Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Samochód był osobowy, osoby wracały po koncercie Festiwalu "Wratislavia Cantans". Paul McCreesh - Purcell - Britten. "Oda do św. Cecylii". Rzymski oprawca trzykrotnie uderzał w szyję świętej, oprawcy wrocławscy nawet nie liczyli uderzeń. A po chwili jakby zapadli się pod ziemię, my zaś patrzyliśmy na dwoje ludzi w zdemolowanym samochodzie.
Chcieliśmy to sobie wszyscy jakoś wytłumaczyć. Że następnego dnia mecz, więc zapewne zbydlęceni biało-czerwoni tifosi. Że bezmyślnego aktu zezwierzęconego wandalizmu dokonali jacyś bliżej nieokreśleni przyjezdni, że nikt stąd, z najpiękniejszego, najbardziej kulturalnego, najbardziej europejskiego miasta w Polsce. Że Obcy, po prostu.
Akt był bezinteresowny, w pełni spontaniczny - przed nami stał aktu owoc w postaci kompletnie rozwalonego pojazdu klasy średniej wyższej. Wewnątrz owocu, wciąż jeszcze w szoku, miotali się ludzie, usiłując otworzyć rezolutnie zablokowane uprzednio od wewnątrz zamki. Barbarzyńców już nie było, zniknęli tak samo koszmarnie nagle, jak się pojawili, ale spokojnie - powrócą. Wkrótce wkroczą do kościołów. Bach! Koopmana w trakcie kantaty. Niech się schowają Purcell z Brittenem. Nadchodzi Alex!
W piątkowy wrześniowy wieczór w sercu Wrocławia po raz nieskończony zderzyły się cywilizacje. Naiwne kilkanaście minut wcześniej skończyliśmy grać "Nakręcaną pomarańczę".