Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy eurokonstytucja jest już martwa? Co z Unią? Nad tym zastanawiają się przywódcy “25". Ale zamiast koncepcji, jak wyjść z kryzysu, mamy kakofonię deklaracji. Także polscy politycy koncentrują się na drugorzędnym pytaniu, czy robić w Polsce referendum. Tymczasem to właśnie oni powinni bić na alarm - w Brukseli, Strasburgu, Berlinie, Londynie, wszędzie - i przestrzegać, aby śmierć eurokonstytucji nie zamknęła bramy do Wspólnoty - czym grozi Günter Verheugen, unijny komisarz, który wie, co mówi, bo przecież odpowiadał za niedawne rozszerzenie.
Jeśli głos Francuzów i Holendrów oraz debaty w innych krajach (efekt: z sondaży wynika dziś, że nawet większość prounijnych zwykle Niemców czuje się stłamszona przez mityczno-biurokratyczną “Brukselę") spowodują, że Unia wyśle sygnał, iż w przewidywalnej perspektywie nie będzie rozszerzenia, skutki mogą być dla Polski fatalne. Uderzy to bowiem w państwa postsowieckie, które wybrały drogę na Zachód: w Gruzję, Mołdawię i Ukrainę. A także w białoruską opozycję i tamtejsze społeczeństwo. Wszystkie te narody są dziś w podobnym położeniu, w jakim była kiedyś Polska: znalazły się między Europą a Moskwą. Mogą iść na Zachód albo w objęcia Putina. Trzeciej drogi nie ma.
Kryzys jest poważny. Ale czy Wspólnota może pozbawić swą politykę zagraniczną najskuteczniejszego środka oddziaływania, czyli perspektywy przyjęcia jakiegoś kraju? Przykład Europy Środkowej pokazuje, jak silnym czynnikiem jest taka perspektywa. Politycy Unii nieraz pokazali, że nie grzeszą wiedzą o Europie Wschodniej ani wyobraźnią. Byłoby paradoksem, gdyby zamiast uświadamiać zachodnim kolegom konsekwencje ich ewentualnej decyzji o zamknięciu “bramy do Europy", polscy krytycy eurokonstytucji mieli okazać się niechcący sojusznikami Putina.