Ukraina odzyskuje ziemie i tropi kolaborantów

Na odzyskanych przez ukraińską armię ziemiach oddziały policji wyszukują dywersantów i kolaborantów, szukają pozostawionej broni i rozminowują drogi.
z obwodu mikołajewskiego (południowa Ukraina)

05.12.2022

Czyta się kilka minut

Oddział policji Tsunami patroluje wieś  w obwodzie mikołajewskim,  13 listopada 2022 r. /
Oddział policji Tsunami patroluje wieś w obwodzie mikołajewskim, 13 listopada 2022 r. /

Mężczyzna ma naciągniętą na głowę zimową czapkę. Na wysokości oczu owinięta jest ona taśmą klejącą, reklamującą firmę logistyczną i kawiarnie sprzedające croissanty. Wokół mężczyzny chodzą policjanci w wojskowych mundurach. Jeden ściąga z auta rosyjskie numery rejestracyjne z Krymu. Samochód miał przywieźć ojciec zatrzymanego, pracujący w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa na okupowanym półwyspie. Inni policjanci przetrzepują dokumenty, zbierają telefony, karty SIM; obok kładą komputer i kurtkę (takie kurtki są na wyposażeniu rosyjskiej armii).

Pierwsze słowa zapisane w zeszycie zatrzymanego mężczyzny brzmią: „Wsparcie ogniowe” oraz „Drużyna karabinów maszynowych”. Później są funkcje, imiona, nazwiska, otczestwa, pseudonimy, a nawet daty urodzenia, adresy domowe, ich komisje poborowe i numery telefonów. Dalej wymieniona jest kolejna drużyna, wraz ze składem.

– Zobacz, nawet buty ma z zetką – żartuje postawny dowódca kompanii odeskiego batalionu policji Tsunami o pseudonimie „Cichy”. Inni policjanci wybuchają śmiechem. Mężczyzna z naciągniętą czapką ma na nogach buty marki New Balance, której logo wygląda jak przekrzywiona litera „Z”, która jest symbolem rosyjskiej inwazji.

– Z nikim nie współpracowałem. Nie wydawałem nikogo. Zapytajcie sąsiadów – próbuje się bronić zatrzymany.

– To właśnie oni nam powiedzieli, że to robiłeś – mówi „Cichy”.

Zatrzymany próbuje się tłumaczyć, że był kierowcą tira i stąd ma adresy. Jego żona wyjaśnia, że wozili nabiał do Chersonia i tam zapisywali kontakty klientów.

– Dwa razy w tygodniu jeździliśmy. Jakoś się musieliśmy z nimi kontaktować – mówi kobieta, która nie jest skrępowana.

– I od każdego bierze pani numer? – pyta jeden z policjantów.

– Tak, naprawdę. Jak jadę, to wszystkich mam zapisanych „twaróg”, „śmietana”, „mleko”, bo tak wygodniej.

– I dlatego musieliście mieć tyle kart SIM? – dopytuje policjant.

– Dobra, koniec. Zaraz przyjedzie służba bezpieczeństwa i wyjaśni, dla kogo twaróg, a dla kogo śmietana – rzuca „Cichy”.

Z zatrzymanym zostaje kilku policjantów. Reszta rusza dalej, do kolejnych wsi. Trwa tak zwana zaczystka (w wolnym tłumaczeniu: wyczyszczanie). Teraz jednak w policyjnym żargonie nazywana działaniami stabilizacyjnymi.

Donosili swoi

We wsi Nowosofijiwka w obwodzie mikołajewskim przed 24 lutego mieszkało ponad 550 osób. Wieś została ­zajęta przez rosyjską armię w marcu i do niedawna była pod jej kontrolą. Chociaż początkowo tylko formalnie, bo nikt się w niej nie pojawił. Nowosofijiwka leży na uboczu i zdawało się, jakby Rosjanie nie wiedzieli o jej istnieniu. W końcu trafili jednak i tam, jak zobaczyli, że z trasy na boczną drogę skręca jakiś samochód.

Teraz na jednej z wiejskich uliczek stoją mieszkańcy. Kolejni dołączają, zwabieni ujadaniem psów i entuzjastycznymi okrzykami. Na widok policjantów 87-letnia Anna płacze i przytula młodszego o pół wieku policjanta Witalija.

– Niech Bóg da, byście byli cali i zdrowi!

– Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze – odpowiada jej Witalij.

– Oczywiście wszystko będzie dobrze, nasz naród jest mocny! – mówi Anna. – Boże, dzieci moje, jak ja na was czekałam.

Ze słów mieszkańców Nowosofijiwki układa się spójny obraz. Rosjan, a raczej bojowników marionetkowych republik w obwodzie donieckim i ługańskim, było tu niewielu, mieszkali razem w jednym budynku i głównie zajmowali się chronieniem mostu oraz naprzykrzaniem się miejscowej ludności.

Na mieszkańców ulicy miała donosić jedna z sąsiadek. Szła z bojownikami i pokazywała im dom po domu. Szczególnie uwzięła się na 62-letnią Wasyłynę, która była łatwym celem, bo urodziła się na Zakarpaciu w zachodniej Ukrainie, a dwoje jej dzieci służy w ukraińskiej policji. Uzbrojeni mężczyźni kilka razy nachodzili jej dom. „Znajdziemy twoje dzieci i rozstrzelamy, a tobie przy okazji też się oberwie za to, że jesteś banderówką” – mieli jej mówić. Wasyłyna zalewała się łzami, drżała z przerażenia.

Będzie parada, będzie auto

Przychodzili do niej na podwórko, wypytywali, które drzwi i furtki dokąd prowadzą. Przeszukiwali wszystko, wywracali, robili bałagan. Nic nie znaleźli, bo co miała ukrywać Wasyłyna? Chcieli zabrać paszport, ale wyprosiła, by go zostawili, bo inaczej nie będzie mogła przejechać przez posterunki i dotrzeć na bazar. Przez to nie mogła spać po nocach, bo ciągle wydawało się, że zaraz znów wrócą i zrobią krzywdę. Szturchała męża, powtarzała, by nie spał, bo ją samą ogarniał strach.

W pierwszych tygodniach wypatrzyli, że na podwórku chowa starą ładę samarę. Zainteresowali się nią od razu. Wasyłyna mówiła: młody chłopak zostawił, jak wyjeżdżał ze wsi, i poprosił ją, żeby pilnowała auta. Nie dodawała jednak, że tym chłopakiem był jej zięć policjant. Dwa dni kręcili się wokół tego samochodu. Nie mogli odpalić. Gdy im się to udało, auto zabrali. Następnego dnia kazali napisać Wasyłynie oświadczenie, że użycza im pojazd na tymczasowe użytkowanie. – 9 maja skończy się wojna, będzie parada w Kijowie, wtedy oddam ten samochód – miał mówić jeden z nich.

Wasyłyna nigdy więcej nie zobaczyła łady samary.

Gdy ukraińska ofensywa w kierunku Chersonia nabierała rozpędu i front powoli przybliżał się do Nowosofijiwki, bojownicy znowu ją nawiedzili. Zapytali, czemu nie wyjeżdża wraz z mężem. Wasyłyna odpowiedziała, że nie ma dokąd, że nie może ot tak zostawić swoich krów. To dzięki nim przeżyła miesiące okupacji, bo handlowała nabiałem.

– To będzie miała pani przejebane, bo wasi atakują – miał do niej powiedzieć bojownik.

– Będę chować się w piwnicy – odpowiedziała Wasyłyna.

Mężczyzna wychodził z jej domu powtarzając pod nosem, że ich koniec jest bliski. Więcej ich nie widziała. Opuścili wieś. Sąsiadka, która na nich donosiła, także uciekła, gdy ukraińska armia była już blisko Nowosofijiwki. Większość osób kolaborujących z władzami okupacyjnymi tak uczyniła.

Kontakt z bliskimi

Koło szkoły oddział policji rozdaje pomoc humanitarną i rozstawia starlinki, dzięki którym za pomocą internetu satelitarnego mieszkańcy, od tygodni odcięci od świata, mogą porozmawiać z bliskimi. Co chwilę widać przejęte twarze, łzy, uśmiechy pełne radości i słychać mieszające się rozmowy o tym, że Rosjan już nie ma, przyjechali policjanci, a także, że ludzie odetchnęli z ulgą. Jeden z mundurowych steruje dronem przy szkole, gdzie szybko zbierają się zaciekawione dzieci z ukraińskimi flagami. Proszą policjantów o prezenty i o to, aby pozwolił im chwilę popilotować maszyną bezzałogową.

Wśród dzieci biega 6-letni Kostiantyn. Jego rodzice stoją obok, ale myślami są zupełnie gdzie indziej. 40-letnia Ołena oraz o rok starszy Serhij wpatrują się w telefon. Uśmiechają się, oczy kobiety zachodzą łzami. Za pomocą komunikatora słyszy i widzi 17-letnią córkę Katerynę, która pół roku temu wyjechała z Nowosofijiwki i dotarła do Polski. Udało się to cudem, bo niedługo po tym, jak opuściła wieś, kierowca autobusu z jakiegoś powodu kazał jej się przesiąść do innego. Kateryna dojechała spokojnie, za to pojazd, którym podróżowała najpierw, najechał na minę.

– Te gady wszystko nam poniszczyły, nawet nie dawali chodzić na drugą stronę rzeki, żebyśmy tam złapali zasięg – mówi Ołena.

Określenia „gady” używa wielokrotnie w stosunku do Rosjan i ich popleczników.

Jestem tam, gdzie w 2014 roku

Ołena długo się zbierała, by udać się na plac przed szkołą, bo na samą myśl zaczynała płakać z radości, że Rosjan już nie ma i znowu wisi tam ukraińska flaga.

Powiesiła ją 30-letnia Kateryna. Przed wejściem Rosjan w marcu zakopała flagę wieczorem w lasku sąsiadującym ze wsią. Obok pochowała także dokumenty i medale ojca, który służył podczas wojny w Donbasie. Od jej wybuchu w 2014 r. do 24 lutego 2022 r. zginęło przynajmniej 13 tys. osób. Kateryna ukryła te rzeczy, bo wiedziała, że Rosjanie wkrótce załomoczą do jej drzwi. Tak też się stało, ale podczas przeszukania niczego nie znaleźli.

Choć Kateryna cieszy się, że okupacja to przeszłość, to trudno jej wykrzesać z siebie pozytywne emocje. Jej ojciec dwa dni po rozpoczęciu inwazji zgłosił się do komisji poborowej i wkrótce został zmobilizowany.

„Jestem tam, gdzie w roku 2014” – powiedział tylko Katerynie. Ona od razu zrozumiała, że chodzi o miejscowość Marjinka pod Donieckiem, w której od samego początku inwazji dochodzi do ciężkich starć. Obecnie miejscowość jest w znacznym stopniu zajęta przez Rosjan. Rozmawiali z ojcem przez telefon od czasu do czasu. Łączność była fatalna i w słuchawce ciągle trzaskało, ale Kateryna wiedziała najważniejsze: jest cały i zdrowy. Tak było aż do lata, gdy nagle łączność się urwała. Dopiero po jakimś czasie od rodziny w Mikołajowe Kateryna dowiedziała się, że ojciec trafił do niewoli. Odtąd próbuje uzyskać jakieś informacje, ale za każdym razem jest odsyłana z kwitkiem.

– Wiem, że żyje, i to już dobrze – mówi z wypiekami na policzkach i załzawionymi oczami.

Kobieta, która doniosła na Katerynę – podobnie jak i ta, co nasłała Rosjan na Wasyłynę – wyjechała, zanim do miejscowości weszła na powrót armia ukraińska.

Znowu spokój, ale nie dla wszystkich

Po wizycie policjantów życie we wsi wraca do powszedniości. Odjeżdżającą kolumnę pojazdów policyjnych żegnają mieszkańcy, machają, pozdrawiają, trzymają flagi i krzyczą: „Chwała Ukrainie!”. Przynajmniej jeden mężczyzna, ten w naciągniętej czapce, a także jego rodzina, nie zapamiętają tego dnia dobrze.

– A ty czemu nie spierdoliłeś? – pyta go policjant.

– Urodziłem się w Ukrainie. Czemu niby miałbym to robić? – odpowiada zatrzymany.

Nie otrzymuje odpowiedzi. Kilku policjantów zostaje z nim do czasu, aż przyjadą funkcjonariusze służby bezpieczeństwa, zabezpieczą dowody, a mężczyznę w czapce zabiorą ze sobą.

Czy życie, nawet bez niektórych mieszkańców, wróci do stanu sprzed inwazji? W Nowosofijiwce mają nadzieję, że tak. ©

Tekst powstał przy wsparciu Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu w ramach programu Documenting Ukraine.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2022