Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sukces? Na pewno, jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie lata i wymęczony przed pół rokiem kompromis z Brukseli. Jest to jednak sukces gorzki, bo autorzy lizbońskiego kompromisu nie tyle zreformowali Unię, co przede wszystkim uporali się z politycznym dziedzictwem konwentu europejskiego, które pogrążyło Europę w trwającym kilka lat kryzysie. "Unia będzie silniejsza, by sprostać wyzwaniom globalnym, wypełniać swą rolę na świecie i z zaufaniem patrzeć w przyszłość" - obwieścił José Sócrates, premier Portugalii, kierującej w tym półroczu pracami Unii. Jeżeli założyć, że kryzys UE - ujawniony z taką siłą na tle interwencji w Iraku oraz rozszerzenia Wspólnoty - dotyczył niewydolności instytucji wspólnotowych, to przepowiednia premiera Portugalii powinna zacząć się realizować od połowy 2009 r., gdy nowy traktat wejdzie w życie. Problem w tym, że zarówno analiza funkcjonowania Unii po rozszerzeniu, jak i zwykła intuicja podpowiadają, że problemy są o wiele większe i sięgają podstaw integracji europejskiej, pytań o rozwój wspólnego rynku, a także o rolę Unii w polityce światowej. Z perspektywy Brukseli nowe regulacje - zmniejszenie liczby komisarzy, wzmocnienie wspólnej polityki zagranicznej czy zwiększenie obszarów, w których obowiązywać będzie głosowanie większościowe - są istotnymi krokami w stronę usprawnienia Wspólnoty. Zarazem jednak są to tylko narzędzia, którymi można posługiwać się na różne sposoby.
Jednej rzeczy nie udało się natomiast osiągnąć: szanse, aby po Lizbonie Unia stała się bliższa swym obywatelom, co było jednym z zadań konwentu, są dziś równie małe co kilka lat temu. Nie tylko dlatego, że traktat lizboński reformuje, a zatem wprowadza kolejne zmiany do istniejących traktatów o Unii Europejskiej oraz o Wspólnotach Europejskich, przez co porządek prawny i instytucjonalny Unii wygląda, jakby wyszedł spod piór polskich posłów. Odległość między obywatelami a unijnymi instytucjami zwiększa się, ponieważ integracja europejska przestaje być źródłem pozytywnych emocji, a staje się kwestią procedur i aneksów. Lizbona była tego kolejnym przykładem.