, obieramy i kroimy w drobną kostkę. Solimy i dodajemy listki szałwii, pieczemy do miękkości pod folią aluminiową w brytfance polanej cienką warstwą oliwy (teraz, kiedy dynie są świeże, zajmuje to ok. 40 minut). Na dużej ciężkiej patelni prażymy na sucho (!) 300 g ryżu, delikatnie mieszając, aż będzie naprawdę gorący w dotyku, ale nie zacznie brązowieć. Gasimy kieliszkiem białego wina. Potem gotujemy, podlewając wrzący bulion warzywny albo na kurzym skrzydełku. Po ok. 10 minutach dodajemy upieczoną dynię, delikatnie mieszamy, kończymy gotowanie w momencie, gdy ryż będzie miękki. Wyłączamy ogień, dodajemy 150 g gorgonzoli (którą częściowo zastąpiłem bryndzą. Jeśli lubicie, możecie popróbować z jej pikantną wersją. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Niskokaloryczne piękno